Выбрать главу

Nie znam żadnego sposobu, w jaki przedstawicielom jasnowłosej rasy można by przeszkodzić, żeby się nie kochali w reprezentantach rasy czarnowłosej. Nie sądzę również, żeby kwestia okrągłości czy długości głowy robiła kiedyś wielką różnicę osobnikowi, któremu chętka przyszła czyjś czerep rozłupać. Według wszystkich doczesnych pozorów, doczesnych zapisków, doczesnych doświadczeń — wydaje się, iż ludzie zabijali lub oszczędzali się wzal emnie, żenili się lub nie żenili, robili z innych królów lub niewolników — ze względu na prawie wszystkie inne względy, a nie właśnie na ten jeden wzgląd. W grę wchodziła miłość rodzinnej wsi czy doliny, siedziby czy rodziny. W grę wchodził entuzjazm wobec jakiegoś książęcia panującego i jego dziedzicznej władzy, w grę wchodziły namiętności korzeniami tkwiące w miejscowości zamieszkania, temperament właściwy ludziom morza czy też góralom, w grę wchodziły historyczne wspomnienia jakiejś sprawy czy też jakiegoś przymierza. Ponad wszystko jednak w grę wchodziła potężna próba religii. Zagadnienie takie, jak sprawa Celtów i Teutonów, obejmująca swym zasięgiem pół świata, albo było niewielkie, albo też nie było go w ogóle. Rasa nie tylko nie była nigdy — w żadnym z podanych przykładów — pobudką działania, ale nawet pozorem. Teutonowie nie mieli nigdy własnej religii, nie mieli własnej idei, a dopiero przed niewielu laty zaczęli kształtować pewnego rodzaju nabożną hipokryzję.

Wybitny ortodoksyjny historyk współczesny Green utrzymuje, że szczególną cechą Brytanii był fakt, że spośród wszystkich rzymskich prowincji ona jedna została całkowicie oczyszczona i na nowo zaludniona przez germańską rasę. Żeby uciec przed dziwacznością tego faktu, Green nie przyjmuje możliwości, że fakt ten nie miał w ogóle miejsca. W tym samym duchu omawia on te skromniutkie źródła, które można przytoczyć, jeśli idzie o teutońską organizację społeczną. Ów sielankowy obraz malowany jest drobnymi pociągnięciami pędzla, które obudzą wątpliwości nawet u amatora. Tak więc teutońskie rysy przedstawi określeniem takim: „Podstawą ich organizacji społecznej był wolny człowiek”. Rzymian zaś charakteryzuje w ten sposób: „Kopalnie, jeśli praca w nich była przymusowa, musiały być ustawicznym źródłem ucisku”. Z prostego faktu, że zarówno Rzymianie, jak i Teutonowie posiadali niewolników, Greek wyprowadza wniosek, iż pod uwagę należy wziąć jedynie teutońskiego „wolnego człowieka”, i to nie tylko wtedy, ale i dziś. Następnie jednak schodzi z tej drogi, żeby powiedzieć, że jeśli Rzymianie traktowali źle swych niewolników, to znaczy, iż niewolnicy byli w ogóle źle traktowani. Green daje wyraz dziwnemu rozczarowaniu, że Gildas, jedyny brytyjski kronikarz, nie opisuje doskonałego systemu społecznego Teutonów. Zdaniem Gildasa, które było modyfikacją powiedzenia Grzegorza Wielkiego — Teutonowie byli non Angli sed diaboli. Nowoczesny teutonista jest więc „rozczarowany”, że Gildas — jako autorytet owych czasów — nie widział w Teutonach niczego poza wilkami, psami i szczeniętami z psiarni barbarzyństwa. Fakt, że nie można było dopatrzeć się w nich niczego innego — da się jednak przynajmniej w pewnej mierze utrzymać.

