Выбрать главу

Dekkeret błagalnie uniósł obie ręce.

— Spokojnie, wasza wysokość, spokojnie. Jeśli będzie wojna, niech nas Bogini broni, wiesz, że to ja ją poprowadzę i wygram. Ale błagam, zostawmy to na chwilę. Chcę ci powiedzieć więcej i ma to możliwe konsekwencje, sięgające daleko poza obecne problemy.

— Mów więc — powiedział Prestimion głucho. Był otępiały po wybuchu wściekłości. Żałował teraz, że wywrócił wino.

— Pamiętasz, Prestimionie — zapytał Dekkeret — jak rozmawialiśmy w sali degustacyjnej w Domu Muldemar. Byliśmy tylko we dwóch, jak teraz. Przypomniałeś mi o dziwnej przepowiedni Maundiganda-Klimda, że Barjazid zostanie czwartą Potęgą Królestwa. Żaden z nas wtedy tego nie rozumiał i uznaliśmy to za niemożliwe. Ale zeszłej nocy zrozumiałem znaczenie tej wizji. Potrzebna jest czwarta Potęga. Za twoją zgodą, uczynię nią Dinitaka Barjazida, kiedy tylko rozwiążemy kwestię Mandraliski i pięciu Sambailidów.

— Oszalałeś — powiedział Prestimion. Nie był już zły, tylko smutny.

— Proszę, wysłuchaj mnie. Ocenisz moje szaleństwo, kiedy skończę.

Prestimion odpowiedział zrezygnowanym wzruszeniem ramionami.

— Na Majipoorze nigdy nie zaznano takiego dobrobytu, jak współcześnie — oświadczył Dekkeret. — Era Prankipina i Lorda Confalume’a, Confalume’a i Lorda Prestimiona, Prestimiona i Lorda Dekkereta. Zarazem jednak nigdy wcześniej nie zaznano podobnych problemów. Magowie i czarnoksiężnicy, powstawanie nowych, dziwnych kultów, kłopoty spowodowane przez Dantiryę Sambaila i Mandraliskę… To wszystko jest dla nas nowe. Być może jedno idzie w parze z drugim, dobrobyt i problemy, niepewność nowego bogactwa i tajemnice magii. A może po prostu mamy za dużą populację. Na świecie, wprawdzie ogromnym, żyje piętnaście miliardów ludzi, więc nie można uniknąć niezgody, a nawet konfliktów.

Prestimion siedział w milczeniu i zastanawiał się, do czego Dekkeret zmierza. Widać było, że Koronal przez pół nocy ćwiczył tę przemowę w głowie. Prestimionowi, szczególnie po wybuchu złości sprzed paru chwil, wypadało posłuchać, zanim odrzuci szalony pomysł swego Koronala.

Dekkeret mówił dalej:

— W poprzednim trudnym okresie, który nazywamy czasami Dvorna, stworzono pierwsze dwie Potęgi, dzielące się władzą: Pontifexa, starszego, mądrzejszego monarchę, odpowiadającego za opracowywanie polityki, i Koronala, młodszego, bardziej energicznego, który ma tę politykę wykonywać i egzekwować. Później, kiedy umożliwił to nowy, cudowny wynalazek, pojawiła się trzecia Potęga, Pani Wyspy, która z pomocą swoich licznych współpracowników wchodzi co noc w umysły wielkiej rzeszy ludzi i daje im pociechę, pomoc i leczenie. Jednak urządzenia, z których korzysta Pani, mają swoje ograniczenia. Może mówić do umysłów, ale nie może ich bezpośrednio kontrolować. Za to hełmy, które wynaleźli Barjazidowie…

— Chciałeś raczej powiedzieć, że ukradli. Wynalazł je jękliwy, zdradziecki Vroon, Thalnap Zelifor. Jednym z błędów, za które kiedyś będę musiał zapłacić, było oddanie tego Vroona i jego hełmów w ręce Venghenara Barjazida. Dotąd czujemy tego konsekwencje.

— Barjazidowie, szczególnie Khaymak Barjazid, korzystali z projektów Vroona, ale ogromnie zwiększyli możliwości jego maszyn. Jak pamiętasz, ja pierwszy poczułem moc tych hełmów dawno temu, kiedy podróżowałem po Suvraelu. Jednak to, co wtedy czułem, choć bardzo silne, nie może równać się z mocą, którą dawał późniejszy hełm, wykorzystany przez ciebie do pokonania Venghenara Barjazida w Stoienzar wiele lat temu. Zaś hełm, który doprowadził twojego brata do utraty zmysłów i skrzywdził tyle osób na całym świecie jest jeszcze potężniejszy. To naprawdę straszliwa broń.

Dekkeret pochylił się i świdrował Prestimiona wzrokiem.

