Выбрать главу

— Naturalnie. Mam jednak nadzieję, że w odpowiednim czasie otrzymam od ciebie informacje. Gdyby to było możliwe, chciałem, żeby Confalume odprawił mój ślub — Prestimion przerwał i na chwilę złapał Dekkereta za rękę. — Byłoby mi ogromnie miło, gdybyś pozwolił mi odprawić swój.

— Niech Bogini nam na to pozwoli — powiedział Dekkeret. — W każdym razie dobrze by było, gdyby następna wizyta Pontifexa na Górze Zamkowej odbyła się z weselszej okazji niż obecna.

2

— Mój panie, mogę wejść? — zapytał Abrigant Dekkereta, który otworzył mu drzwi.

Pogrzeb Teotasa odbył się trzy dni temu. Dinitak przybył z Zamku na prośbę Prestimiona. On, Prestimion i Dekkeret już od godziny odbywali zebranie. Nie wszystko szło idealnie. Coś było nie tak, choć Dekkeret nie był w stanie powiedzieć, co. Prestimion był chłodny, ponury, zamyślony, mówił niewiele, czasami przesadnie akcentował pozornie nieszkodliwą wypowiedź. Było tak, jakby tamtego dnia, kiedy Dekkeret powiedział mu, że być może należy winić hełm Barjazidów za śmierć Teotasa, zaszła w nim jakaś zmiana.

Pukanie Abriganta obniżyło napięcie. Dekkeret szybko podszedł do drzwi, żeby sprawdzić, kto za nimi stoi, zostawiając Dinitaka i Prestimiona zgarbionych nad hełmem, przywiezionym przez Dinitaka. Prestimion oglądał ów hełm z zaciekawieniem, szturchał go palcem i mamrotał coś pod nosem, patrząc na niego z nieskrywaną nienawiścią, jakby był jakimś złowrogim, żywym stworzeniem wydzielającym trujące opary. Pontifex emanował uczuciami tak intensywnymi, że Dekkeret z radością złapał się wymówki, pozwalającej mu oddalić się choć na moment.

— Pewnie szukasz brata — powiedział do Abriganta. Wskazał kciukiem za siebie. — Prestimion jest tam.

Abrigant był zaskoczony i może zaniepokojony faktem, że to Dekkeret otwiera drzwi pokoju Prestimiona.

— Czy przeszkadzam w jakiejś ważnej sprawie, mój panie?

— Mamy tu dość ważne spotkanie. Ale myślę, że możemy je na chwilę przerwać — Dekkeret usłyszał kroki za plecami. Z pokoju wyszedł Prestimion. — Pontifex najwyraźniej jest tego samego zdania.

Abrigant spojrzał na brata i przemówił nieco smutno:

— Nie miałem pojęcia, że odbywacie z Koronalem konferencję, bo inaczej nigdy nie…

— I tak mieliśmy zrobić sobie niewielką przerwę — powiedział Prestimion dość miłym tonem. Z jego zaciśniętych szczęk i ust można było bez trudu wyczytać, jak zirytowany był, że im przerwano. — Czy przyszła jakaś pilna wiadomość, o której powinienem wiedzieć, Abrigancie?

— Wiadomość? Nie, nie ma żadnych wiadomości. Tylko drobne sprawy rodzinne. Zajmą może minutkę. — Abrigant był wytrącony z równowagi. Spojrzał na Dekkereta i na Dinitaka, który również do nich podszedł. — To może poczekać. Nie miałem zamiaru…

Prestimion przerwał mu ostro.

— Nieważne. Jeśli można się tym zająć tak szybko, jak mówisz…

— Czy chcecie, żebyśmy z Dinitakiem wrócili do pokoju i zostawili was w salonie?

— Nie, zostańcie — powiedział Abrigant. — To nic bardzo osobistego. Za pozwoleniem, panowie, zajmę wam tylko chwilkę — zwrócił się do Prestimiona. — Bracie, właśnie rozmawiałem z Varaile. Mówi, że będziecie stąd wyjeżdżać za dzień lub dwa, ale nie do Labiryntu, tylko na Wyspę Snu. Czy to prawda?

— Prawda.

— Myślałem, że sam pojechałbym na Wyspę, kiedy zakończę moje sprawy tutaj. Nasza matka nie powinna być teraz sama.

Prestimion wyglądał na zirytowanego i zagubionego.

— Czy mówisz, że chcesz jechać z nami, Abrigancie?

Teraz to na twarzy Abriganta pojawiło się identyczne jak u brata zagubienie.

