Myron zastanowił się nad tym. Najwyraźniej szanowny senator kłamał. Też mi nowina. Robił Myrona w konia. To również nic nowego. Win miał rację. Ilekroć Myron usiłował wierzyć ludziom, za każdym razem doznawał zawodu.
– I co było potem?
– Goryle senatora niemal natychmiast wkroczyli do akcji. Podsłuchiwali nasze rozmowy radiowe. Kazano nam w pełni z nimi współpracować. Prawdziwy zbiorowy wysiłek społeczeństwa. Dziwię się, że to my pierwsi znaleźliśmy tych chłopców. Cyngle z mafii zwykle są szybsi od nas, no nie?
Myron dobrze o tym wiedział. Mafia ma ogromną przewagę nad policją. Przede wszystkim lepiej orientuje się w mrocznych zakamarkach miasta. Może więcej zapłacić. Nie musi przejmować się regulaminami, przepisami czy prawami konstytucyjnymi. Budzi strach.
– I co się stało? – zapytał Myron.
– Zaczęliśmy z latarkami przeczesywać teren, sprawdzając pojemniki na śmieci i tak dalej. Gliniarze i mafiosi, ramię w ramię. Z początku nie mogliśmy wpaść na żaden ślad. Potem usłyszeliśmy strzały. Wbiegliśmy z Henrym do mieszkania w domu przylegającym do miejsca, gdzie postrzeliłem Yellera. Jednak ludzie senatora Crossa już tam byli.
Blaine zamilkł. Nachylił się i podrapał Freda za uszami. Pies nie poruszył się, tylko machnął ogonem. Wciąż drapiąc go Blaine dodał:
– No cóż, wie pan, co znaleźliśmy – powiedział cichym głosem. – Yeller nie żył. Matka trzymała go w ramionach. Przeszła przez wszystkie fazy. Najpierw w kółko powtarzała jego imię. Czasem czule. Jakby próbowała go obudzić i wysłać do szkoły. Potem gładziła go po głowie, kołysała i mówiła, żeby spał spokojnie. My staliśmy wokół i patrzyliśmy. Nawet mafiosi jej nie przeszkadzali.
– A co z tymi strzałami? – zapytał Myron.
– Co z nimi?
– Nie zastanawiał się pan, kto strzelał?
– Chyba zastanawiałem się – odparł Blaine – ale myślałem, że to ci faceci strzelali do uciekającego Swade’a. Nie sądziłem, że będą tacy głupi, żeby się do tego przyznać, ale tak pomyślałem.
– I nigdy nie przyszło panu do głowy, że to oni mogli zastrzelić Yellera?
– Nie.
– Dlaczego?
– Mówiłem panu, że matka przeszła przez wszystkie fazy.
– Owszem.
– Kiedy zrozumiała, że jej chłopiec się nie obudzi, zaczęła na nas wrzeszczeć. Chciała wiedzieć, kto zastrzelił jej syna. Chciała spojrzeć w oczy zabójcy, zobaczyć mordercę, który z zimną krwią zastrzelił jej dziecko. Powiedziała, że Swade wciągnął go do mieszkania. Już nieżywego.
– Tak powiedziała? Że Swade wciągnął go do mieszkania martwego?
– Tak.
Było cicho. Najlżejszy podmuch nie marszczył tafli jeziora. Ptaki nie śpiewały. Blaine nie strugał drewna. Po kilku minutach podniósł głowę i zmrużył oczy. Potem rzekł:
– Opanowana.
– Co? – zdziwił się Myron.
– Jego matka. Jeśli kłamała co do tego, kto zabił jej syna. Zawsze zastanawiałem się, dlaczego ta sprawa nie miała żadnych reperkusji. Matka nie robiła zamieszania. Nie poszła z tym do prasy. Nie wysunęła oskarżeń. Nie domagała się wyjaśnień. – Potrząsnął głową. – Co mogło sprawić, że tak potraktowała swojego rodzonego syna? I w jaki sposób tak błyskawicznie ją do tego skłonili? Pieniędzmi? Groźbami? Czym?
– Nie wiem – rzekł Myron.
Jimmy Blaine skończył rzeźbę. Zrobił królika. W dodatku bardzo ładnego. W końcu odezwał się jakiś ptak, ale nie był to miły dźwięk. Raczej wrzask niż śpiew. Blaine okręcił wózek w miejscu.
– Chce pan coś zjeść? – zapytał. – Zaraz będę szykował sobie lunch.
Myron spojrzał na zegarek. Zrobiło się późno. Musiał wrócić do biura i spotkać się z Nedem Tunwellem.
– Dziękuję, ale naprawdę muszę już jechać.
– No to może innym razem. Kiedy zakończy pan tę sprawę.
– Dobrze – obiecał Myron.
Blaine zdmuchnął strużyny z królika.
– Nadal tego nie rozumiem – rzekł.
– Czego?
