Czułem się tak, jakbym wpadł do wrzącej wody. Gorąco i zamęt wywołane obecnością Kujota były nie do zniesienia. Zamachnąłem się, nie trafiłem, machnąłem ponownie i nagle toczyłem się przez jezdnię, trzymając w dłoni garść długich, szarych włosów, które musowały i trzeszczały jak podłączone kable elektryczne. Odrzuciło mnie i uderzyłem o koło porzuconego plymoutha, otarłem sobie twarz i ramię, ale wiedziałem, że mi się udało. Zabrałem skalp Wielkiego Potwora Kujotowi.
Rozległ się druzgocący ryk nadprzyrodzonej furii. Myślałem, że od tego dźwięku kruszeje most. Bokiem wepchnąłem się między dwa wozy, ale musiałem odskoczyć w tył, gdyż te samochody uniosły się i z ogłuszającym hukiem roztrzaskały się jeden o drugi. Dowlokłem się za cadillaca i podniosłem skalp w górę.
W tejże chwili przypomniały mi się słowa George'a Tysiąc Mian. Jeżeli śmiertelny człowiek ośmieli się przywdziać skalp olbrzyma lub demona, wówczas zginie od tego, co ujrzy. Innymi słowy: sam stanie się demonem i będzie nim tak długo jak długo jego umysł będzie mógł to znieść, ale ludzki umysł tego długo nie wytrzyma. Zdołałem wydusić z siebie:
– George, pomóż mi. Gdziekolwiek jesteś, pomóż mi. – Mój szept uleciał z piekącym wiatrem.
Potem, zamykając oczy i spodziewając się najgorszego, owinąłem sobie głowę włosami Wielkiego Potwora. Na początku wydawało mi się, że nie stało się nic. Podniosłem głowę. Byłem zarazem przerażony i rozczarowany. Lecz wtedy poczułem, jak coś wstrząsnęło całym moim ciałem i nagle uświadomiłem sobie jakąś potężną siłę fizyczną i psychiczną. Była to straszna, złowroga siła – siła wszystkich moich gwałtownych, cielesnych żądz, spotęgowana wielokrotnie. Przez moje ciało przebiegł dziki i ożywiający prąd, aż krzyknąłem – nie ze strachu, ale z czystej, odurzającej, dzikiej radości złego. Byłem lubieżny i mściwy, ogarnięty chęcią gwałtu, niszczenia wszystkiego i wszystkich, którzy staną mi na drodze. Zerwałem się na nogi i zdawało mi się, że góruję zadziwiająco nad samochodami, poczułem się wyższy i silniejszy od jakiegokolwiek człowieka teraz i zawsze.
Wtedy wyraźnie zobaczyłem Kujota. Nie był to już mętny cień ani skłębiony obłok, ale demoniczna bestia, skulona nad ciałem Jane, odziana w płaszcz z robaków i kujocich skór. I wiedziałem też, co zamierza zrobić. Na jego szczeciniastym ramieniu siedział szary ptak, a pod pachą trzymał naręcze pokrwawionych wnętrzności wywleczonych z martwych komandosów.
Zamierzał, najwstrętniej jak umiał, zapłacić Jane za poniesioną klęskę, wszywając jej w żołądek żywego ptaka, następnie wpychając ją w trupie wnętrzności komandosów – chciał poddać ją Próbie Trzech.
Poczułem gniew o wiele potężniejszy niż gniew ludzki, aż ryknąłem potężnie. Widziałem, czym naprawdę był Kujot, widziałem też, że powietrze krzepło w kształty innych demonów i zjaw, duchów wiatru i mgły, licznych Manitou ziemi i ognia.
– K u j o c i e! – zaryczałem. – K u j o c i e!
Demon obrócił się. Z jego warg skapywała krew. Rzuciłem się wściekle przez jezdnię w jego kierunku, czując z rozkoszą, że nie znam strachu, że już się nie boję. Chwyciłem go i poczułem, jak obrzydliwie szczeciniaste jest jego ciało wypełnione czymś glistowato miękkim. Szarpał się i wyrywał, ale włosy Wielkiego Potwora obdarzyły mnie siłą o wiele potężniejszą niż ta, którą teraz władał Kujot.
Rozdarłem go jak worek, z jego ciała wypadły żywe stwory, które pełzły i drgały w tumanach końskich much. Ująłem jego szczęki i rozepchnąłem je, aż trzasnęły, i potem zgniotłem te płonące ślepia. Nie popłynęła ani kropla krwi. Ale rozniósł się smród stęchłego zła, zła odwiecznego, gorzki, mdlący psi zapach bestii, Kujota, Pierwszego, Który Użył Słów dla Siły.
Odstąpiłem od ścierwa, którego oddech uleciał na wietrze. Jeszcze przez kilka chwil biło jego serce, ale i ono ustało. Oczy zagasły. Bryza znad Zatoki San Francisco zmiotła szczecinę, rozpadające się w proch kości, skórę twardą jak podeszwa. Wkrótce nie pozostało nic prócz włochatego strzępka z jego łba i osmalony znak na chodniku. To osmalenie, ten znak trwa do dziś – można to sprawdzić podczas pieszych spacerów przez Golden Gate.
Stojąc nad nieżywym Kujotem czułem, jak coś czarnego i ogromnego niczym lokomotywa wtargnęło mi do mózgu. Wiedziałem, że nie przeżyję w tej demonicznej postaci, ale było mi wszystko jedno. Czułem niemal wzbierającą we mnie radość, jak w upojeniu narkotycznym po przekroczeniu ostatniej granicy.
Lecz gdzieś w zakamarkach mózgu słyszałem wciąż głos George'a Tysiąc Mian. Może wiedział, w jakiej opresji się znalazłem i po raz ostatni wysilał swoje psychiczne moce. Może ta siła była moją własną. Usłyszałem słowa: Jeżeli śmiertelny człowiek ośmieli się przywdziać skalp olbrzyma lub demona, wówczas zginie od tego, co ujrzy… Sam stanie się demonem i będzie nim tak długo, jak długo jego umysł będzie mógł to znieść, ale ludzki umysł długo tego nie wytrzyma.
Z bolesnym krzykiem zerwałem włosy Wielkiego Potwora z głowy i rzuciłem daleko, jak tylko mogłem, w mętne wody Zatoki San Francisco. Skręcały się i prężyły na wietrze, aż rozwiały się. Ogarnęło mnie desperackie uczucie straty i wycieńczenia, upadłem na kolana na jezdnię.
I wtedy przez zasłonę, która zapadła przed mymi oczyma, dojrzałem Jane. Leżała na chodniku i przez mgnienie oka zobaczyłem u niej pazury i kły, i czarne kudły wzdłuż pleców. Ale gdy wiatr porwał ostatnie drobiny prochów Kujota, otworzyła oczy i znowu była to Jane Torresino, moja niegdysiejsza, a może także przyszła miłość.
Wyciągnęła do mnie dłoń i powiedziała cicho: