Выбрать главу

— No cóż — powiedział — oczywiście najważniejsze, nadrzędne motywy aborygenów pozostają nie wyjaśnione. Możemy zaledwie zgadywać, w jaki sposób oni rozumują, nie wspominając nawet o tym, jak czują. Jednak nasze teorie zdają się zgadzać z faktami.

Dlaczego się ukrywali przed człowiekiem? Podejrzewam, że oni, a raczej ich przodkowie — gdyż nie są to, jak wiesz, rozsiewające blask elfy — są śmiertelni i omylni, jak my. A więc podejrzewam, że z początku tubylcy byli tylko ostrożni, ostrożniejsi nawet niż prymitywni ludzie na Ziemi, którzy równie niechętnie zdradzali swą obecność przed obcymi. Szpiegując, podsłuchując myśli. Mieszkańcy Rolanda nauczyli się naszego języka na tyle, żeby z grubsza pojąć, jak bardzo człowiek jest od nich różny i jak jest potężny. Zrozumieli również, że przybędzie więcej statków i nowi osadnicy. Nie przyszło im do głowy, że moglibyśmy im przyznać pełne prawo do zachowania swych ziem. Być może ciągle przywiązują znacznie większą wagę do podziałów terytorialnych niż my. Zdecydowali się walczyć na swój własny sposób. Przypuszczam, że gdy wreszcie zaczniemy bliżej przyglądać się ich mentalności, nasza psychologia przejdzie swój przewrót kopernikański. Zapłonął w nim entuzjazm.

— I nie będzie to jedyna rzecz, jakiej się nauczymy — kontynuował. — Oni muszą mieć swoją własną naukę, nieczłowieczą, powstałą w świecie, który nie jest Ziemią. Muszą, dlatego że przeprowadzili obserwacje naszej rasy równie starannie i dokładnie jak my sami. Dlatego, że opracowali skierowany przeciw nam plan, którego wykonanie zajęłoby jeszcze sto albo i więcej lat. Co jeszcze oni umieją? W jaki sposób bez widocznego rolnictwa czy naziemnych budynków, bez kopalni lub w ogóle czegokolwiek utrzymują swoją cywilizację przy życiu? W jaki sposób powołują do życia całe nowe gatunki inteligentnych istot? Milion pytań, dziesięć milionów odpowiedzi!

— Czy potrafimy się od nich uczyć? — spytała Barbro cicho. — A może będziemy tylko umieli ich zgnieść i zniszczyć, jak się tego boją?

Sherrinford zatrzymał się, oparł łokieć o gzyms nad kominkiem, nabił fajkę i powiedział:

— Mam nadzieję, że okażemy więcej miłosierdzia, niż zwykle okazuje się pokonanemu wrogowi. Oni przecież są pokonanym wrogiem. Próbowali nami zawładnąć i im się nie udało. A teraz my, w pewnym sensie, dążymy do zawładnięcia nimi, gdyż będą zmuszeni do zawarcia pokoju z cywilizacją maszyn, zamiast, co było ich celem, przyglądać się, jak ona rdzewieje. A jednak nigdy nie wyrządzili nam krzywd tak okrutnych, jakie my sami sobie wzajemnie wyrządzaliśmy w przeszłości. Powtarzam raz jeszcze: oni mogliby nas nauczyć wspaniałych rzeczy. My również moglibyśmy im przekazać naszą wiedzę, gdyby nauczyli się być bardziej tolerancyjni wobec innego stylu życia.

— Myślę, że możemy wydzielić im rezerwat — powiedziała Barbro i nie wiedziała, dlaczego on się tak skrzywił i dlaczego odpowiedział tak szorstko.

— Zostawmy im godność, na którą sobie zasłużyli! Walczyli, aby uchronić świat, który zawsze znali, od tego… — wyciągnął rękę w stronę miasta — i prawdopodobnie lepiej byłoby dla nas samych, gdybyśmy mieli tego mniej.

Oklapł nieco, westchnął.

— Przypuszczam jednak, że gdyby ta Kraina Elfów zwyciężyła, ludzie na Rolandzie powoli, może nawet szczęśliwie, ale w końcu by wymarli. Żyjemy ze swymi archetypami, ale czy potrafilibyśmy żyć w nich?

Barbro potrząsnęła głową.

— Przepraszam, ale nie rozumiem.

— Słucham? — spojrzał na nią z zaskoczeniem, które usunęło w cień melancholię sprzed chwili. Zaśmiał się, a potem: — Cóż za głupiec ze mnie — powiedział. — W ciągu ostatnich dni wyjaśniałem to tyle razy różnym politykom i naukowcom, i członkom komisji, i Bóg wie jeszcze komu, że zapomniałem, iż nigdy nie wyjaśniałem tobie. Wtedy gdy podróżowaliśmy, to był tylko pomysł, dość zresztą mglisty. Ale teraz, po spotkaniu z Zewnętrznymi i zobaczeniu, jak oni działają, zyskałem pewność.

