Выбрать главу

– Twój posag jest nie naruszony – zapewnił Pers.

– Teraz. Odkąd król Dariusz wejrzał na ciebie.

– Jestem takim samym Achemenidą jak i on. A może i lepszym – Azardad miał na’myśli, że Dariusz pochodził z bocznej linii królewskiej i po śmierci króla Kambizesa zawładnął tronem,

który prawem starszeństwa mu się nie należał, Sillaja dobrze znał tę historię, bo w armii perskiej, gdzie uprzednio służył, dużo o tym mówiono. Był czas, kiedy nawet część wojska i niektóre satrapie buntowały się przeciw „uzurpatorowi”. Dariusz jednak nie tylko ich poskromił, nie tylko utrzymał się na tronie, ale bardzo rozszerzył potęgę perskiego imperium.

Azardad spostrzegł się, że zbyt wiele powiedział, i szybko zmienił temat:

– Skąd pochodzisz?

– Z miasta Uruk, na południe od Babilonu. Kilka dni drogi.

– Wiem. Byłem i w Uruk.

– Urodziłem się w chłopskiej chacie jako najmłodszy z rodzeństwa – mówił dalej Sillaja. Ojciec, który gospodarzył na kawałku ziemi łuku zginął na wojnie, kiedy miałem zaledwie dwa lata.

– A ile masz dzisiaj?

– W przyszłym roku skończę czterdzieści.

– Jestem młodszy od ciebie o pięć lat. Ojciec zginął w czasie wojny z Egiptem?

– Tak, za króla perskiego, którego Grecy zwą Kambizesem, a wy, Persowie, Kambudżetem.

– To był mój stryjeczny dziadek – stwierdził z dumą Azardad.

Sillaja nisko pochylił głowę:

– A jak trafiłeś do wojska?

– Po śmierci ojca w domu panowała straszna bieda. Matka oddała mnie do świątyni bogini Nana, „bogini pełnych kłosów”, tej, która rządzi miastem Uruk.

– Znam tę świątynię. Byłem w niej – wtrącił Pers, – Czy zostałeś kapłanem?

– Mógłbym zostać tylko kapłanem najniższego stopnia, zwykłym szangu. Ale w świątyni chcieli ze mnie zrobić pisarza.

– Umiesz pisać? – zdziwił się Azardad.

– Przez prawie osiem lat uczono mnie języka akadyjskiego. Umiem także robić gliniane tabliczki i wyciskać na nich rylcem znaki klinowe. Ale widocznie kije tamtych kapłanów były zbyt słabe i zbyt szybko łamały się na moich plecach, bo z tej nauki niewiele wyszło. Daleko mi do biegłości pisarza. Widocznie nie miałem głowy, aby zapamiętać wszystkie sześćset znaków klinowych języka, którego nikt na co dzień nie używa.

– Co robiłeś po odejściu ze świątyni? -. wypytywał dalej Azardad.

– Kiedy kończyłem osiemnasty rok życia, król Dariusz ogłosił pobór do wojska. Także i świątynie miały ze swoich majętności dostarczyć żołnierzy. Kapłani, widząc, że pisarzem nie zostanę, a jestem zdrowy i silny, oddali mnie setnikowi, który zbierał wojsko w Uruk. Pognano nas daleko, aż za Egipt, do satrapii Putaja, gdzie walczyliśmy z dzikimi ludami przez kilka lat. Później byłem w Sardes, kiedy Grecy spalili to miasto. Broniliśmy się w cytadeli na górze i to skutecznie. Za moje zasługi w tej wojnie Atrafernes, satrapa Sardes, pozwolił mi wrócić do Babilonu i wstąpić do Straży Miejskiej. Pełnię w niej służbę już dwunasty rok.

– I jesteś dopiero dziesiętnikiem? – zdziwił się Azardad.

– Jestem nim już przeszło piętnaście lat.

– Nie awansowałeś?

– Przecież nie jestem Persem ani Medem – szczerze odpowiedział Sillaja, – I nie urodziłem się w pałacu, lecz w nędznej chacie w Uruk.

– Czy w świątyni bogini Nana – zapytała Meherbanu – uczyli cię także po aramejsku *?

– Po aramejsku przecież wszyscy mówią. Zarówno w Babilonii, jak w Elamie, Syrii czy w samej Persydzie. Tylko Grecy i Egipcjanie mają inny język. Chociaż i w Egipcie można teraz rozmówić się po aramejsku.

– Mnie chodzi o pisanie.

– Po aramejsku pisać się uczyłem nie w świątyni, ale później, w Sardes, kiedy byłem pomocnikiem nadzorcy magazynów wojskowych. To dużo łatwiejsze pismo niż akadyjskie i ma zaledwie dwadzieścia dwa znaki.

– Sillajo, czy ty wierzysz w demony? – zapytał znienacka Azardad.

Dziesiętnik zmieszał się. Wiedział, że Persowie „wiarą w demony” określali wszystko, co sprzeciwiało się kultowi boga Ahuramszdy.

