Dlaczego to dla mnie takie trudne? – zastanawiała się. India wiedziała na pewno, że spotkała na swej drodze prawdziwą miłość. Fortune, jeśli jej wierzyć, zawsze wie, czego chce. Ale one zakochały się, nim ja się urodziłam. Co właściwie jest ze mną nie tak? Może Sebastian nie jest tym jedynym, ale jest taki przystojny i zawsze, kiedy go widzę, serce zaczyna mi bić szybciej. Zaśmiała się pod nosem. Był zazdrosny, kiedy zobaczył, jak zaleca się do niej król. Autumn poczuła nagle wielką satysfakcję. Podbiegła do łóżka, położyła się i natychmiast zasnęła.
Rano bardzo skrzętnie dopilnowała swojej toalety. Sprawdziła, czy Lily dokładnie wyczyściła jej zielone wełniane spodnie, a służąca narzekała, że jeśli jeszcze raz je wygładzi, zaczną się świecić. Autumn nałożyła je na jedwabne pantalony. Pod białą jedwabną koszulą z długimi rękawami miała bezrękawnik wykończony przy dekolcie błękitną wstążką. Lekkie wełniane skarpety tego samego koloru co spodnie wsunęła w skórzane buty do jazdy konnej. Usiadła i pozwoliła Lily rozpleść warkocz i zapleść go od nowa. Włożyła zamszową kurtkę, zapięła kościane guziki zdobione srebrem i wzięła z rąk służącej irchowe rękawiczki.
Otworzyły się drzwi do jej sypialni i stanęła w nich matka.
– Jeszcze go tu nie ma, a my musimy iść na poranną mszę, Autumn – rzekła. – Ojciec Bernard byłby bardzo nieszczęśliwy, gdybyś uchylała się od swoich obowiązków wobec Boga.
Autumn nie sprzeczała się, a po wszystkim weszły do sali reprezentacyjnej, gdzie nakryto do pierwszego tego dnia posiłku. On już tam był i czekał. Autumn poczuła, że serce tłucze się w jej piersi jak oszalałe.
– Przyłączysz się do nas, Sebastianie – zapytała Jasmine, widząc, że córka nie jest w stanie zapanować nad sobą i wykazać się dobrymi manierami.
– Sądziłem, że o tej porze zdążyły panie już zjeść – rzekł.
– Najpierw msza, potem posiłek – powiedziała Jasmine stanowczo. – Autumn musi zjeść. Znam moją córkę, na pewno będzie chciała jeździć pół dnia. Adali dopilnuje, żebyście wzięli ze sobą chleb, ser i wino. Proszę usiąść, proszę!
– Bonjour, ma petite – odezwał się łagodnie i podniósł jej dłoń do ust. – Dobrze spałaś po przygodach w Chenonceaux?
– To była niewielka przygoda, monseigneur – odparła, cofając dłoń i siadając na krześle.
– Może byłaby większa, gdyby nie ja – dodał.
– Och, tak. Uratował mnie pan ze szponów kochliwego dwunastolatka – rzuciła niedbale i zaczęła obierać gotowane jajko.
– Króla – poprawił ją – który, jeśli plotki nie kłamią, zdąży! już spłodzić bękarta z jedną ze swoich ladacznic.
– Nawet król nie posunie się do gwałtu, monseigneur - rzuciła przez zaciśnięte zęby Autumn. – To był jedynie pocałunek, muśnięcie. Całkowicie panowałam nad sytuacją. Ciekawa jestem jednak, czy Jego Wysokość zapytał matkę, czy go naprawdę szukała.
Uśmiechnęła się słodko i posoliła jajko.
– Tak czy owak – wtrąciła się Jasmine – szczęśliwa jestem, że Sebastian poszedł za wami i pojawił się, kiedy potrzebowałaś pomocy. – Uniosła srebrne naczynie. – Zje pan jajko, monseigneur'? Z odrobiną wspaniałej musztardy Dijon. Wina? Czy może woli pan spróbować herbaty, szczególny gatunek gorącego napoju pochodzący z mojej ojczyzny. Kompania handlowa mojej rodziny sprowadza ją z Indii. Staje się ostatnio dość popularny i jest smaczniejszy niż hiszpańska czekolada czy turecka kawa.
. – Madame, to bardzo uprzejmie z pani strony – rzekł markiz. – Chyba powinienem się zalecać do pani, a nie do jej córki.
Jasmine roześmiała się wesoło.