— Nie do końca to miałem na myśli. Jeden z nas na pewno musi do niej pojechać, a ja uznałem, że obowiązek odwiedzenia jej spada na mnie. Czułem, że na Pontifexa czekają w Labiryncie ważniejsze sprawy, które uniemożliwią mu odbycie tak dalekiej podróży. Nie jest w zwyczaju, by Pontifex odwiedzał Wyspę. Ani Koronal — dodał z rosnącym zakłopotaniem.

— W ostatnich latach wydarzyło się wiele rzeczy, które nie są w zwyczaju — odparował Prestimion. — A ja mogę być Pontifexem gdziekolwiek — twarz mu spochmurniała. — Jestem najstarszym z jej synów, Abrigancie. Sądzę, że to moje zadanie…

— Wręcz przeciwnie, Prestimionie…

Dekkeret zaczął czuć się bardzo niezręcznie w roli biernego słuchacza rozmowy pomiędzy braćmi. Od początku był świadkiem wbrew woli, ale teraz, kiedy rozmowa zmieniła się w ostrą wymianę zdań, bardzo nie chciał jej dłużej słuchać. Działo się tu coś, co mógł zrozumieć tylko członek rodziny, a czego nikt obcy nie powinien nawet oglądać.

Jeśli Abrigant, który wraz ze wstąpieniem Dekkereta na tron zrezygnował ze wszelkich funkcji publicznych i miał więcej czasu na zajmowanie się sprawami rodzinnymi niż jego brat uważał, że powinien pocieszać matkę w tej trudnej godzinie — to cóż, Dekkeret uznał, że ma do tego pełne prawo. Ale Prestimion był starszy. Czy to nie on powinien decydować, kto pojedzie na Wyspę?

Poza tym Prestimion był Pontifexem. Nikt, nawet rodzony brat, nie powinien mówić do Pontifexa „wręcz przeciwnie”.

To był ostateczny argument. Prestimion słuchał jeszcze przez kilka chwil, stojąc przed Abrigantem z rękoma skrzyżowanymi na piersi i przesadnie okazując cierpliwość, po czym po prostu powiedział:

— Rozumiem twoje odczucia, bracie. Mam jednak inne powody, związane z racją stanu, z których wynika moja potrzeba udania się za granicę. Wyspa będzie zaledwie pierwszym krokiem w mojej podróży — patrzył na Abriganta nieruchomo. — Muszę zająć się sprawą, którą omawialiśmy, kiedy zapukałeś. Ponieważ z mojej strony zarówno wygodnie, jak i słusznie będzie udać się na Wyspę, nie ma potrzeby, byś i ty odbywał tę podróż.

Abrigant zareagował milczeniem i zdumionym spojrzeniem. Powoli pojmował, że słowa Prestimiona były rozkazem.

Dekkeret nie wątpił, że brat Pontifexa będzie niezadowolony, ale w tej chwili nie pozostało już nic do powiedzenia. Abrigant uśmiechnął się wymuszenie.

— Cóż, Prestimionie, w tej sytuacji muszę ci chyba ustąpić, prawda? Znakomicie, ustępuję więc. Przekaż matce wyrazy mojej miłości i powiedz jej, że moje myśli były z nią od kiedy dowiedziałem się o tej tragedii.

— Dobrze. Teraz twoim zadaniem będzie pocieszenie lady Fiorindy. Zostawiam ją pod twoją opieką.

Abrigant i na to nie był gotowy. Był już zły, że musiał ustąpić Prestimionowi w kwestii podróży na Wyspę, a teraz wyglądał na jeszcze bardziej zaskoczonego.

— Co? Fiorinda zostaje tutaj? Nie będzie towarzyszyć Varaile w waszych podróżach?

— Uważam, że to zły pomysł. Varaile pośle po nią, kiedy wrócimy do Labiryntu. Do tego czasu wolę, by pozostała w Muldemar.

Po tych słowach, gestem, który Dekkeretowi zdał się raczej pokazem potęgi urzędu niż wyrazem braterskiej czułości, Prestimion sztywno wyciągnął ramiona do Abriganta i powiedział:

— Chodź, bracie, uściśnijmy się, a potem muszę kontynuować to spotkanie.

Kiedy Abrigant oddalił się i wrócili do pokoju, Dekkeret zwrócił się do Prestimiona i — po to, by przerwać niezręczną ciszę, która zapadła po odejściu Abriganta — zapytał:

— Jeśli mogę zapytać, o jakich dokładnie podróżach mówiłeś, wasza wysokość?

— Nie podjąłem jeszcze ostatecznej decyzji — Prestimion wciąż przemawiał ostrym tonem. — Ale nie ma wątpliwości, że w ciągu najbliższych miesięcy będziemy dużo podróżować.

Podniósł leżący na stole hełm i przelewał miękką, metalową plecionkę z ręki do ręki, niczym złote monety.