Выбрать главу

W tamtej chwili wszystkie szczegóły były dla Jesse jasne — starożytne imiona, miejscowości, początek! Boże, czyżby poznała nawet początek — niesamowitą prawdę o setkach pokoleń nakreśloną przed jej oczami? Widziała rozwój rodziny w starożytnych państwach Azji Mniejszej, Macedonii i Italii, aż wreszcie w Europie i potem Nowym Świecie! Mogło to być drzewo genealogiczne obejmujące wszystkie rodziny ludzkie!

Nigdy nie udało się jej przywołać z pamięci szczegółów tamtej elektronicznej mapy. Maharet powiedziała, że wszystko zapomni. Cud, że pamiętała cokolwiek.

Ale co jeszcze się zdarzyło? Co było prawdziwą siłą napędową ich długiej rozmowy?

Maharet płakała, to Jesse pamiętała. Łkała żałośnie, po kobiecemu, jak młoda dziewczyna. Nigdy nie była tak pociągająca; jej oblicze złagodniało, a równocześnie nabrało blasku, zmarszczek ubyło i stały się niezwykle delikatne. Było ciemno, więc Jesse niewiele widziała. Zapamiętała twarz płonącą w ciemnościach niczym bielejąca żagiew, bladozielone oczy, zamglone, lecz promienne, jasne rzęsy połyskujące, jakby drobne włoski pociągnięto złotem.

W pokoju paliły się świece. Za oknem ciemniał las. Jesse błagała, protestowała. Ale, na Boga, o co szło?

Zapomnisz — mówił w jej głowie głos Maharet. — Nie będziesz o niczym pamiętać.

Kiedy otworzyła powieki w blasku słońca, wiedziała, że jest po wszystkim, a oni odjechali. W ciągu pierwszej krótkiej chwili nie potrafiła sobie niczego przypomnieć, poza tym, że powiedziano coś nieodwracalnego.

Na stoliczku przy łóżku znalazła list:

Moja kochana,

nasza obecność przestała Ci służyć. Obawiam się, że wszyscy zbytnio rozkochaliśmy się w Tobie i oderwiemy Cię od spraw, na które się zdecydowałaś.

Wybacz nam, że wyjeżdżamy bez uprzedzenia. Jestem przekonana, że tak jest dla Ciebie najlepiej. Zamówiłam samochód, który odwiezie Cię na lotnisko. Samolot odlatuje o czwartej. Twoi kuzyni, Maria i Matthew, będą czekać na Ciebie w Nowym Jorku.

Możesz być pewna, że kocham Cię bardziej, niż słowa mogą to wyrazić. Kiedy znajdziesz się w domu, będzie na Ciebie czekał mój list. Nadejdzie za wiele lat taki wieczór, kiedy znów porozmawiamy o historii rodziny. Jeśli nadal będziesz tego pragnęła, zostaniesz moją pomocnicą przy tych archiwach. Ale jak na razie, nie powinny Cię one pochłonąć. Nie powinny odciągnąć Cię od samego życia.

Twoja jak zawsze

kochająca Cię bezgranicznie

Maharet

Jesse nigdy więcej nie spotkała się z Maharet.

Jej listy przychodziły z dawną regularnością, pełne uczucia, troski, rad. Ale nigdy już nie pojawiła się osobiście. Nigdy więcej nie zaproszono Jesse do domu w lesie Sonoma.

W następnych miesiącach spłynął na Jesse deszcz prezentów — dostała piękny stary dom przy Washington Square w Greenwich Village, nowy samochód, znaczący wzrost uposażenia i jak zwykle bilety samolotowe pozwalające odwiedzać rodzinę na całym świecie. Maharet sfinansowała także znaczą część prac archeologicznych Jesse w Jerychu. Z biegiem lat dała Jesse wszystko, o czym ta mogła zamarzyć.

Niemniej jednak tamto lato zostawiło w Jesse otwartą ranę. Kiedyś w Damaszku śniła o Maelu i obudziła się, płacząc.

* * *

Była w Londynie, w British Museum, kiedy tamte wspomnienia zaczęły wracać z całą mocą. Nigdy się nie dowiedziała, co je ożywiło. Może nakaz Maharet — „Zapomnisz” — najzwyczajniej przestał działać. Ale mogła być też inna przyczyna. Pewnego wieczoru na Trafalgar Square zobaczyła Maela lub innego przypominającego go do złudzenia mężczyznę. Stał wpatrzony w nią dobre kilkanaście metrów dalej. Jednak gdy pomachała mu dłonią, odwrócił się i odszedł, nie dając najmniejszego znaku, że ją rozpoznał. Pobiegła za nim, usiłując go dogonić, ale przepadł, jakby nigdy się nie pojawił.