– Pochlebiasz mi, ale powinnam uprzedzić, że nie szukam męża, Sebastianie. Zięcia owszem, ale nie męża!
Autumn słuchała tej wymiany uprzejmości i nagle zrozumiała, że bardzo ją to irytuje. Zjadła jajko z kromką chleba z masłem, wypiła w milczeniu herbatę, a kiedy skończyła, wstała.
– Jestem gotowa, monseigneur - powiedziała i odeszła od stołu, po czym wyszła z pokoju.
Markiz podskoczył, skłonił się Jasmine i poszedł za dziewczyną. Księżna roześmiała się, a potem, skinęła do Adalego.
– Powiedz Red Hughowi, że nie musi dziś towarzyszyć Autumn. Pośpiesz się!
Adali skłonił się i wybiegł z pomieszczenia tak szybko, jak mu na to pozwalały wsuwane pantofle. Jak na mężczyznę w tym wieku, był zaskakująco żwawy.
Na podwórzu Autumn wsiadła na konia, wzięła wodze i delikatnie wypchnęła konia do stępa, a potem kłusa i wyjechała przez kamienną bramę na most.
Markiz rozejrzał się dokoła w poszukiwaniu wielkiego Szkota, ale nigdzie go nie dostrzegł. Adali, dysząc nieznacznie, podbiegł do niego i powiedział:
– Powierzamy panu bezpieczeństwo panienki, monseigneur. Proszę nie nadużyć naszego zaufania.
Markiz skinął głową, spoważniał i wsiadł na konia, by podążyć za Autumn.
Jechała ścieżką w lesie i gdy się do niej zbliżył, przeprowadzała ostrożnie konia przez strumień, w miejscu, gdzie się poznali. Gdy znalazła się bezpiecznie po drugiej stronie, odwróciła się i triumfująco uśmiechnęła do markiza. Potem dosiadła konia i jechała dalej pośród drzew, póki nie trafiła na zalaną słońcem łąkę. Przemierzyła ją kłusem, a gdy już była prawie po drugiej stronie, usłyszała, jak zbliża się do niej w pośpiechu jego koń.
Zatrzymała się i zaczekała na niego, a gdy w końcu ją dogonił, odezwała się.
– Trochę się ociągałeś, Sebastianie. A gdzie jest Red Hugh?
– Powiedziano mi, że jego obecność nie jest dziś potrzebna. Oddano cię pod moją opiekę – rzekł z uśmiechem.
Autumn roześmiała się głośno. Zły humor zupełnie zniknął, rozpłynął się podczas przejażdżki w tak piękny wiosenny dzień.
– Jesteś odważny – powiedziała. – Czy to twoje ziemie? Pamiętam, że mówiłeś mi, iż ziemie za strumieniem należą do markiza d'Auriville. Jak to możliwe, skoro twój dom położony jest na południe od Archambault?
– Mój dom i winnice są na południu, ale inne ziemie rozciągają się dokoła Archambault. Dawniej nawet ziemie należące teraz do majątku Archambault były własnością moich przodków. Ta część dostała się młodszemu synowi. Rodziny de Saville i d'O1eron mają wspólnego przodka, nazywał się Lucien Gaullus Sabinus. Legenda głosi, że był wodzem osady i sprzyjał Rzymianom, za co otrzymał tytuł obywatela Rzymu. Ziemie, które kiedyś należały do niego, podzielono w ósmym wieku, gdy w rodzinie było dwóch synów, a młodszy z nich miał okazję poślubić posażną pannę pod warunkiem jednak, że sam będzie miał majątek godny narzeczonej. Moja część majątku należała niegdyś do starszego z synów, a co za tym idzie, w jej skład wchodzi znacznie więcej ziemi.
– Sabinus. Sebastian! – odezwała się. – Twoje imię pochodzi od tego przodka.
– Znasz łacinę? – zdziwił się.
– Jestem kobietą wykształconą, Sebastianie. Mówię po angielsku, francusku i włosku. Uczyłam się łaciny i greki. Czytam, piszę i wykonuję proste zadania matematyczne. Uczono mnie geografii, logiki i sporo historii, łącznie z dziejami ojczystego kraju mojej matki, Indii. Urodziłam się w Irlandii i zostałam ochrzczona przez księdza katolickiego i pastora protestanckiego. To dość skomplikowana historia. Wychowano mnie dość liberalnie, ale uczę się z ojcem Bernardem katechizmu, żeby mu nie sprawić przykrości. Niestety, to człowiek o wąskim światopoglądzie, jak większość księży.