Выбрать главу

Pytanie bezdźwięczne, niemniej jednak zadane z ogłuszającym gniewem.

Cofnęła się, ale jego dłoń złapała ją, palce wgryzły się w kark. Usiłowała krzyczeć, ale została uniesiona w powietrze.

A potem leciała przez westybul, krzycząc, aż uderzyła głową w ścianę.

Czerń. Zobaczyła ból. Błyskał żółto, potem biało i wędrował w dół kręgosłupa, po czym rozszedł się w kończynach jakby milionami gałązek. Straciła wszelką władzę nad swoim ciałem. Uderzyła o podłogę, paraliżujący ból dosięgną! jej znowu, tym razem czuła go na twarzy i we wnętrzu otwartych dłoni, aż wreszcie przewróciła się na plecy.

Nic nie widziała. Miała zamknięte oczy, ale nie potrafiła ich otworzyć. Słyszała głosy, krzyki ludzi, gwizdek, a może dzwonek? Rozległ się grzmiący hałas, kolejny aplauz tłumu. W pobliżu byli ludzie.

Ktoś powiedział blisko jej ucha:

— Nie dotykajcie jej. Ma złamany kark!

Złamany? Czy można mieć złamany kark i żyć?

Ktoś położył jej dłoń na czole. Ale tak naprawdę czuła tylko przelotne łaskotanie, jakby była bardzo zziębnięta, jakby brnęła przez śnieg i utraciła wszelkie czucie. Nie widzę — powiedziała w myślach.

— Słuchaj, skarbie — odezwał się młody męski głos; jeden z tych głosów, które możesz usłyszeć w Bostonie, Nowym Orleanie, Nowym Jorku. Strażak, gliniarz, ratownik. — Zaopiekujemy się tobą. Karetka jest w drodze. Teraz leż spokojnie, skarbie, nie martw się.

Ktoś dotknął jej piersi. Nie, wyjmowano jej karty z kieszeni. Jessica Miriam Reeves. Tak.

Stała obok Maharet i razem spoglądały na gigantyczną mapę z tymi wszystkimi światełkami. Wszystko rozumiała. Jesse zrodzona z Miriam, zrodzonej z Alice, zrodzonej z Carlotty, zrodzonej z Jane Marie, zrodzonej z Anne, zrodzonej z Janet Belle, zrodzonej z Elizabeth, zrodzonej z Louise, zrodzonej z Frances, zrodzonej z Friedy, zrodzonej…

— Gdyby pan był łaskaw, jesteśmy jej przyjaciółmi…

Dawid!

Podnosili ją; słyszała swój krzyk, ale przecież nie miała zamiaru krzyczeć. Znów zobaczyła ekran i wielkie drzewo imion.

— Frieda zrodzona z Dagmary, zrodzonej…

— Teraz uwaga, uwaga! Niech to szlag!

Powietrze się zmieniło; stało się chłodne i wilgotne, owionęło jej twarz; potem straciła wszelkie czucie w dłoniach i stopach. Czuła jedynie powieki, ale nie potrafiła nimi poruszyć.

Maharet mówiła do niej:

— …wyszła z Palestyny do Mezopotamii, a potem powoli przez Azję Mniejszą i Rosję do Europy Wschodniej. Rozumiesz?

To był albo karawan, albo karetka; wydawało się, że jak na to drugie, było tu zbyt cicho, a syrena, chociaż przeciągle zawodziła, była zbyt daleko. Co się stało z Dawidem? Nie opuściłby jej przecież. Ale jak Dawid się tu znalazł? Powiedział, że nic nie mogłoby go tu ściągnąć. Dawida tam nie było. Musiała to sobie wyobrazić. I co dziwne, Miriam też tam nie było.

— Święta Mario, Matko Boża… teraz i w godzinie śmierci naszej…

Słuchała; pędzili przez miasto; czuła, że skręcają; ale gdzie jest jej ciało? Nie czuła go. Złamany kark. To z pewnością znaczyło, że jest trupem.

Co to jest, to światło, które widziała w dżungli? Rzeka? Zbyt wielkie na rzekę. Jak ją przebyć? Przecież to nie Jesse szła przez dżunglę, a potem brzegiem rzeki. To ktoś inny. A jednak widziała przed sobą dłonie, jakby to były jej własne; odsuwały pnącza i mokre, ociekające wodą liście. Kiedy spojrzała w dół, widziała rude włosy, kędzierzawe strąki rudych włosów pełne kawałków liści i grudek ziemi…

— Słyszysz mnie, skarbie? Jesteśmy przy tobie. Zajmujemy się tobą. Twoi przyjaciele są w samochodzie za nami. Nie martw się.

