Żyjący na północy pan na Vorthinar sprzymierzył się ze Zmiennokształtnymi. Thastain widział jednego z nich, patrolującego warownię, na własne oczy i był to jego jedyny wcześniejszy kontakt z Metamorfami. Myślał, że był to jeden z powodów, dla którego Pięciu Lordów chciało pozbawić go władzy. Ludzie nie spoufalali się ze Zmiennokształtnymi. To było niczym pakt z demonem. A teraz… sam Mandralisca… Zmiennokształtny w pałacu prokuratora…
Thastain spojrzał na Jacomina Halefice’a i na Khaymaka Barjazida. Nie wyglądali na zdumionych ani zaniepokojonych. Albo opanowali sztukę ukrywania takich uczuć w obecności hrabiego, albo już wcześniej wiedzieli, kim był tajemniczy gość.
Mandralisca uniósł hełm Barjazida w złączonych dłoniach, tak jak można by unieść stosik monet i wyciągnął go przed siebie.
— Oto nasza mała broń — powiedział do Metamorfa. — Urządzenie, które uwolni nasz kontynent spod jarzma panów z Alhanroelu. Do tej pory nasze eksperymenty były bardzo owocne — skinął głową w kierunku Khaymaka Barjazida. — Jesteśmy dłużnikami tego oto człowieka, który nam ją udostępnił.
— Tym małym przyrządem — zapytał Vitheysp Uuvitheysp Aavitheysp — można sięgnąć do dowolnego umysłu na świecie? — teraz, kiedy Metamorf przyjął własną postać, zniknął jego dziwaczny akcent. Jego głos był gładki jak jedwab. — I mieć nad tym umysłem władzę?
— Na to wygląda.
— A umysł Koronala? Albo Pontifexa? — Metamorf zawahał się. — Albo Danipiur?
— Mieszanie w umysłach Koronala i Pontifexa uznałem za zbyt niebezpieczne, zbyt prowokacyjne — odpowiedział gładko Mandralisca. — Zapewniam cię, że jeśli zapragnę, mogę to zrobić, ale nie chcę. Mogę ci jednak wyznać, że udało mi się dosięgnąć umysłów kilku członków rodziny Pontifexa: jego brata, matki, żony, dziecka. W ten sposób, że tak powiem, pokazuję mu nasze możliwości. Rozumiesz zapewne, że jest to informacja w najwyższym stopniu poufna, przeznaczona dla samej Danipiur. A co do niej… Nie, oczywiście, że nigdy nie spróbowałbym bawić się umysłem wielkiej królowej, której jesteś ambasadorem.
— Ale mógłbyś, gdybyś chciał?
— Zapewne tak. Ale po co? Tylko bym ją obraził i zniechęcił. Piurivarzy są naszymi przyjaciółmi. Jak wiecie, uważamy was za sprzymierzeńców w naszej wielkiej walce.
To spokojne stwierdzenie zszokowało Thastaina nie mniej, niż odkrycie tożsamości obcego. „Sprzymierzeńcy”? Co też Mandralisca miał na myśli? Ludzie i Metamorfowie, walczący ramię w ramię przeciwko Pontifexowi i Koronalowi?
Musi tak być, pomyślał Thastain. Co innego robiłby tutaj ten stwór? I po cóż innego Mandralisca wyrażałby się o królowej Zmiennokształtnych z takim szacunkiem, po co nazywał tę rasę jej własnym słowem?
— Chciałbyś zobaczyć małą demonstrację możliwości tego hełmu? — zapytał miło Mandralisca. Zamachał urządzeniem w kierunku Thastaina. — Proszę, diuku Thastainie. Włóż to na głowę i pokaż naszemu przyjacielowi, jak działa.
— Ja?
— Czemu nie? Jesteś mądrym chłopcem. Prędziutko się nauczysz. No, już, już.
Thastain był w całkowitym szoku. Nigdy nawet nie dotknął hełmu. O ile mu było wiadomo, nikt, poza samym Mandraliscą i może Khaymakiem Barjazidem nie miał prawa się do niego zbliżać. Używanie go wymagało specjalnego treningu, poza tym było ponoć trudne i wyczerpujące, a także niebezpieczne dla kogoś niedoświadczonego. Uniósł obie ręce dłońmi na zewnątrz i przemówił w odrętwieniu:
— Wasza miłość, błagam, nie każ mi tego robić. Nie mam doświadczenia.
Mandralisca był uparty. Po raz kolejny wyciągnął rękę z hełmem w kierunku Thastaina. W jego oczach chłopiec dojrzał lodowatą determinację, którą widział nie raz, ale nigdy skierowaną do niego.
— No, już, mały diuku — powtórzył Mandralisca. — Już.