Tak czy owak, kiedy św. Augustyn przybył do zbarbaryzowanego w większości kraju — w czasie drugiej z trzech wielkich wizytacji południowej Anglii (wizytacji, które dały naszym wyrpom cywilizację) — nie dopatrzył się żadnych etnologicznych problemów w tym wszystkim, co było tam do oglądania. Ponieważ on i jego miejscowi konwertyci nawiązują ponownie łańcuch pisanych dowodów historycznych, musimy patrzeć na ów świat ich oczyma. Św. Augustyn zastał jakiegoś króla, który panował nad prowincją Kent, poza którą leżały inne królestwa tych samych mniej więcej rozmiarów, wszystkie rządzone przez królów pogańskich. Imiona tych królów miały przeważnie brzmienie, które dziś zwiemy teutońskim. Jednakże ci, którzy pisali ówczesne kroniki, poświęcone niemalże wyłącznie żywotom świętych, nie mówili, a jak się zdaje, nawet nie pytali, czy ludność Brytanii była krwi mieszanej. Jest co najmniej możliwe, że i tu, podobnie jak na kontynencie, królowie i ich dwory stanowili jedyny prawie element teutoński. Chrześcijanie znaleźli ludzi do nawracania, znaleźli patronów, znakźli prześladowców, nie znaleźli jednak dawnych mieszkańców Brytanii, ponieważ ich nie szukali — jeśli zaś poruszali się wśród czystych Anglosasów, nie mieli przyjemności wiedzieć o tym. Istotnie, wszystkie źródła historyczne dowodzą, że im bliżej Walii, tym większa była różnica w nastrojach. W rzeczy samej, jak to potwierdza cała historia, nastroje zmieniały się wraz ze zbliżaniem się ku granicom Walii. Cała historia potwierdza również fakt, że — nie biorąc pod uwagę różnic rasowych — zjawisko takie można zawsze zaobserwować na przejściu z kraju nizinnego do górzystego. Spośród wszystkich jednak rzeczy, które misjonarze zastali, rzeczą najważniejszą dla dziejów Anglii było stwierdzenie, że niektóre przynajmniej z tych królestw odpowiadały naturalnym podziałom ludności, istniejącym nie tylko wówczas, ale po dziś dzień. Northumbria jest nadal zjawiskiem bardziej realnym niż Northumberland. Sussex jest nadal Sussexem, Essex nadal Essexem. A to trzecie królestwo saksońskie, którego nazwy nie da się nawet znaleźć na mapie, królestwo Wessex, zwane jest West Country i jest do dziś najrealniejsze z nich wszystkich.

Ostatnim z królestw pogańskich, które przyj ęło Krzyż, była Mercja, odpowiadająca z grubsza temu, co zwiemy dziś Midlands. Niechrzczony jej król, Penda, osiągnął nawet pewną romantyczną sławę na skutek faktu, że był niechrzczony oraz na skutek najazdów i dzikich ambicji, które złożyły się na całość jego reputacji. W rezultacie jeden z owych mistyków, co to uwierzyłby we wszystko z wyjątkiem chrześcijaństwa, zaproponował, by w Ealing „kontynuować dzieło króla Pendy”, całe szczęście, że nie na szeroką skalę. Jest dziś rzeczą niemożliwą, a może i zbędną, dociekać, w co ten król wierzył lub w co nie wierzył, jednakże nie bez znaczenia jest fakt, iż centralnie położone królestwo Pendy było ostatnią stanicą oporu.

Odosobnienie swoje zawdzięczali Mercjanie zapewne faktowi, że chrześcijaństwo rozprzestrzeniało się od wschodnich i zachodnich wybrzeży. Od wschodu było to oczywistym skutkiem misji św. Augustyna, która uczyniła już była z Canterbury duchową stolicę wyspy. Od zachodu natomiast na sile zyskiwały pozostałości dawnego chrześcijaństwa. Między oboma doszło do starcia. Nie na punkcie wiary, lecz obyczajów. W końcu przeważyli augustianie. Praca na zachodnich połaciach Brytanii była jednak już wtedy ogromna. Możliwe, że szczególne znaczenie miało posiadanie Glastonbury, które było jakby cząstką Ziemi świętej. Poza Glastonbury leżała potęga jeszcze nawet wspanialsza i bardziej pociągająca. Oto w owym czasie na całą Europę promieniowała chwała złotego wieku Irlandii. Tamtejsi Celtowie byli klasykami sztuki chrześcijańskiej, zapoczątkowanej Księgą z Kells na czterysta lat przed narodzeniem tej sztuki. Tam chrzest całego narodu był spontanicznym świętem ludowym, o którym się czyta nieledwie jak o pikniku. Stamtąd to wychodziły tłumy entuzjastów Ewangelii, przypominających ludzi biegnących z dobrą nowiną. O tym powinniśmy pamiętać patrząc na trudne losy, które łączyły nas z Irlandią.

Podano w wątpliwość jedność narodową Irlandii, ponieważ od samego początku nie była ona jednością polityczną. Jeśli jednak Irlandia nie była jednym królestwem, była przynajmniej jednym biskupstwem. Irlandia nie została nawrócona, lecz stworzona przez chrześcijaństwo, tak jak się tworzy kościół z kamienia. Wszystkie jej części składowe złożył w jedną całość geniusz św. Patryka. Twór to był tym oryginalniejszy, że religia była tam samą tylko religią, bez urządzeń świeckich. Irlandia nie była wprawdzie nigdy rzymska, zachowała jednak zawsze charakter romański.