Wciąż mówił, ale gubiła wątek. Słyszała tylko ton głosu — ton kochającej troski. Czemu tak jej współczuł? Nawet jej nie znał. Nie rozumiał, że krew na koszuli nie jest jej? Krew na dłoniach? Pomyślała: — Winna. — Lestat usiłował jej powiedzieć, że to jest złe, ale to było nieważne, nie wiązało się z całością. Rzecz nie w tym, że nie dbała o to, co dobre, a co złe; rzecz w tym, że w tej chwili co innego było ważniejsze. Pomyślała: — Wiedział. — I mówił tak, jakby zamierzała coś zrobić, a tymczasem ona nie zamierzała nic zrobić.

To dlatego umieranie było całkiem fajne. Gdyby tylko Maharet zrozumiała. Pomyśleć, że Dawid jest z nią, w samochodzie z tyłu. W każdym razie znał część prawdy i założą jej teczkę: „Reeves Jessica”. Będzie więcej dowodów. „Jeden z naszych oddanych członków, bez wątpienia w wyniku… niesłychanie niebezpieczne… w żadnym wypadku nie powinna dokonywać aktu postrzegania nadzmysłowego…”

Znów ją przenosili. Znów zimne powietrze, opary benzyny i eteru. Wiedziała, że tuż po drugiej stronie tego paraliżu, tej ciemności, jest okropny ból, że najlepiej leżeć bez ruchu i nie próbować się tam dostać. Niech ją transportują; niech wiozą ją wózkiem przez korytarz.

Ktoś płacze. Dziewczynka.

— Słyszysz mnie, Jessico? Wiedz, że jesteś w szpitalu i robimy dla ciebie wszystko, co jest możliwe. Twoi przyjaciele, Dawid Talbot i Aaron Lightner są w pobliżu. Powiedzieliśmy im, że nie wolno ci się poruszyć…

Oczywiście. Kiedy złamiesz kark, to albo nie żyjesz, albo umierasz, kiedy się ruszysz. Na tym to polega. Dawno temu widziała w szpitalu dziewczynę ze złamanym karkiem przywiązaną do wielkiej aluminiowej ramy. Co jakiś czas pielęgniarka przesuwała ramę, zmieniając pozycję dziewczyny. Czy ze mną też tak będzie?

Znów mówił, ale tym razem z większej odległości. Szła przez dżunglę trochę szybciej, żeby się zbliżyć, żeby nie przeszkadzał jej hałas rzeki. Mówił…

— …oczywiście, że możemy to wszystko zrobić, możemy przeprowadzić testy, oczywiście, ale zrozumcie, co do was mówię, ona jest w agonii. Ma kompletnie zmiażdżony tył czaszki. Rozległe uszkodzenia mózgowia są wyraźne, tak że w przeciągu kilku godzin mózg zacznie nabrzmiewać, jeśli będzie to trwało kilka godzin…

Draniu, zabiłeś mnie. Rzuciłeś mnie o ścianę. Gdybym mogła czymś ruszyć — powiekami, ustami. Jestem uwięziona tu, w środku. Nie mam już ciała, a mimo to jestem w nim uwięziona! Kiedy byłam mała, często myślałam, że taka będzie śmierć. Będziesz uwięziona jak w grobie w swojej głowie, bez oczu, żeby widzieć, i bez ust, żeby krzyczeć. I będą mijały lata.

A może będziesz błąkać się w królestwie półmroku z bladymi demonami, myśląc, że żyjesz, podczas gdy naprawdę będziesz martwa? Dobry Boże, muszę wiedzieć, od kiedy nie żyję. Muszę wiedzieć, kiedy się to zaczęło!

Na ustach poczuła niezwykle słaby dotyk. Coś wilgotnego, mokrego, coś rozchylającego jej wargi. Ale tu nie ma nikogo, prawda? Oni są na korytarzu, a pokój jest pusty. Wiedziałaby, gdyby ktoś tu był. A jednak czuła jakiś smak, ciepły płyn napływający do ust.

Co to jest? — spytała bezgłośnie. — Co mi dajecie? Nie chcę stracić przytomności.

Śpij, moja kochana.

Nie chcę. Chcę czuć, kiedy będę umierać. Chcę wiedzieć!

Płyn wypełniał jednak jej usta, a ona przełykała. Mięśnie przełyku ożyły. Cudowny jest ten słony smak. Znała go! Znała to cudowne mrowienie. Ssała mocniej. Czuła, jak skóra twarzy ożywa i czuła owiewające ją powietrze. Czuła powiew wiatru w pokoju. Cudowne ciepło przesuwało się w dół kręgosłupa. Przesuwało się wzdłuż nóg i rąk, dokładnie szlakiem bólu, i życie wracało do wszystkich członków.

Śpij, ukochana — powiedział bezgłośny głos.

Mrowienie odezwało się na ciemieniu, dotarło do korzonków włosów.

Kolana miała poobijane, ale nie czuła bólu nóg i mogła znów chodzić; czuła prześcieradło pod ręką. Chciała sięgnąć ręką do poręczy, ale było na to za wcześnie, za wcześnie na ruch.