— Świat — powiedział — potrzebuje bardziej surowego rządu, niż istniejący przez ostatnie lata. W przeciwnym wypadku wciąż będą pojawiać się Mandraliski. Proponuję, byśmy zajęli się hełmami, przekazali je Dinitakowi Barjazidowi i uczynimy go odpowiedzialnym za wyszukiwanie złoczyńców, za kontrolowanie ich i karanie przy użyciu potężnych przesłań, zsyłanych z pomocą hełmu. Będziemy monitorować umysły mieszkańców świata i zwalczać niegodziwych. W tym celu potrzebować będzie statusu i władzy Potęgi Królestwa. Nazwiemy go, powiedzmy, Królem Snów. Będzie równy nam. Dinitak jako pierwszy otrzyma ten tytuł, później będzie on przechodził dziedzicznie przez pokolenia. To wszystko, wasza wysokość.

Zdumiewające, pomyślał Prestimion. Niewiarygodne.

— Dinitak, jak rozumiem, nie ma obecnie spadkobierców — odpowiedział natychmiast. — Ale to najmniejszy zarzut, jaki mam do twojego planu.

— A pozostałe?

— To tyrania, Dekkerecie. W tej chwili rządzimy za zgodą ludzi, którzy pozwolili nam zostać królami. Jeśli jednak skorzystamy z broni, która pozwoli nam kontrolować ich umysły…

— Dawać im wskazówki. Tylko nikczemni muszą się tego obawiać. Ta broń już jest w użyciu. Lepiej będzie, jeśli przejmiemy ją dla siebie, zabronimy korzystania z niej wszystkim innym, niż gdybyśmy mieli zostawić ją dla kolejnych buntowników. Nam przynajmniej można ufać. Tak w każdym razie wolę uważać.

— A twój Dinitak? Czy jemu można ufać? Przypominam ci, że jest Barjazidem.

— Z krwi — odparł Dekkeret — ale nie z natury. Widziałem to w Suvraelu, kiedy przekonywał Venghenara, swojego ojca, by pojechał ze mną na Zamek i pokazał ci pierwszy hełm. Potem, kiedy przyszedł do nas w Stoien, przynosząc urządzenie, które mogliśmy wykorzystać przeciw jego ojcu. Pamiętasz, że wtedy miałeś wobec niego podejrzenia? Pytałeś, jak możesz mu zaufać. Myślałeś, że może to być jakiś nowy plan Dantiryi Sambaila. Powiedziałem wtedy: „Zaufaj mu, panie. Zaufaj”. Zaufałeś. Myliłem się?

— Wtedy nie.

— Teraz też się nie mylę. Prestimionie, to mój najbliższy przyjaciel. Znam go jak nikogo innego. Prowadzą go tak mocne zasady, że przy nim wszyscy wyglądamy jak byle złodziejaszki. Co powiedziałeś w Muldemar, kiedy odpowiedział ci prawdziwie, lecz nieco za ostro? „Nigdy nie przejmowałeś się dyplomacją, Dinitaku? Ale jesteś uczciwym człowiekiem”, albo coś podobnego. Zauważyłeś, że przyjechał tu ze mną, ale Keltryn nie?

— Keltryn?

— Młodsza siostra Fulkari. Mają z Dinitakiem mały romans… ale skąd mógłbyś o tym wiedzieć, Prestimionie? Kiedy się zaczął, byłeś w Labiryncie. W każdym razie nie wziął Keltryn ze sobą. Powiedział, że podróżowanie z niezamężną kobietą jest niewłaściwe. Niewłaściwe!Kiedy ostatnio słyszałeś podobne słowo?

— Zgadzam się, bardzo święty młody człowiek. Może zbyt święty.

— Lepiej tak niż odwrotnie. Prędzej czy później ożenimy go z Keltryn, oczywiście, o ile będzie go chciała, bo Fulkari mówi, że wściekła się, gdy zostawił ją na Zamku, i dadzą początek plemieniu świętych Barjazidków, którzy będą sukcesorami swego wielkiego przodka i Królami Snów na stulecia. Strach przed okrutnymi snami, które może zesłać Król Snów, mógłby na zawsze utrzymać pokój.

— Piękne marzenie, prawda? Ale bardzo mnie niepokoi, Dekkerecie. Kiedyś postanowiłem bawić się umysłami wszystkich na świecie, pod Granią Thegomar, kiedy moi magowie wymazali wszelkie wspomnienia o powstaniu Korsibara. Myślałem, że to dobry pomysł, ale myliłem się i przyszło mi za to słono zapłacić. Teraz ty proponujesz inny rodzaj grzebania w umysłach, nieustanne monitorowanie. Nie pozwolę na to, Dekkerecie, i to zamyka tę kwestię. Do ustanowienia podobnego systemu potrzebujesz zgody Pontifexa, a ja ci jej nie udzielam. Wracając do sprawy Mandraliski…