Выбрать главу

Walka ze Stuartami, stanowiąca następny rozdział naszych dziejów, była skutkiem sojuszu, który komuś może się wydać przypadkowym sojuszem dwu rzeczy. Pierwszą była ta intelektualna moda na kalwinizm, która zapanowała w świecie kulturalnym, podobnie jak to uczyniła dziś intelektualna moda na kolektywizm. Drugą rzeczą była starsza sprawa, która umożliwiła istnienie owego wyznania, a może nawet i istnienie kulturalnego świata — bunt arystokratów za ostatnich Tudorów. Była to, że tak powiem, opowieść o ojcu i synu, co razem zrywali ten sam złoty obraz — młodszy z prawdziwej nienawiści do obrazochwalstwa, starszy tylko z miłości do złota. Tragedią i paradoksem Anglii jest fakt, że jej namiętności w sprawach odwiecznych minęły, a pozostały przemijające i ziemskie pasje. Powiedzenie jest prawdziwe w stosunku do Anglii, niezupełnie zaś prawdziwe w stosunku do Szkocji. Tym właśnie tłumaczy się wojna Szkotów z Anglikami zakończona pod Worcester. Pierwsze zmiany miały w obu krajach zupełnie ten sam materialistyczny charakter — były zwykłym rozbojem baronów. Nawet Knox, choć stał się bohaterem narodowym, był politykiem skrajnie antynarodowym. Patriotyczna była w Szkocji partia kardynała Batona i Marii Stuart. Tym niemniej nowe wyznanie przyswoił sobie lud w Niższej Szkocji w sensie pozytywnym, nieznanym jeszcze wówczas w samej Anglii. Stąd w Szkocji rzeczą główną stał się purytanizm, do którego doszły parlamentarne oraz inne oligarchie. W Anglii rzeczą główną była oligarchia parlamentarna, do której doszedł purytanizm. Gdy przeciw Karolowi I zaczęła wzbierać burza, po przejściowym okresie rządów jego ojca, szkockiego następcy Elżbiety — wydarzenia przytaczane powszechnie dowodzą istotnej różnicy między demokratyczną religią a arystokratyczną polityką. Szkocka legenda mówi o Jenny Geddes, biednej kobiecie, która rzuciła w księdza stołkiem. Angielska legenda mówi o Johnie Hampden, wielkim panu, który zbuntował przeciw królowi całe hrabstwo. Ruch parlamentarny w Anglii był w całości prawie sprawą szlachty, w nowym sojuszu z kupiectwem. Była to szlachta, która mogła się uważać za rzeczywistą i naturalną warstwę przywódczą Anglików. Byli to jednak przywódcy, którzy nie ścierpieliby buntu wśród swoich stronników.

Wolno przypuszczać, że Stuartowie przynieśli ze Szkocji bardziej średniowieczny, a tym samym logiczniejszy pogląd na własną rolę. Cechą ich narodu była bowiem logika. Weszło w przysłowie, że Jakub I był Szkotem i pedantem. Nie dość zwraca się jednak uwagi na fakt, że Karol I był także niemałym pedantem, mając w sobie bardzo dużo ze Szkota. Miał on również cnoty Szkota: odwagę, naturalną godność oraz zamiłowanie do spraw intelektualnych. Mając w sobie coś ze Szkota, był on bardzo nie-angielski i niezdolny do kompromisu. Zamiast tego usiłował dzielić włos na czworo i bezustannie łamał obietnice. Mógł był jednak śmiało wykazać znacznie jeszcze więcej braku konsekwencji, gdyby był choć trochę uczuciowy i „mglisty”. Należał jednak do gatunku ludzi, którzy widzą wszystko czarno lub biało — szczególnie zaś to, co czarne. Od samego początku walczył ze swym parlamentem jak ze zwykłym wrogiem. Możliwe, że czuł się wobec niego cudzoziemcem. Skutek tej sprawy jest znany i nie potrzebujemy być tak ostrożni jak ów dżentelmen, który pragnął skończyć rozdział po to, by się dowiedzieć, co się stało z Karolem I. Jego ministrowi, wielkiemu Straffordowi, nie udała się próba uczynienia Karola władcą silnym na wzór królów francuskich, toteż zginął na szubienicy — zawiedziony Richelieu. Gdy parlament zażądał prawa kontroli nad skarbem, Karol odwołał się do prawa miecza i początkowo łamał wszelki opór. Ale powodzenie przechyliło się rychło na stronę bogactw warstwy parlamentarnej, dyscypliny nowej armii oraz cierpliwości i geniuszu Cromwella. Karol zginął tą samą śmiercią, co jego wielki sługa.

