Maharet nie odpowiadała. Ból oczu dokuczał jej coraz bardziej. Mariusz odbierał go jak bezdźwięczną wibrację. Czuł spazmy delikatnych nerwów Maharet.
Pochylił się i złożył ręce na stole.
— Maharet, to twoja siostra posyła te sny. Czy to prawda?
Brak odpowiedzi.
— Gdzie jest Mekare? — naciskał.
Znów milczenie.
Czuł jej ból. Bardzo żałował, po raz kolejny bardzo żałował własnej nieoględności. Jednak jeśli obecni mają mieć z jego obecności jakiś pożytek, musi doprowadzić do podjęcia takiej czy innej decyzji. Znów pomyślał o Akaszy w świątyni, chociaż nie wiedział dlaczego. Pomyślał o jej uśmiechu. Pomyślał o Lestacie — opiekuńczo, z rozpaczą. Lestat był jednak teraz tylko symbolem. Symbolem samego siebie. Ich wszystkich.
Maharet przyglądała mu się przedziwnie, jakby był dla niej tajemnicą. Potem spojrzała na innych i wreszcie przemówiła spokojnie:
— Byliście świadkami tego, jak nas rozdzielono. Wszyscy byliście świadkami. Widzieliście to w snach. Widzieliście, jak tłuszcza otoczyła mnie i moją siostrę; widzieliście, jak nas rozłączono i zamknięto w kamiennych trumnach, Mekare niezdolną do krzyku, z uciętym językiem, mnie z wykłutymi oczami, niezdolną popatrzeć na nią ostatni raz.
Widziałam ją poprzez myśli tych, którzy nas krzywdzili. Wiedziałam, że zaprowadzono nas na brzeg morza — Mekare na zachodni, mnie na wschodni.
Dziesięć nocy płynęłam zdana na łaskę fal i wiatru, zamknięta żywcem w kamiennej trumnie. Wreszcie, kiedy tratwa zatonęła i woda uniosła kamienne wieko, byłam wolna. Ślepa, umierająca z głodu, popłynęłam do brzegu i pierwszemu biednemu śmiertelnikowi, którego spotkałam, ukradłam oczy, by widzieć, i krew, by żyć.
A Mekare?… Rzucono ją do wielkiego zachodniego oceanu — na wody płynące ku krawędzi świata.
Mimo to szukałam jej od pierwszej nocy; szukałam w Europie, w Azji, w dżunglach południa i na zamarzniętych lądach północy. Szukałam jej wiek po wieku, i wreszcie, kiedy przebyłam zachodni ocean, śmiertelni również podjęli moje zabiegi w Nowym Świecie.
Nie znalazłam siostry. Nie znalazłam istoty śmiertelnej ani nieśmiertelnej, która by ją widziała lub słyszała jej imię. Dopiero w tym stuleciu, po drugiej wojnie światowej, w górskich dżunglach Peru samotny archeolog odkrył na ścianie płytkiej jaskini niepodważalne dowody obecności mojej siostry, obrazki wykonane jej ręką — prymitywne kolorowe figury, które opowiadały o naszym wspólnym życiu i o cierpieniach znanych wam wszystkim.
Te rysunki wyryto na skale sześć tysięcy lat temu. Wtedy właśnie odebrano mi moją siostrę. Nie znaleziono żadnych innych dowodów jej istnienia.
Mimo to nigdy nie rozstałam się z nadzieją, że ją odnajdę. Zawsze wiedziałem, jak potrafią to tylko bliźniaczki, że nadal przemierza tę planetę, że nie jestem tu sama.
W ciągu dziesięciu ostatnich nocy po raz pierwszy odnalazłam dowód, że wciąż jest ze mną. Pojawiła mi się we śnie.
To są myśli Mekare; to są obrazy Mekare; rozgoryczenie i ból Mekare.
Cisza. Oczy wszystkich były utkwione w Maharet. Mariusz był spokojny, ale zdumiony. Obawiał się, że znowu przyjdzie mu zabrać głos, ale to, co usłyszał, było gorsze, niż się spodziewał, i z przeraźliwą jasnością pojmował, co może po tym nastąpić.
Źródłem tych snów nie mógł być świadomy osobnik, który przeżył tysiąclecia; pochodziły raczej od kogoś o umysłowości zwierzęcia, dla kogo pamięć była jedynie bodźcem do działania, nie kwestionowanym, ale i nie rozumianym. To tłumaczyłoby ich wyrazistość, a także ich powtarzalność.
A niewyraźne wizje osoby idącej przez dżunglę to był obraz samej Mekare.