– Wierzę w Marduka i innych bogów Babilonii – odpowiedział dyplomatycznie – ale nauka wielkiego proroka Zoroastra i kult potężnego Ahuramazdy nie są mi obce.

Ta odpowiedź spodobała się perskiemu księciu.

– Jesteś zarówno mężnym wojownikiem, jak i roztropnym człowiekiem – pochwalił go.

Tymczasem Zukatan, który początkowo uważnie przysłuchiwał się rozmowie starszych, znudził się tą dysputą. Po cichutku zsunął się z zydla i zaczął bawić się z Golmar. Dopiero po dłuższej chwili Meherbanu zwróciła na to uwagę.

– Patrzcie. – powiedziała – dzieci tak się bawią, jak gdyby znały się od lat.

– W tym wieku łatwo o przyjaźnie – przytaknął Sillaja – dzieci nie dzieli majątek ani urodzenie, ani pochodzenie…

– To prawda – przyznał Azardad. Również i ta odpowiedź dziesiętnika bardzo mu się spodobała. Zanim wezwał Sillaję do swego pałacu, wcześniej zebrał informacje o tym żołnierzu. Książę, podobnie, jak Meherbanu, bez najmniejszych zastrzeżeń wierzył, że krokami Zukatana kierował sam bóg. Dzisiejsza rozmowa utwierdziła perskiego dostojnika w postanowieniach, które już przedtem zamierzał zrealizować. Teraz dał dyskretny znak żonie, aby przeszła do sprawy.

– Sillajo – odezwała się księżna Meherbanu – ja i Golmar do końca życia będziemy dłużnikami twojego syna. Nie wiemy, jak mu się wypłacić.

Sillaja przez moment pomyślał, że odkąd wielki król Dariusz zaczął bić złote krążki ze swoją podobizną, wdzięczność ludzka stała się dużo łatwiejsza do przeliczenia. Nie odpowiedział jednak ani słowa. Tymczasem Meherbanu ciągnęła:

– Postanowiliśmy razem z księciem Azardadem, że zaopiekujemy się twoim chłopcem.

– Będzie, dostojna pani, jak rozkażesz.

–  Dopóki więc pozostaniemy w Babilonie – oświadczyła Meherbanu – niech Zukatan codziennie przychodzi do naszego pałacu. Mamy tu najlepszych nauczycieli, jakich można znaleźć w Babilonie. Oni nauczą twojego syna sztuki czytania i pisania, śpiewu oraz dziejów Babilonii i całej Persydy. Będzie mógł również bawić się z Golmar.

– Przyda mu się także – dorzucił Azardad – sztuka strzelania z łuku i władania mieczem oraz włócznią.

– Naturalnie zadbamy i o to – dorzuciła księżna – aby go odpowiednio ubrać.

– Kiedy twój syn dorośnie, będzie mógł zostać kapłanem, ale nie zwykłym szangu, lecz kapłanem wyższego stopnia, erib hiti.

– Albo żołnierzem, jak ojciec. Może dowódcą jednego z sześciu korpusów całego królestwa lub nawet… satrapą?

– Przecież nie jest nawet Elamitą – ośmielił się wtrącić Sillaja, który słuchał tego wszystkiego niczym cudownej bajki, ale nie tracił poczucia rzeczywistości: żaden Babilończyk nie został jeszcze nigdy nawet tysięcznikiem w armii królewskiej. Już nie mówiąc o stopniu tartanu. A być satrapą, czyli wicekrólem rządzącym którąś z prowincji imperium perskiego, to zupełnie wykluczone. O co tu chodzi? – Sillaja podejrzliwie spojrzał na Azardada. A ten mówił jakby do siebie:

– Żaden Babilończyk nie był satrapą, to prawda. Trudno, żeby Persowie bez zastrzeżeń już dzisiaj wam ufali. Mało te razy Babilon buntował się przeciwko królom asyryjskim, ą i później za Kambizesa i za samego Dariusza?

– Babilon buntował się przeciwko obcemu panowaniu – wtrącił półgłosem Sillaja.

– Dziś Babilon jest większy i bogatszy niż był nawet za waszego króla Nabuchodonozora. Wasi kupcy bezpiecznie podróżują po całym państwie. Wasze świątynie są otwarte i pełne skarbów. Sam król Dariusz składa dary waszym bogom. Ozdabia swoją głowę koroną Babilonu. Elam i Media zostały zrównane we wszystkich prawach i przywilejach z Persydą. Jeśli Babilon będzie lojalnie służył swoim królom, może także spotka go ten sam przywilej? Następca tronu, Kserkses, przez wiele lat mieszkał wśród was. Zna was i wiem dobrze, że darzy sympatią. A przecież, oby król królów Dariusz żył jak najdłużej, kiedyś królewski kidaris spocznie na skroniach Kserksesa. Wszystko jest więc możliwe…