Mocniej ubił tytoń w fajce.

— W ciągu całego zawodowego życia — powiedział — korzystałem w pewnym stopniu z pierwowzoru. Racjonalny detektyw. Nie była to świadomie przyjęta poza, zwykle był to po prostu obraz, który pasował do mojej osobowości i stylu pracy. Jednak wywoływał on i wywołuje u większości ludzi odpowiedni rezonans, bez względu na to, czy słyszeli o oryginale czy nie. To zjawisko nie jest rzadkością. Spotykamy ludzi, którzy przywodzą na myśl Chrystusa lub Buddę, lub Matkę Ziemię, czy, ze sfer mniej wzniosłych, Hamleta lub d'Artagnana. W tych postaciach — historycznych, mitycznych czy fikcyjnych — krystalizują się podstawowe cechy ludzkiej psychiki i kiedy kogoś takiego spotykamy w naszym rzeczywistym świecie, nasze reakcje rodzą się głębiej niż tylko w świadomości.

Człowiek tworzy również archetypy, które nie są osobami, takie jak Anima czy Cień, a tutaj — jak się zdaje — Pozaświat. Kraina magii i uroków — w pierwszym, magicznym znaczeniu tego słowa — zamieszkana przez na wpół ludzkie istoty, niektóre jak Ariel. inne jak Kaliban, jednak wszystkie wolne od przypisanych śmiertelnikom słabości i smutków — przez co może trochę beztrosko okrutne, bardziej niż trochę skłonne do psot. Mieszkańcy zmierzchu i księżycowego światła, niezupełnie bogowie, ale posłuszni rozkazom władców dostatecznie potężnych i enigmatycznych, żeby być bogami… O tak, nasza Królowa Powietrza i Mroku dobrze wiedziała, jakie obrazy pozwolić widzieć samotnym ludziom, jakie od czasu do czasu wokół nich budować iluzje, jakie pieśni i legendy puszczać między nich w obieg. Zastanawiam się, ile ona i jej poddani wzięli z ludzkich baśni, ile jest ich własnym dziełem, a ile stworzyli tutejsi ludzie, zupełnie od nowa, zupełnie bezwolnie, gdy zamieszkała w nich świadomość tego, że żyją na krańcu świata.

Wzdłuż pokoju kładły się cienie. Wyraźnie się ochłodziło, przycichły nieco fale dobiegającego z ulic hałasu. Barbro spytała stłumionym głosem:

— I do czego to mogło prowadzić?

— Pod wieloma względami — odpowiedział Sherrinford — tutejszy pionier rzeczywiście żyje w średniowieczu. Ma niewielu sąsiadów, niewiele do niego dociera wiadomości z szerokiego świata, mozoli się, żeby przetrwać na ziemiach, które tylko częściowo rozumie, ziemiach, które każdej nocy mogą zesłać na niego nie dające się przewidzieć katastrofy, i jest zewsząd otoczony ogromnymi obszarami zupełnej dziczy. Ta cywilizacja techniczna, która przyniosła tutaj jego przodków, dla niego samego jest co najmniej mglista i odległa. Może zagubić jej spuściznę, tak jak średniowiecze zagubiło spuściznę starożytnej Grecji i Rzymu i, jak się wydaje, tak jak zgubiła ją cała Ziemia. Pozwólmy, aby archetypowy Pozaświat popracował nad nim, długo, intensywnie, zręcznie, a w końcu zacznie w głębi duszy wierzyć, że magiczna moc Królowej Powietrza i Mroku jest potężniejsza od energii maszyn, i najpierw jego wiara, a potem również jego czyny poddadzą się jej rozkazom. Och nie, to by nie nastąpiło szybko. Najlepiej, aby ten proces był zbyt powolny, by mógł być zauważony przez zadowolonych z siebie ludzi z miast. A gdy w końcu rolnicze zaplecze, już całkowicie opanowane pierwotnymi zabobonami, cofnięte do średniowiecza, odwróciłoby się od miast, jak mogłyby one przetrwać?

Barbro odetchnęła głęboko.

— Powiedziała mi, że gdy ich flagi załopoczą nad ostatnim z ludzkich miast, wszyscy się będziemy radować.

— Myślę, że tak by rzeczywiście było, do tego czasu — przytaknął Sherrinford. — Pomimo tego wierzę w prawo do wolnego wyboru własnego losu.

Wstrząsnął się, jakby zrzucając jakiś ciężar. Wystukał z fajki resztki spopielałego tytoniu, potem przeciągnął się, dokładnie, mięsień po mięśniu.