Założenie hełmu byłoby samobójstwem. Czy to właśnie próbował osiągnąć hrabia? A może była to tylko jedna z jego gierek, w które tak uwielbiał się bawić?
Thastain wciąż myślał, jak poradzić sobie z tą sytuacją, kiedy Khaymak Barjazid pochylił się nad Mandraliscą i cicho, niemal szeptem, powiedział:
— Jeśli mogę się wtrącić, wasza miłość, chciałbym zauważyć, że użytkownik nie zaznajomiony z funkcjonowaniem hełmu może go uszkodzić, jeśli skorzysta z niego niepoprawnie.
Tego hrabia nie wiedział.
— Naprawdę tak jest? Cóż, nie chcielibyśmy chyba popsuć naszego hełmu, prawda? — pogładził małe urządzenie pieszczotliwie, z miłością, tak, jak zawsze się z nim obchodził. — Może więc zrezygnujemy z demonstracji, ja osobiście nie jestem w nastroju, by go używać. Chyba że ty, Barjazidzie… Nie, nieważne. Nie będzie demonstracji — zwrócił się do Metamorfa. — Zaspokoję twoją ciekawość na temat hełmu innym razem. Dzisiaj chciałem przedyskutować szczegóły sojuszu, który zaproponowałem Danipiur.
— Z niecierpliwością czekam na twoją propozycję — powiedział Vitheysp Uuvitheysp Aavitheysp.
Thastain słuchał ze zdumieniem, a nawet z niedowierzaniem, jak Mandralisca pospiesznie kreślił plany przejęcia władzy nad Zimroelem. Zamierzał wkrótce wystosować deklarację w imieniu jego lordowskiej mości Gavirala, na mocy której rozwiązywano by prastare więzy, łączące Zimroel z dominującym, zachodnim kontynentem. W tym samym czasie proklamuje się nową konstytucję, która uczyni z Zimroelu osobne państwo ze stolicą w Ni-moya, pod rządami spadkobierców prokuratora Dantiryi Sambaila. Jego lordowska mość Gaviral przyjmie tytuł Pontifexa Zimroelu, a jeden z braci, którego jeszcze nie wybrano, zostanie Koronalem tego kontynentu. W tym samym czasie, dodał Mandralisca, kontynent suvraelski także ogłosi niepodległość i stworzy odrębny rząd z Khaymakiem Barjazidem jako pierwszym królem.
Mandralisca powiedział, że jego lordowska mość Gaviral ma nadzieję, że rządy Zimroelu i Suvraelu zostaną szybko uznane przez władców Alhanroelu i że od tego czasu pomiędzy kontynentami na wieki zapanują pokojowe stosunki. Lecz jego lordowska mość Gaviral nie był tak naiwny, by spodziewać się, że ludzie tacy jak Prestimion czy Lord Dekkeret spokojnie przyjmą secesję. Przeciwnie: Mandralisca stwierdził, że jest o wiele bardziej prawdopodobne, że rząd Alhanroelu przeprowadzi zbrojną inwazję na Zimroel w celu przywrócenia swojej supremacji.
— To nie może się udać — oświadczył Vitheysp Uuvitheysp Aavitheysp. — Trzeba by organizować zbyt długie linie zaopatrzenia. Wysłanie tutaj odpowiednio dużej armii kosztowałoby ostatnią koronę z królewskiego skarbca.
— Tak jest — zgodził się Mandralisca. — A gdyby mimo to spróbowali, taka armia napotkałaby ostry opór miliardów patriotycznych mieszkańców Zimroelu. Pozostają oni lojalni wobec rodziny Dantiryi Sambaila i niezmiennie wrodzy wykorzystującym ich rządom Pontifexa. Armia Prestimiona musiałaby walczyć o każdą piędź ziemi od momentu lądowania na naszym wybrzeżu.
— Aha — powiedział w zamyśleniu Metamorf. — A więc tradycyjna lojalność ludu Zimroelu wobec Pontifexa miałaby rozpłynąć się w jedną noc. Jesteś tego pewien, Mandralisco?
— Absolutnie.
— Może masz rację — ton Metamorfa sugerował, że lojalność mieszkańców Zimroelu była mu całkowicie obojętna. — Muszę jednak zapytać, jaki to ma związek z Danipiur i jej poddanymi?
— Następujący — powiedział Mandralisca, pochylając się i łącząc czubki palców. — Gdzie najprawdopodobniej wyląduje inwazja z Alhanroelu? Oczywiście w Piliploku, bo to główny port na wschodnim wybrzeżu. Wszyscy wiedzą, że stanowi bramę do całego Zimroelu. Dlatego też Prestimion i Dekkeret zdają sobie sprawę, że umocnimy ją, jak tylko się da. Z tego też powodu nie wylądują w Piliploku.