Выбрать главу

– No, najgorsze za nami – powiedziała Golmar, kiedy wreszcie znaleźli się wewnątrz budyneczku. Tutaj mieściło się urządzenie nawadniające ogrody Semiramidy. Składało się z wielkiego kołowrotu poruszającego łańcuch z czerpakami wody. Łańcuch sięgał aż do znajdującego się poniżej tarasów kanału doprowadzającego wodę z Purattu.

Na dole łańcuch miał drugie, nieco mniejsze koło. W ten sposób, gdy kręcono kołowrotem, łańcuch obracał się i jego czerpaki, nabierając wodę, podnosiły ją na najwyższy taras ogrodów, tam wylewały do koryta, z którego woda spływając wędrowała po wszystkich siedmiu tarasach, nawadniając rośliny i drzewa. Po wylaniu wody, puste czerpaki drugą stroną wracały na dół.

– Usiądziesz w jednym z czerpaków, a ja, obracając koło-

wrót, spuszczę cię na dół – wyjaśniła Golmar. – Potem ty będziesz obracał dolne koło i ja zjadę do ciebie.

– Nie dasz rady – sprzeciwił się Zukatan – ten kołowrót poruszało zawsze pięciu niewolników.

– Ale teraz na dole nie ma wody, bo rzeka bardzo opadła, a kanału dawno nie czyszczono i nie pogłębiano. Czerpaki będą wędrowały do góry puste. Sprawdziłam to dzisiaj rano.

– Zrobimy inaczej – wpadł na pomysł Zukatan. – Ty usiądziesz, w czerpaku z tym ciężkim workiem, a ja ostrożnie, aby nie narobić ‘hałasu, opuszczę cię na dół. Potem sam zejdę po ogniwach łańcucha. Żeby tylko koła bardzo nie skrzypiały…

– Sama je dzisiaj wysmarowałam olejem sezamowym. Obracają się gładko i cicho.

– Jak to? – zdziwił się Zukatan. -; Czyżbyś wiedziała, że Kserkses wypuści mnie z lochu?

– Tego nie wiedziałam, ale przygotowaliśmy twoją ucieczkę. Zarządcą pałacu został Pagzug, dawny żołnierz i przyjaciel mojego ojca. Kiedy byłam dzieckiem, bardzo mnie lubił i często nosił na rękach. Pamięta też ciebie. Uprosiłam go, aby nam dopomógł. Dozorca więźniów za srebro miał cię wypuścić z lochu. A ponieważ inna droga wydostania się z pałacu była niemożliwa, przygotowaliśmy tę. Łaska wielkiego króla tylko ułatwiła całą sprawę. Ale nadzorca więzienia i tak swoje musi dostać, aby milczał.

– Siadaj – Zukatan pomógł dziewczynie ulokować się w czerpaku. Potem ostrożnie zaczął obracać korbą kołowrotu. Szło mu lekko, jednakże łańcuch wydawał dość głośne zgrzyty. Od dawna go przecież nie używano. Wreszcie młody człowiek usłyszał głos Golmar – znalazła się na dole. Teraz sam szybko zaczął się spuszczać w dół. Dla silnego, wyćwiczonego młodzieńca nie przedstawiało to dużych trudności, bo łańcuch był dość szeroki i w ogniwach zmieścić można było stopę. Poza tym, czerpaki były zawieszone gęsto, co także ułatwiało zadanie.

A czas naglił, bo właśnie dwóch żołnierzy zainteresowało się dziwnymi odgłosami dochodzącymi z budynku. Gdy Zukatan był już na dole, usłyszał pytanie:

– Jest tam kto? Co się dzieje?

Golmar i Zukatan przywarowali bez ruchu. Bali się nawet oddychać.

– Tym kołowrotem ciągnie się wodę do góry – wyjaśniał drugi głos – pewnie się koło poruszyło i stąd ten hałas.

– Samo się poruszyło?

– Może jakieś babilońskie demony? – zauważył drugi z żołnierzy. – Lepiej chodźmy stąd.

– Najpewniej demony. Przecież nie widzieliśmy w ogrodach nikogo. Kto by się zresztą tutaj tłukł po nocy? Tak, to demony – żołnierz, jak i inni Persowie, wierzył w dobrego boga Ahuramazdę, ale panicznie bał się złych demonów toczących walkę z dobrem i nie cofających się przed prześladowaniem i gubieniem ludzi. Toteż obaj strażnicy szybko się oddalili.

– No – cichutko roześmiała się dziewczyna – jesteśmy ocaleni. Czasami i demony mogą się przydać.

– Ciemno tutaj – martwił się Zukatan – nic nie widzę.