Oglądał skończone dzieło, obracając królika w ręku, przyglądając mu się ze wszystkich stron.
– Czy matka naprawdę może być taka wyrachowana? – zapytał. – Ile zaproponowali jej pieniędzy? Albo czym tak bardzo ją przestraszyli? Do diabła, czy jakiekolwiek pieniądze lub groźby mogą skłonić matkę do zrobienia czegoś takiego?
Potrząsnął głową i upuścił królika na kolana.
– Po prostu nie rozumiem.
Myron też tego nie pojmował.
41
Myron wsiadł do swojego forda taurusa i pojechał na wschód. Przejechał kilka kilometrów, nie napotkawszy innego samochodu. Przeważnie widział drzewa. Mnóstwo drzew. Tak, wspaniałe widoki. Myron nie był amatorem świeżego powietrza. Nie polował, nie wędkował ani nie robił niczego podobnego. Rozumiał, że takie czynności mogą komuś sprawiać przyjemność, ale on za nimi nie przepadał. Kiedy był sam w lesie, zawsze przypominał mu się Ned Beatty z Wybawienia. Potrzebował ludzi. Ruchu. Hałasu. Miejskiego gwaru, a nie pochrząkiwania świń.
Teraz wiedział o śmierci Alexandra Crossa i Curtisa Yellera znacznie więcej niż przed dwudziestoma czterema godzinami, lecz nadal nie miał pojęcia, czy wszystkie te fakty miały coś wspólnego z zabójstwem Valerie Simpson. A przecież właśnie to chciał wyjaśnić. Grzebanie w sprawie sensacyjnego morderstwa sprzed sześciu lat mogło być ciekawym, ale jałowym zajęciem. Chciał dopaść mordercę Valerie Simpson. Zamierzał znaleźć osobę, która postanowiła odebrać życie tej młodej, udręczonej dziewczynie. Nazwijcie to poszukiwaniem sprawiedliwości. Albo kompleksem zbawcy lub bohatera. Nazywajcie to, jak chcecie. To bez znaczenia. Dla Myrona było to znacznie prostsze. Valerie zasługiwała na coś lepszego.
Na drodze wciąż było pusto. Liście po obu stronach drogi zlewały się w zielone ściany. Zaczął składać znane mu fakty. Errol Swade i Curtis Yeller zostali zauważeni przez Jimmy’ego Blaine’a i jego partnera. Policjanci gonili chłopców. Obojętnie, czy Jimmy Blaine postąpił regulaminowo, czy nie, strzelał do Curtisa Yellera. Jedna z wystrzelonych przez niego kul zapewne trafiła chłopca w bok, ale najważniejsze było to, że ktoś z bardzo bliskiej odległości strzelił Curtisowi w głowę. Ktoś, kto używał broni innego kalibru. Ktoś, kto nie był policjantem. Kto więc zabił Curtisa Yellera?
Odpowiedź była teraz zupełnie oczywista. Ludzie senatora Crossa – z mafii, tajnych służb czy innej organizacji – byli uzbrojeni. Mówiła o tym Amanda West, a Jimmy Blaine to potwierdził. Goryle z pewnością mieli okazję to zrobić. A także motyw. Nie miało znaczenia, czy senator Cross okłamał Myrona, czy nie. Tak czy inaczej, śmierć Curtisa Yellera i Errola Swade’a leżała w interesie senatora. Żywi podejrzani mogliby mówić. Żywi mogliby opowiedzieć o zażywaniu narkotyków. Mogliby podważyć historyjkę o bohaterskiej śmierci Alexandra Crossa. A martwi nie mówią. Co więcej, martwi nie mogą spierać się z rzecznikami prasowymi.
Natomiast co do Errola Swade’a, tajemniczo „zbiegłego”, to niemal na pewno został zabity, prawdopodobnie w tej strzelaninie, którą słyszał Jimmy Blaine. Ludzie senatora mogli ukryć ciało i pozbyć się go później. Nie było to pewne, ale bardzo prawdopodobne. Errol Swade nie miał żadnych szans. Nie był geniuszem. Miał dopiero szesnaście lat. Myron wiedział z własnego doświadczenia, jak trudno dobrze się ukryć, kiedy jest się w tym wieku. Szanse na to, że Swade przez tak długi czas zdołał wymykać się policji, nie wspominając już o podziemnej armii mafii, były statystycznie bliskie zera.
Słońce powoli opadało za horyzont. Teraz znajdowało się w takim położeniu, że świeciło mu prosto w oczy i opuszczanie osłony przeciwsłonecznej nic nie pomagało. Myron zmrużył oczy i zwolnił. Znów pogrążył się w rozmyślaniach, tym razem o skutkach strzelaniny z policją. Curtis Yeller skończył martwy w ramionach matki, którą ktoś zdołał skutecznie uciszyć. Pieniędzmi lub groźbami – zapewne jednym i drugim – skłoniono Deannę Yeller, aby nie robiła zamieszania z powodu śmierci syna.