Выбрать главу

Keltryn nie pamiętała już, ile tygodni minęło odkąd Dinitak pojechał na zachód z Koronalem i Fulkari. Cztery tygodnie? Pięć? Nie umiała powiedzieć. Dla niej trwało to półtorej wieczności. Ile by to nie było, czuła, że to dłużej, niż trwał jej romans z Dinitakiem.

Te kilka dziwnych tygodni, które z nim spędziła, wydawało się być tylko snem. Zanim on się pojawił, strzegła swojego ciała jakby było świątynią, a ona kapłanką. Później — sama nie wiedziała czemu, czy z prawdziwego pożądania, czy z niecierpliwości jej dojrzewającego ciała, czy z banalnej chęci wkroczenia w takie życie, jakie od dawna prowadziła jej siostra — otworzyła się przed Dinitakiem i pozwoliła mu w niejednym znaczeniu tego słowa wejść do sanktuarium jej osoby. On zaś wprowadził ją w krainę przyjemności i podniecenia znacznie większego, niż była w stanie wyobrazić to sobie w dziecinnych fantazjach.

Nie chodziło tylko o seks, przynajmniej ona tak uważała. Przez te kilka tygodni przestała używać zaimka „ja” i zamieniła go na „my”.

I właśnie wtedy — równie lekko, jak gdyby była zużytym ubraniem — pozbył się jej. Pozbył. W jej oczach nie pasowało tu żadne inne słowo. Ruszyć w podskokach na zachód z Dekkeretem i Fulkari, zostawić ją, bo było — jak Fulkari to ujęła? — politycznie niepoprawnie pojawiać się w otoczeniu Koronala z niezamężną kobietą…

Ciężko było zrozumieć, jakim cudem mężczyzna w tak wczesnej fazie namiętnego romansu mógł zająć podobne stanowisko. Dinitak słynął z mówienia wszystkiego wprost, z szorstkiej szczerości. Na pewno byłby w stanie postawić się nawet Lordowi Dekkeretowi, powiedzieć mu „wybacz, wasza wysokość, ale jeśli ona nie pojedzie, to ja też nie”.

A jednak nic takiego nie zrobił. Wątpiła, czy jej udział w podróży choć odrobinę obszedłby Dekkereta. To Dinitak postanowił ją zostawić, Dinitak, Dinitak, Dinitak. Jak mógł zrobić coś takiego? Keltryn nie mogła tego zrozumieć. Natychmiast przychodziła jej do głowy brzydka odpowiedź: bo już się mną znudził. Pewnie zbyt wiele wymagam, jestem za chętna, za młoda. W ten sposób ze mną zrywa.

— Nic nie rozumiesz — powiedziała jej Fulkari. — Keltryn, on oszalał na twoim punkcie. Zapewniam cię, cierpi, że musi cię tak zostawić na zamku. Jest zbyt pruderyjny, żeby zabrać młodą kobietę, taką jak ty, w oficjalną podróż. Powiedział, że byłoby to dla ciebie obraźliwe, że wyglądałabyś jak jego konkubina.

— Konkubina!

— Wiesz, że ma bardzo staroświeckie podejście.

— Nie dość staroświeckie, żeby ze mną nie sypiać, Fulkari.

— Sama mi powiedziałaś, że i w tej kwestii poważnie się wahał.

— Ale…

Keltryn musiała tutaj przyznać siostrze rację. Wtedy na basenie musiała się niemal rzucić na Dinitaka, żeby wreszcie przyjął to, co chciała mu dać, a kiedy dowiedział się, że oddała mu swoje dziewictwo, zareagował tak dziwnie, niepokojem i smutkiem. Keltryn uznała, że jest dla niej za skomplikowany, ale to nie pomogło jej pogodzić się z wściekłością, że wykluczono ją z podróży na zachód, ani że zostaje na tak długo rozdzielona z mężczyzną, którego kocha, kiedy ich romans jest wciąż świeży i gorący.

W kolejnych dniach ataki gniewu przychodziły i odchodziły. Czasami wydawało jej się, że już jej to nie obchodzi, że Dinitak był tylko fascynacją nastolatki i że kiedyś będzie wspominać go z nostalgią i rozbawieniem. W takich chwilach przez wiele godzin była całkowicie spokojna. Potem jednak dostawała szału, że zniszczył jej życie. Powtarzała sobie, że dała mu coś więcej, niż niewinność, dała mu miłość. A on rzucił jej nią w twarz.

Dzisiaj był jeden z gniewnych dni. Keltryn miała bardzo żywy sen o Dinitaku, o nich razem, wyobrażała sobie, że był obok niej w łóżku, wyciągnęła do niego rękę, ale była sama. Obudziła się otoczona czerwoną chmurą frustracji i szału.