To sprawiło jej ból i zawód. Jednak po trzech dniach otrzymała anonimowy prezent, bransoletkę z kutego srebra. Szybko się zorientowała, że to dawna celtycka robota, prawdopodobnie o bezcennej wartości. Czy Mael mógł przysłać jej ten rzadki i wspaniały przedmiot? Chciała w to wierzyć.

Ściskając bransoletkę w dłoni, czuła jego obecność. Pamiętała tamtą noc sprzed lat, kiedy rozmawiali o tumanowatych upiorach. Uśmiechnęła się. Czuła się tak, jakby on tu był, obejmował ją, całował. Opowiedziała listownie Maharet o prezencie, który od tamtej pory zawsze nosiła przy sobie.

Jesse prowadziła pamiętnik odzyskanych wspomnień. Zapisywała sny, strzępy ujrzane w przebłyskach pamięci. W listach do Maharet nie wspomniała jednak o tym ani słowem.

W Londynie miała romans. Zakończył się źle i tym dotkliwiej odczuwała samotność. Właśnie wtedy Talamasca nawiązała z nią kontakt, co na zawsze zmieniło bieg życia Jesse.

* * *

Mieszkała w starym domu w Chelsea, niedaleko od miejsca, w którym niegdyś zamieszkiwał Oskar Wilde. W pobliżu było też onegdaj lokum Jamesa McNeilla Whistlera, a także Brama Stokera, autora „Drakuli”. Jesse uwielbiała tę okolicę. Ale nie wiedziała, że wynajmowany przez nią dom był przez wiele lat nawiedzany przez duchy. W ciągu pierwszych miesięcy kilkakrotnie ujrzała dziwne, niewyraźnie migotliwe zjawy, jakie często widuje się w podobnych miejscach; echa ludzi, którzy mieszkali tam przed laty, jak mówiła Maharet. Jesse ignorowała je.

Jednakże kiedy któregoś popołudnia wpadł do niej pewien reporter, wyjaśniając, że pisze artykuł o nawiedzonym domu, całkiem rzeczowo opowiedziała mu o owych istotach. Były to całkiem zwyczajne duchy, jak na Londyn — kobieta z dzbanem idąca ze spiżarni, mężczyzna w surducie i cylindrze, przez sekundę widziany na schodach.

Powstał z tego wielce melodramatyczny artykuł. Jesse okazała się zbyt rozmowna. Została nazwana „naturalnym medium”; uznano, że widuje te istoty cały czas. Krewny z rodziny Reevesów zadzwonił z Yorkshire i drażnił się z nią trochę z powodu tego wszystkiego. Jesse też uważała to za zabawne, ale cała historia niewiele ją obeszła. Była bardzo zajęta badaniami w British Museum. Tamto po prostu nie miało żadnego znaczenia.

Wtedy ktoś z Talamaski przeczytał gazetę i organizacja nawiązała z nią kontakt.

Aaron Lightner, staromodny dżentelmen o siwych włosach i nienagannych manierach, zaprosił Jesse na lunch. Stary, ale świetnie utrzymany rolls-royce zawiózł ich do eleganckiego prywatnego klubu.

Niewątpliwie było to jedno z najdziwniejszych spotkań w życiu Jesse. Obudziło w niej wspomnienie owego dawnego lata, nie dlatego, że dostarczyło podobnych wzruszeń, ale dlatego, że obydwa te przeżycia tak daleko odbiegały od wszystkiego, czego kiedykolwiek zaznała.

Lightner okazał się czarujący; był długowłosym, niezwykle zadbanym mężczyzną, miał na sobie nieskazitelny tweedowy garnitur na miarę od Donegala. Był też jedynym ze znanych jej ludzi, który chodził ze srebrną laską.

Szybko i w ujmujący sposób wyjaśnił Jesse, że jest „detektywem zjawisk nadprzyrodzonych” i pracuje dla „tajnego zakonu zwanego Talamasca”, którego jedynym celem jest gromadzenie danych na temat zjawisk „paranormalnych” i wykorzystywanie ich do badań tychże fenomenów. Talamasca pomaga ludziom o zdolnościach nadzmysłowych. A tym, którzy posiadają te talenty rozwinięte w stopniu nadzwyczajnym, oferuje od czasu do czasu swoje członkostwo, karierę w „śledzeniu nadprzyrodzonego”, co, prawdę powiedziawszy, jest powołaniem, jako że Talamasca żąda pełnego poświęcenia, lojalności i posłuszeństwa swoim zasadom.