Выбрать главу

– No dobrze, możesz pocałować swoich dwóch zalotników. Wtedy przekonasz się, że tylko ja jestem odpowiednim dla ciebie mężczyzną. Wtedy skończy się cale to zamieszanie i weźmiemy ślub w kwietniu. – Nie!

– Zauważyłaś może, że hrabiemu de Montroi zaczyna się robić druga broda? – zapytał wesoło, zmieniając temat.

Autumn zachichotała. Owszem, zauważyła. Guy wprost przepadał za słodyczami.

– Jesteś straszny.

– Założyłbym się również, że de Belfort nosi gorset – ciągnął markiz. – To mężczyzna, który lubi zjeść i kocha wino, chérie. Za dwa lata będzie chodził do łóżka godzinę po zmierzchu i jedyne, o czym będzie myślał, to głęboki sen. Mogę to zagwarantować, ma petite.

Autumn roześmiała się głośno.

– Potrafisz powiedzieć cokolwiek dobrego o moich zalotnikach?

– W ich żyłach płynie błękitna krew. Obaj są bogaci, całkiem przyzwoici i zupełnie nudni – odparł z uśmiechem.

– Cóż więc czyni z ciebie najlepszego kandydata do mojej ręki? – zapytała.

– Moja krew jest bardziej błękitna, sakiewka pełniejsza i nigdy nie pójdę do łóżka godzinę po zmierzchu, chyba że z zamiarem kochania się z moją piękną żoną całą noc – zakończył na tyle cicho, by tylko ona go słyszała. Ujął obie jej smukłe dłonie, trzymające wodze, i przyglądał jej się z pożądaniem.

Poczuła, jak serce wali jej w piersi, a po plecach przebiegają ciarki. Gardło ścisnęło się i przez chwilę nie mogła wydobyć głosu. W końcu się odezwała.

– Zapewne masz jakieś wady? Nie możesz przecież być idealny.

– Nie toleruję głupców, chérie, i potrafię być bezwzględny. Kiedy czegoś pragnę, naprawdę pragnę, nic nie może stanąć mi na drodze – rzekł i delikatnie ścisnął jej dłonie, po czym wypuścił.

– Potrafię wpadać w złość – powiedziała.

– Wiem.

– Nie lubię, kiedy mi się mówi, co mam robić.

– Wiem.

– Wyjdę za mąż tylko z miłości.

– Mówiłaś mi to wiele razy. Nie kochasz mnie, ani trochę, chérie!

– Owszem, jesteś bardzo zajmujący, monseigneur, ale wywołujesz u mnie złość częściej niż inne uczucia – przyznała.

– Aha! Więc jednak coś do mnie czujesz. Złość jest przeciwieństwem namiętności, więc mogę jednak mieć nadzieję.

– Zaczynam myśleć, że jesteś szalony – stwierdziła.

– Jestem, chérie. Oszalałem z miłości do ciebie! – obwieścił.

– To niedorzeczne! – wycedziła. – Jak można zakochać się w kimś, kogo się ledwie zna? Etienne i Guy lepiej mnie poznali.

– Kiedy zobaczyłem cię po raz pierwszy w lesie, nad tym kamienistym strumieniem, wiedziałem wtedy, że jesteś kobietą dla mnie – odparł markiz. – Nie wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia, chérie"?

– Nie! – zaprzeczyła twardo. – Z całą pewnością nie!

Roześmiał się.

– Zatem ty będziesz tą rozsądną połową naszego małżeństwa, ma petite. Nie ma w tym nic złego. Mam nadzieję, że nasze dzieci będą takie jak ty.

– Proszę mnie odprowadzić do domu – rzekła, zawracając konia. – Nie! Niech pan jedzie do domu, markizie! Red Hugh mnie odprowadzi do Belle Fleurs. Powiem mamie, że sama tak postanowiłam.

– Jeszcze tu przyjadę – powiedział, nie chcąc się przeciwstawiać jej nagłej decyzji.

– Jeśli sprawi to panu przyjemność – odparła.

– Tobie sprawi to przyjemność, Autumn Rose Leslie.

Koń zatrzymał się, a Autumn spojrzała w oczy mężczyzny. Boże drogi! Ależ on przystojny, pomyślała. Nie przestawał jej zastanawiać, bo na przemian zachowywał się to władczo, to znów niemądrze.

