Выбрать главу

— Nie pasuje do ciebie ten sarkazm, panie.

— A byłem sarkastyczny? Wydawało mi się, że po prostu stwierdzam fakt. Tak czy siak, przejdźmy do interesów. Które w pewnym sensie dotyczą też Keltryn.

Dinitak, zdumiony, zmarszczył brwi.

— Tak? A w jaki sposób?

— Plan jest taki, że w następny trzeci dzień wyruszamy do zachodnich prowincji. Nie będzie nas wiele miesięcy, może dużo dłużej, zaprosiłem cię więc, aby dowiedzieć się, czy zamierzasz zabrać ze sobą Keltryn.

Dinitak był zszokowany. Wstał, a jego twarz pod ciemną, suvraelską opalenizną nabrała odcienia jasnego karmazynu.

— Nie mogę tego zrobić, Dekkerecie!

— Chyba nie rozumiem. Jak to nie możesz?

— To absolutnie wykluczone. Sam pomysł jest skandaliczny!

— Skandaliczny? — powtórzył Dekkeret, zwężając oczy w szparki. Przyjaźnili się od ponad dwudziestu lat, a wciąż nie wiedział, kiedy urazi czuły punkt dinitakowej moralności. — O co chodzi? Czego nie dostrzegłem? Fulkari twierdzi, że ty i Keltryn jesteście sobą całkowicie zafascynowani. Jednak kiedy proponuję ci sposób na uniknięcie długiej i na pewno bolesnej rozłąki, rzucasz się na mnie, jakbym zaproponował coś niewymownie nieprzyzwoitego.

Dinitak uspokajał się, ale wciąż był wyraźnie wzburzony.

— Pomyśl o tym, co proponujesz, Dekkerecie. Jak mógłbym zabrać Keltryn w tę podróż? Pokazałbym wszystkim, że jest dla mnie tylko konkubiną.

Nigdy jeszcze nie wydał się Dekkeretowi tak tępy. Koronal miał ochotę nim potrząsnąć.

— Towarzyszką, Dinitaku. Nie konkubiną. Wiesz, że zabieram z sobą Fulkari. Czy sądzisz, że jest dla mnie ledwie konkubiną?

— Wszyscy wiedzą, że poślubisz ją, kiedy tylko skończy się żałoba po Teotasie. Jest praktycznie twoją małżonką. Ale Keltryn i ja… między nami nic nie jest ustalone. Jestem od niej dwa razy starszy, Dekkerecie. Nie wiem nawet, czy słuszne jest, że robimy to, co robimy. Nie ma mowy, żebym zgodził się na podróż przez kontynent w towarzystwie młodej, niezamężnej dziewczyny.

Dekkeret potrząsnął głową.

— Zdumiewasz mnie, Dinitaku.

— Tak? W porządku, zdumiewam cię. Niech i tak będzie. Ona nie może z nami jechać. Nie pozwalam na to.

Tego Dekkeret się nie spodziewał. Przed posiłkiem myślał, że Dinitak, niezręcznie i z ociąganiem, doprowadzi rozmowę do punktu, w którym poprosi, żeby Keltryn mogła z nimi pojechać. W jego oczach miało to mnóstwo sensu. Była młoda, to prawda, ale rozsądna i szybko dorastała. Poza tym była dla Fulkari nie tylko siostrą, ale i najbliższą przyjaciółką i byłoby dobrze, gdyby dotrzymywały sobie towarzystwa, podczas gdy Dekkeret i Dinitak zajmowaliby się prawdziwymi celami tej wyprawy. Można się też było spodziewać, że Dinitak ucieszy się na myśl o wspólnej podróży. Nie mógł się bardziej pomylić.

Nie było wątpliwości, że choć brzmiało to wariacko, Dinitak mówił poważnie. Dekkeret wiedział, że nie warto się z nim spierać w kwestiach moralności. W tych sprawach Dinitak żył we własnym świecie.

Dekkeret westchnął.

— Jak sobie życzysz. Dziewczyna zostaje w domu.

Zadanie przekazania tej wiadomości Keltryn spadło na Fulkari. Zgodziła się z Dekkeretem, że jeśli zostawią sprawę w rękach Dinitaka, jego niezręczne tłumaczenie doprowadzi Keltryn do szału, którego ich związek nie przetrwa.

Mimo to była wściekła.

— Głupiec! — krzyczała. — Niedorzeczna świnia! Taki jest święty, że nie mogę z nim podróżować? Dobrze więc. Oszczędzę mu wstydu. Nie chcę go więcej widzieć!

— Zmienisz zdanie — powiedziała Fulkari.