– Znam drogę – wyjaśniła Golmar – tu gdzieś jest wejście do kanału. Musimy je wymacać i posuwać się tym tunelem. W ten sposób dojdziemy do rzeki. Trzeba jednak uważać, bo w tunelu miejscami woda sięga wysoko i jest grząsko.

– Ale przy jego ujściu do rzeki’ umieszczono grubą brązową kratę, aby nikt tamtędy nie mógł się dostać do pałacu.

– Tej kraty już dawno nie ma. Pagzug dzisiaj sprawdził. Można mu ufać.

Tunel był wąski, zamulony i tak grząski, że błoto sięgało ponad kolana. Nie można także było w nim się wyprostować. Oboje posuwali się w niewygodnej, zgiętej pozycji. Panowała tu absolutna ciemność, bo tunel nie biegł w prostej linii do rzeki, lecz kilkakrotnie skręcał pod ostrym kątem. Zukatan szedł na przodzie i dźwigał worek z zapasami, starając się go nie zamoczyć. Za nim postępowała dziewczyna.

– Poczekaj – szepnęła. – Muszę odpocząć.

Na chwilę przystanęli, ale skulona pozycja nie dawała wypoczynku. Zaraz więc ruszyli w dalszą drogę.

– To się chyba nigdy nie skończy – Golmar była bliska załamania – już nie mam siły.

– Jeszcze trochę – pocieszał Zukatan, któremu także nie

było lekko – przebyliśmy już większą część drogi… Wytrzymaj jeszcze trochę…

Posuwali się coraz. wolniej. Coraz częściej przystawali, aby chociaż parę razy głębiej odetchnąć. Powietrze w tunelu było przegrzane i wilgotne. Pachniało stęchlizną.

Wreszcie za następnym zakrętem doszedł ich podmuch czystszy i chłodniejszy. Po kilku krokach zarysowało się przed nimi w oddali jaśniejsze półkole, znak, że tam jest koniec ich drogi przez mękę. Jeszcze kilkanaście kroków i dziewczyna, ciężko dysząc, osunęła się na mokry piasek.

W tym miejscu, jak zresztą w całym mieście, Purattu była uregulowana, a pionowe brzegi rzeki wyłożone kamiennymi płytami. Teraz powierzchnia wody obniżyła się i przy nadbrzeżu powstała niewielka piaszczysta łacha. Na tej łasze, tuż przy otworze tunelu, leżała drewniana tratwa z przyczepionymi pod nią workami napełnionymi powietrzem – czyli kelek. Przy keleku znajdowały się dwa krótkie wiosła w kształcie łopatek.

– Połóżmy się, przykryjemy tym ciemnym płaszczem i odepchniemy kelek na głębszą wodę. Prąd go zaraz pochwyci i poniesie w dół, aż do Uruk.

– Wystarczy, aby się dostał do Borsippy. Tam na pewno czeka na mnie Ubartu, wierny przyjaciel mojego ojca.

– W Borsippie jest dużo wojsk królewskich i aż się roi od „oczu i uszu”. Kiedy nie znajdą cię w Babilonie, przede wszystkim tam będą szukać. Nie, w Borsippie się nie ukryjesz. Bezpieczniej będzie wysiąść w Uruk i stamtąd rozpocząć długą pod-’ róż na wschód.

– Dokąd?

– Do miasta Markanda, gdzie mój ojciec, książę Azardad, jest satrapą. Dopiero tam będziesz bezpieczny.

– Po drodze są mosty – zaniepokoił się Zukatan – woda może znieść tratwę na filar… A na moście mogą stać żołnierze, strzegący przepraw przez rzekę.

– Prąd odbija się od filarów i zawsze odrzuci kelek na środek

nurtu. Żołnierze mogą stać tylko na brzegu – mówiła rzeczowo Golmar. – Pomyślą, że to płyną trupy albo drzewa z jakiegoś zniszczonego domu. Tego teraz jest w rzece pełno. A na Purattu jest tylko jeden most. Ten króla Nabopolassara w Babilonie. Następny, pontonowy, sam Zopyros zniszczył.

– A ty? – zatroszczył się Zuka tan. – W jaki sposób wydostaniesz się stąd? Przecież nie potrafisz wdrapać się po łańcuchach na górny taras ogrodów. Semiramidy.

– Bardzo łatwo się stąd wydostanę – odpowiedziała dziewczyna – tym kelekiem. Po prostu popłynę z tobą.

– Jak to? Ze mną? – w głosie młodego człowieka zadźwięczało niedowierzanie, ale i radość.

– Zapomniałeś, co ci powiedziałam, kiedy musieliśmy się rozstać?

– Może pamiętam, ale powtórz to jeszcze raz.