— Tak — natychmiast potwierdziła Maharet. — „Przez dżunglę. Idzie” — szepnęła. — To słowa umierającego archeologa, które napisał na świstku papieru i zostawił dla mnie. „Przez dżunglę. Idzie”. Ale gdzie?
— W takim razie sny nie są celowo wysyłaną informacją. — Louis przerwał ciszę. W jego głosie słychać było lekki francuski akcent. — To mogą być po prostu krzyki torturowanej duszy.
— Nie. To celowe informacje — sprzeciwił się Khayman. — To ostrzeżenia. Są skierowane w równej mierze do nas, jak i do Matki.
— Ale jak możesz być tego pewien? — zapytała go Gabriela. — Nie wiemy, co ona teraz myśli ani nawet czy wie, że tu jesteśmy.
— Widziałam ją — wtrąciła dyskretnie znaczącym tonem Jesse, spoglądając na Maharet. — Przekroczyła wpław wielką rzekę, przybywa. Widziałam ją! Nie, to nie tak. Widziałam to tak, jakbym nią była.
— Tak — potwierdził Mariusz. — Jej oczyma!
— Kiedy spuściłam wzrok, widziałam jej rude włosy — powiedziała Jesse. — Widziałam, jak dżungla ustępuje z każdym jej krokiem.
— Te sny muszą być przesłaniem — rzekł z nagłym zniecierpliwieniem Mael. — W innym wypadku dlaczego byłyby tak silne? Nasze prywatne myśli nie są obdarzone taką mocą. Ona unosi głos; ona chce, żeby ktoś dowiedział się, co ona myśli…
— A może jest opętana obsesją — powiedział Mariusz. — I dąży ku jakiemuś celowi. — Urwał. — Żeby połączyć się z tobą, ze swoją siostrą! Czego innego mogłaby pragnąć?
— Nie — rzekł Khayman. — To nie jest jej cel. — Znów spojrzał na Maharet. — Ona obiecała coś Matce i o tym właśnie mówią te sny.
Maharet przyglądała mu się przez chwilę w milczeniu; wydawało się, że ta dyskusja o siostrze prawie przekraczała jej siły, niemniej jednak bez słów podjęła kolejną ciężką próbę.
— My byliśmy tam na początku — oznajmił Khayman. — Byliśmy pierwszymi dziećmi Matki i w tych snach jest zawarta opowieść o tym, jak to się zaczęło.
— W takim razie musisz nam powiedzieć… wszystko — rzekł Mariusz z całą łagodnością, na jaką potrafił się zdobyć.
— Tak — westchnęła Maharet. — Powiem. — Spojrzała na każdego po kolei i wróciła wzrokiem do Jesse. — Muszę opowiedzieć ci całą historię, żebyś zrozumiała, czemu nie możemy zapobiec. Widzisz, to nie jest jedynie historia początku. To być może również historia końca. — Nagle westchnęła, jakby ta wizja przerastała jej siły. — Nasz świat nigdy nie widział takiego poruszenia — wyznała, patrząc na Mariusza. — Muzyka Lestata, przebudzenie Matki, tak wiele zgonów.
Opuściła wzrok, jakby znów zbierając siły. A potem popatrzyła na Khaymana i Jesse, których kochała najbardziej.
— Nigdy wcześniej o tym nie opowiadałam — rzekła, jakby prosząc o wyrozumiałość. — Widzę to teraz jak mitologię, wiedzę twardą i prostą, pochodzącą z tych czasów, kiedy byłam żywą istotą, kiedy mogłam oglądać słońce. W tej mitologii są zakorzenione wszystkie znane mi prawdy. A gdy się cofniemy, może znajdziemy przyszłość i sposób jej zmiany. Najmniej liczmy na to, że znajdziemy wyjaśnienia.
Zapadła głęboka cisza. Wszyscy w pełnym szacunku milczeniu czekali na pierwsze słowa.
— Na początku — powiedziała — moja siostra i ja byłyśmy czarownicami. Rozmawiałyśmy z duchami i duchy kochały nas. Aż ona przysłała do naszego kraju żołnierzy.
Rozdział trzeci
Opowieść Lestata — Królowa Niebios
Wypuściła mnie. Natychmiast zacząłem spadać w dół; wiatr wył mi w uszach. Ale najgorsze było to, że niczego nie widziałem! Usłyszałem, jak mówi do mnie:
— Wznieś się.
Przeżywałem chwilę całkowitej bezradności. Spadałem na ziemię i nic nie mogło mnie uchronić; wtedy zadarłem głowę do góry. Oczy mnie piekły, chmury zamykały się nade mną i przypomniałem sobie wieżę i uczucie towarzyszące wznoszeniu się. Podjąłem decyzję. W górę! — rozkazałem w myślach. Opadanie ustało natychmiast.