Historycznie spór sprowadza się, wśród powikłań opisywanych na ogół bardziej szczegółowo niż na to zasługują, do ważnego współczesnego pytania, czy królowi wolno nakładać podatki bez zgody parlamentu. Prawo króla zakwestionował Hampden, wielki magnat z hrabstwa Buckinghamshire, który podał w wątpliwość legalność podatku nałożonego przez Karola rzekomo na potrzeby floty wojennej. Każdy innowator szuka zawsze uświęcenia swych reform w przeszłości. Purytańska szlachta rozdęła średniowieczną Wielką Kartę do rozmiarów legendy. Było to o tyle zgodne z prawdziwą tradycją, że ustępstwo króla Jana było w istocie, jak to już zaznaczyliśmy, anty-despotyczne, ale nie demokratyczne. Te dwie prawdy tłumaczą dwie strony zagadnienia upadku Stuartów. Ponieważ różnią się one co do stopnia pewności, wymagają oddzielnego rozpatrzenia.

Jeśli chodzi o punkt pierwszy, tyczący demokracji, to żaden człowiek dobrej wiary nie powinien w ogóle, w obliczu faktów, zastanawiać się nad nim. Można z pewną racją twierdzić, że siedemnastowieczny parlament walczył o prawdę, nie można jednak twierdzić, jakoby walczył o prawa ludu. Po zmierzchu średniowiecza parlament był zawsze zdecydowanie arystokratyczny i zdecydowanie anty-ludowy. Instytucja, która zakazała Karolowi I pobrania podatku na flotę, była tą samą instytucją, która uprzednio zakazała Ryszardowi II uwolnienia chłopów od poddaństwa. Grupa żądająca od Karola I węgla i minerałów była tą samą grupą, która później miała zażądać od gmin wiejskich ich gruntów gromadzkich. Była to ta sama instytucja, która przed dwoma zaledwie pokoleniami dołożyła chętnie ręki do zniszczenia nie tylko rzeczy cieszących się uczuciem ludu, jak klasztory, ale wszystkich rzeczy pożytecznych dla ludu, takich jak cechy i parafie, samorządy miejskie i zawodowe. Poczynania wielkich lordów mogły mieć — i na pewno miały — bardziej patriotyczną i twórczą stronę. Parlament służył jednak wyłącznie poczynaniom wielkich lordów. Izba Gmin stała się bowiem sama Izbą Lordów.

Skoro przejdziemy jednak do drugiego, czyli anty-despotycznego aspektu kampanii przeciw Stuartom, trafimy na coś znacznie trudniejszego do odrzucenia i znacznie łatwiejszego do usprawiedliwienia. Mówi się o Stuartach rzeczy jak najgłupsze, ale mało się wie o tym, co wówczas rzeczywiście przemawiało za ich wrogami. Zagadnienie to łączy się z faktem, o którym nasi wyspiarscy dziejopisowie najczęściej zapominają, a mianowicie ze stosunkami na kontynencie. Należy pamiętać, że choć Stuartom nie powiodło się w Anglii, walczyli oni o rzeczy, które powiodły się w Europie. Z grubsza biorąc, były to, po pierwsze, wyniki kontrreformacji, które kazały szczerym protestantom patrzeć na katolicyzm Stuartów bynajmniej nie jako na ostatni błysk gasnącego ognia, ale jak na szerzący się pożar. Karol II na przykład to był umysł tęgi, sceptyczny, aż drażniąco kpiarski — a przy tym niezachwianie, z pewną nawet niechęcią, przekonany o słuszności katolicyzmu jako filozofii. Drugim i ważniejszym motywem obawy przed Stuartami była ta zupełnie przeraźliwa autokracja, którą wznoszono we Francji jakby jakąś Bastylię. Autokracja ta była logiczniejsza i pod wieloma względami bardziej równościowa i sprawiedliwa niż oligarchia angielska, ale w razie buntu lub nawet zwykłego oporu stawała się prawdziwą tyranią. Nie było tam żadnych z angielskich środków bezpieczeństwa, takich jak sądy przysięgłych i dobre przepisy starego prawa zwyczajowego. Na lettre de cachet nie było rady, podobnie jak na magię. Anglikom, którzy wykraczali przeciw prawu, powodziło się lepiej niż Francuzom. Francuski satyryk mógł był zapewne odpalić, że to właśnie Anglikom posłusznym prawu powodziło się gorzej niż Francuzom. Kierowanie życiem zwykłych ludzi należało do pana z dworu. Był on jednak skrępowany samym faktem piastowania urzędu. Był silniejszy jako pan wsi, ale słabszy jako przedstawiciel króla. Broniąc tego stanu rzeczy, wigowie na pewno nie bronili demokracji, ale niewątpliwie bronili wolności. Bronili nawet pewnych resztek wolności średniowiecznej, choć nie najlepszych. Bronili sądów przysięgłych, ale nie cechów. W feudalizmie tkwiło może trochę lokalizmu, niepozbawionego elementów liberalnych, które utrzymały się w ustroju arystokratycznym. Miłośnicy takich rzeczy mogli się słusznie obawiać Molocha Państwa, którego Hobbes widział jako jednego potwora, a Francuzi jako jednego człowieka.