Pomyślała, że dzisiaj będzie ćwiczyć fechtunek z Audharim. Szablami. Tak. Cięcie, sieczenie i miażdżenie. Wyrzuci z siebie gniew ostrą walką.

Wysoki, piegowaty chłopak ze Stoienzar był zmieszany i zdezorientowany jej chęcią skorzystania z dużej broni. Nie dość, że nie miała z nią doświadczenia, to jeszcze jego przewaga wzrostu i siły będzie w tym wypadku dużo bardziej znacząca niż przy rapierze czy palcacie, gdzie tak samo jak siła liczyły się technika i refleks. Nie dało się jej jednak przekonać.

— Stawaj! — zawołała.

— Pamiętaj, Keltryn, w szabli atakuje się też krawędzią, nie tylko czubkiem. No i musisz chronić ramię przed…

Opuściła maskę i posłała mu wściekłe spojrzenie.

— Nie bądź taki protekcjonalny, Audhari! Pozycja!

To była bezsensowna walka. Szabla naprawdę była nieco za ciężka dla jej szczupłego ramienia. Ledwo miała pojęcie o poprawnej technice. Wiedziała, że walczący szablą stali dalej od siebie niż przy rapierach, ale to oznaczało, że nie mogła dosięgnąć Audhariego zwyczajnym wypadem. Musiała atakować prymitywnymi, bocznymi cięciami, pasującymi raczej do bójki w zaułku, na które Septach Melayn na pewno zareagowałby oburzonym krzykiem.

W pewien sposób było to satysfakcjonujące. Mogła wyrzucić z siebie część gniewu. Jednak to, co robiła, w ogóle nie było fechtowaniem. Nie miało stylu, gracji, formy. Równie dobrze mogłaby wziąć siekierę i rąbać drewno. Audhari, zdumiony jej wściekłymi atakami, musiał zarzucić swoją dopracowaną technikę i po prostu parować, jak tylko mógł. Za każdym razem, gdy zatrzymywał jej atak swoim ostrzem, po ręce i ramieniu Keltryn rozlewał się niezwykle bolesny dreszcz. Wreszcie sparował tak mocno, że jej szabla z łoskotem wylądowała na podłodze.

Uklękła, by ją podnieść i została na kolanach, walcząc o oddech.

— Co się dzisiaj dzieje? — zapytał Audhari. Zdjął maskę szermierczą i odrzucił ją na bok. — Jesteś z jakiegoś powodu wściekła. Zrobiłem coś nie tak?

— Ty? Nie, nie, Audhari…

— To o co chodzi? Wybrałaś broń, która ewidentnie jest dla ciebie za ciężka i machasz nią jak toporem, zamiast chociaż spróbować się ze mną fechtować. Mistrzowie szabli walczą nią niemal jak rapierem. Stawiają na lekkość i szybkość, nie na brutalną siłę.

— Więc pewnie nigdy nie będę mistrzem szabli — powiedziała, mocno akcentując słowo „mistrz”. Także zdjęła maskę.

— Nie masz się czego wstydzić. Słuchaj, Keltryn, zapomnijmy o szablach i zajmijmy się czymś lżejszym, i…

— Nie. Zaczekaj — nakazała mu milczenie niecierpliwym machnięciem ręką. W jej głowie pojawiła się nowa, dziwna myśl.

Pora zapomnieć o Dinitaku.

Dinitak odegrał w jej życiu swoją rolę. Cokolwiek było między nimi, skończyło się i należy do przeszłości, a on dowie się o tym, kiedy tylko wróci ze swojej podróży na zachód. Już go nie potrzebowała. Jeśli będzie nadal płakać za mężczyzną, który tak łatwo ją zostawił, to jest idiotką.

Odezwała się do Audhariego.

— Może powinniśmy w ogóle dać dziś sobie spokój z fechtunkiem. Moglibyśmy robić co innego.

Jej ton był przebiegły, ale jednoznaczny. Audhari patrzył na nią, nie rozumiejąc, mrugając, jakby przemówiła do niego w języku z innego świata. Keltryn spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się gorąco, intensywnie, tak, że nie mógł tego źle zinterpretować. Zdawało się, że Audhari zaczyna rozumieć.

Była zdumiona własną śmiałością, ale przyjemnie było to robić, działać z własnej inicjatywy, nie polegać na radach Fulkari. Cieszyła się teraz, że siostry nie było na Zamku. Wiedziała, że przyszła pora samodzielnie popłynąć przez wiry życia.