– Z przyjemnością przyjmę pana kolejną wizytę, Sebastianie d'O1eron, tak samo jak ucieszą mnie wizyty Etienne'a i Guya. Jeśli jednak na koniec żaden z was nie będzie mi odpowiadał, odeślę was wszystkich. Rozumie mnie pan? Wolę raczej być szczęśliwą panną niż nieszczęśliwą mężatką.

Skinął głową z powagą.

– Rozumiem, chérie - rzekł, ale uśmiechnął się po chwili. – Gdy minie trochę czasu, zakochasz się we mnie i wyjdziesz za mnie – dodał, przycisnął palce do ust, posłał jej pocałunek i odjechał.

– Stanowczy dżentelmen – odezwał się Red Hugh, kiedy jechali w stronę zamku. – Wygląda na to, że trafiła pani na równego sobie, panienko.

Autumn zaśmiała się.

– Jest bystry i zabiega o mnie, przyznaję. Jest też równie uparty jak ja. Jeśli za niego wyjdę, będziemy się kłócić bez końca.

– Na początku rodzice panienki też się kłócili – przyznał Red Hugh. – To tylko umocniło ich małżeństwo. Miłość stała się głębsza, gdy nauczyli się delikatnej sztuki kompromisu, milady.

– Założę się, że to słowo nie istnieje w słowniku markiza – powiedziała Autumn.

Dotarli do zamku i Autumn weszła do salonu, by powiedzieć matce, że już wróciła.

– A gdzie jest markiz? – zapytała Jasmine.

– Kiedy zaczął być męczący, wysłałam go do domu – wyznała Autumn. – Nie martw się, mamo, na pewno wróci. Muszę się teraz wykąpać. Pachnę koniem, a nie mam ochoty spać z tym zapachem.

Kiedy wyszła, Jasmine odezwała się do Red Hugh:

– Co o tym sądzisz? Będzie z nich para?

– Jeśli zdamy się na markiza, na pewno. Jest szybki. Raz jej schlebia, a już po chwili toczy potyczkę słowną. Takie zachowanie ją intryguje. Będzie mu się opierała, albo póki jej się nie znudzi, albo póki nie zacznie go pożądać. Nie wiadomo jednak na pewno, co nastąpi.

– Spodobał ci się? – zapytała Jasmine.

– Tak, to prawdziwy mężczyzna, jak nasz książę, niech Bóg ma w opiece jego duszę. Nie bały się zakasać rękawów i zabrać do roboty. Dwaj pozostali są czarujący, ale w porównaniu z markizem wydają się bez wyrazu. Jej lordowską mość, jak jej siostry, potrzebuje prawdziwego mężczyzny, a nie tylko ładnego, sprytnego bawidamka, który będzie jej nadskakiwał. Szybko by się takim znudziła.

Autumn nie miała jednak czasu znudzić się swoimi zalotnikami. Nagle cała trójka zaczęła pojawiać się w Belle Fleurs codziennie i od początku rozbawiali ją, rywalizując między sobą o jej względy. Hrabia de Montroi rozśmieszał ją uwagami na temat swoich konkurentów. Miał cięty język, a błękitne oczy błyszczały mu czystą złośliwością, kiedy dowcipkował swobodnie. Najłatwiej było żartować z księcia, ponieważ Etienne St. Mihiel śmiertelnie poważnie podchodził do zadania, jakim było zdobycie ręki Autumn. Nie widział nic zabawnego w sytuacji, w jakiej się znalazł, i to zdecydowanie odróżniało go od pozostałych zalotników. Etienne przyzwyczaił się już do tego, że zawsze dostawał to, czego chciał, i sama myśl, że mógłby nie zdobyć ręki pięknej dziedziczki, bardzo go drażniła. Pewnego popołudnia Guy znów zaczął żartować z księcia de Belfort i obaj o mało się nie pobili.

– Obaj z Sebastianem jesteście zbyt blisko spokrewnieni z Autumn – zażartował.

– Nie rozumiem – odezwał się markiz.

– Ty i de Belfort jesteście spokrewnieni z jej ciotkami – powiedział hrabia. – Pewien jestem, że przez to skoligacenie żaden z was nie będzie mógł poślubić Autumn. Zatem ja wygrywam, bo wy musicie ustąpić – chichotał.

– Niemądry żartowniś! – rzuci! Etienne St. Mihiel.

– Za ciebie nie wyjdzie, póki ja żyję!

– To prawda, ponieważ wyjdzie za mnie – rzucił z uśmiechem markiz.