4

To była piąta wizyta Prestimiona na Wyspie Snu. Samo to było niezwykłe, a jeszcze bardziej zdumiewał fakt, że był teraz Pontifexem. Ale Prestimion od pierwszych dni rządów był niecodziennym monarchą.

Koronalowi zdarzało się w trakcie rządów odwiedzić Wyspę Snów raz czy dwa, zazwyczaj przy okazji Wielkiej Procesji. W końcu Panią Wyspy była jego matka, rozsądnie więc było od czasu do czasu się z nią zobaczyć.

Żeby jednak na Wyspę udawał się Pontifex — to była zupełnie inna sprawa. Pontifex nie miał oficjalnych powodów, żeby to robić. Pontifeksi w ogóle niewiele podróżowali, a jeśli już, to tylko po Alhanroelu.

Jeśli Pontifex długo był Koronalem, jego matka mogła w ogóle nie dożyć końca jego rządów. Tak było w przypadku Lorda Confalume’a — Panią Wyspy w drugiej połowie jego panowania na Zamku była nie matka, a siostra, Kunigarda. Pani, która żyła dość długo, by być świadkiem wstąpienia syna na zwierzchni tron pozostawała na Wyspie nawet po przekazaniu swoich obowiązków matce nowego Koronala. Byłe Panie Wyspy mieszkały w rozległej posiadłości na Tarasie Cieni na Trzecim Progu Wyspy.

Pontifex mógł odwiedzić swoją matkę, kiedy w pełni wdrożył się w obowiązki swojego nowego stanowiska. Zazwyczaj jednak tego nie robił, aż było już za późno: matka umierała zanim znajdował okazję, by się z nią zobaczyć, albo on sam stawał się zbyt stary, żeby podróżować. Minęły wieki od ostatniej wizyty Pontifexa na Wyspie.

Prestimion zawsze miał bliską i ciepłą relację ze swoją matką, lady Therissą. Jako młody Koronal udał się na Wyspę, by przedstawić jej swoją żonę, Varaile i by poprosić o pomoc w walce z Dantiryą Sambailem. Odwiedził ją znowu w piątym roku swoich rządów, kiedy odbywał Wielką Procesję, by pokazać się światu po opanowaniu chaosu, wywołanego dwoma powstaniami Dantiryi Sambaila. Wtedy, podobnie jak teraz, przebył Alhanroel drogą lądową i z Alaisor popłynął statkiem na Wyspę, a stamtąd udał się na Zimroel, do Piliploku i Ni-moya.

W jedenastym roku rządów Prestimion postanowił odbyć drugą procesję, obierając podobną trasę, ale wyruszył z Ni-moya, przez cały Zimroel, do kryształowego miasta Dulorn i dalej na zachód, do dalekiego Pidruid, Narabalu i Til-omon, gdzie Koronalowie zaglądali rzadko. Przy okazji tej podróży Prestimion kolejny raz odwiedził swoją matkę. W szesnastym roku swoich rządów odbył trzecią Wielką Procesję. Ta była szczególna. Udał się na południe Alhanroelu do Stoien, stamtąd ponownie na Wyspę, a z niej, ku zaskoczeniu całego świata, ruszył na południe, do pustynnego Suvraelu, który od trzystu lat nie oglądał Koronala.

Teraz znowu przybywał na Wyspę. Przed nim z morza wyrastał dobrze znany, ogromny kształt, oszałamiająca ściana z lśniącej, białej kredy, unosząca się wysoko ponad wodę, tworząca trzy koncentryczne poziomy, a na ich szczycie mieściło się święte sanktuarium, Świątynia Wewnętrzna, w której mieszkała Pani i jej akolici. O tej porze dnia słońce stało niemal pionowo na niebie i gładka ściana Wyspy odbijała jego światło tak, że niemal nie dało się na nią patrzeć.

Wyspa była wielka — na każdej planecie innej niż Majipoor byłaby uznana za kontynent — ale miała tylko dwa porty, Taleis na zachodzie, od strony Zimroelu, i Numinor na północno-wschodnim skraju, od Alhanroelu. Prestimion zawsze odwiedzał Wyspę od strony Numinoru. Nigdy nie widział Taleis. Teraz, stojąc na pokładzie szybkiego statku, który przywiózł go tu tym razem i patrząc na jaśniejąco białą ścianę, otaczającą port Numinor, zrozumiał, że pewnie już go nie ujrzy.

Prestimion sądził, że to jego ostatnia wizyta na Wyspie Snu. Kiedy zakończy swoje sprawy tutaj, nie popłynie na Zimroel, choć dałoby mu to szansę ujrzenia Taleis. Teraz świat należał do Dekkereta. Pontifeksi nie odbywali Wielkich Procesji. W przyszłości będzie coraz bardziej osiadał w głębinach Labiryntu.