Выбрать главу

Z tych wszystkich powodów Pers życzliwie przyjął Siłlaję i rozpoczął wtajemniczanie go w niełatwe przecież problemy kierowania sporą, bo liczącą przeszło tysiąc ludzi jednostką.

Książę Azardad także pomagał swojemu protegowanemu. Zostawił mu wolną rękę w sprawie uzupełnienia kadr i nominacji dziesiętników. Tylko setników sam zatwierdzał, ale zgodził się, żeby setnikami zostawać mogli – obok Medów i Elamitów – także i rdzenni Babilończycy.

Persowie raczej nie byli zainteresowani karierą w Straży Miejskiej, gdyż służba w armii dawała im większe możliwości.

W parę dni po objęciu nowego stanowiska Sillaja miał niespodziewaną wizytę: odwiedził go nie znany mu ani z imienia ani nawet z twarzy kapłan Marduka ze świątyni Esagila. I to nie zwykły szangu, lecz erib biti!

– Do tej pory, tartanu Sillajo – powiedział po zwykłych powitaniach kapłan – nie, odwiedziłeś świętego miejsca, aby wielkiemu Mardukowi podziękować za łaskę’ która z jego woli spłynęła na ciebie.

– W codziennych modłach, dziękuję mu za to.-:, Sillaja szybko uczył się rozmowy z możnymi tego świata.

– To mało. Bóg Marduk oczekuje, że mu się pokłonisz w Świątyni Góry, w Ekur.

– Jestem tylko prostym żołnierzem, ale wiem’ przecież, że Ekur to najświętsze miejsce w świątyni Esagila. Nie jestem jednak erib biti, abym mógł wejść do tego sanktuarium.

– Bóg Marduk zawsze zezwala na złożenie ofiary w Ekur tym, którym okazał specjalną łaskę. Będzie ciebie oczekiwał jutro.

– Przyjdę niezawodnie.

– Wiemy – dodał, już wychodząc, ‘kapłan – że chociaż objąłeś tak wysokie stanowisko, nie masz ani złota, ani srebra. Marduk nie wymaga tego od ciebie. Zadowoli się jednym szeklem. Nie wartość ofiary jest ważna, lecz intencja tego, ktoją składa…

Kiedy nazajutrz Sillaja wszedł na dziedziniec świątyni Esagila, kapłan czekał na niego. Oprowadził go po kaplicach okalających Ekur i wyjaśnił, jakim bogom są poświęcone. Wśród posągów były i takie, których nazwy zachowały się tylko w pamięci kapłanów., Miasta, gdzie ci bogowie dawniej rządzili, już przed wiekami rozsypały się w gruzy. Pozostały, po nich jedynie niewielkie pagórki przysypane piaskiem pustyni…

– Esagila – tłumaczył kapłan – powstała przed przeszło pięciuset laty. Zbudowali ją królowie babilońscy z pierwszej dynastii, zaś każdy z kolejnych władców rozbudowywał i upiększał świątynię. W tym kształcie, w jakim ją widzisz, stoi od czasów króla Nabuchodonozora.

– Słyszałem, że była wielokrotnie niszczona.

– To prawda. Nie raz i nie dwa wróg podnosił świętokradczą rękę na to święte miejsce Babilonu. Hetyci zburzyli Esagilę i wywieźli święty posąg Marduka. Później zrabowali go królowie Elamu. Zaś król asyryjski Sanherib, który spalił i zburzył prawie cały Babilon, obrabował też Esagilę, a nawet z posągu Marduka zdarł złote szaty, sam posąg zaś zabrał do Niniwy. Za każdym razem jednak bóg wracał do swego ukochanego miasta, by nim dalej rządzić.

Tak rozmawiając doszli do szerokich stopni ze smołowanych cegieł. Ściana Ekur była szeroko rozsunięta. Kapłan (nakazał Sillai, aby wszedł po stopniach i zbliżył się do złotego stołu stojącego u stóp posągu. Tartanu padł na kolana, dotknął czołem ziemi, a po skończonej modlitwie złożył na stole dwie złote da-rejki. W tym momencie rozległ się melodyjny, słodki głos:

– Bóg Marduk wysłuchał twoich modłów i wdzięcznie przyjął ofiarę.

Sillaja rozejrzał się dokoła. Poza nim nie było tu nikogo. Nawet erib biti, który go oprowadzał po świątyni, nie wszedł z nim do środka. Ale stary żołnierz nie zdziwił się. W świątyniach Egiptu słyszał podobne głosy i oglądał jeszcze większe cuda. Wiedział, że kapłani mają na to swoje, im tylko znane, sposoby. Ale po co się zdradzać z tymi wiadomościami? Sillaja znowu więc padł na kolana i znowu bił czołem o marmur posadzki.

Ktoś dotknął jego rarnienia. Przy nim stał jakiś inny kapłan w długiej, białej szacie.

– Wstań i chodź za mną.

Okrążyli złoty stół i wspaniały posąg boga. Z tyłu znajdowały się małe drzwiczki, które arcykapłan otworzył. Weszli do niewielkiej bogato ozdobionej sali. Tutaj także stał tron oraz fotele z rzeźbionymi poręczami. Pod jedną ze ścian – ołtarzyk. Mało kogo dopuszczano do tego przybytku. Sillaja patrzył wkoło zdumiony.

– To najświętsze miejsce w Ekur – wyjaśnił przewodnik. – Tutaj zbiera się na rady święte kolegium, żeby decydować o losie Babilonu i jego ludu. Tylko niektórzy królowie oraz – z tytułu pełnionego urzędu – również arcykapłani mogą tu wchodzić. Lecz chcemy, tartanu Sillajo, żebyś i ty dostąpił tego zaszczytu. Rozglądasz się ciekawie, a nie widzisz posągu Mardu-ka. Ale posągi i uroczyste obrzędy religijne to tylko widowiska dla tłumów, aby je utwierdzać w – prawdziwej wierze. Bóg nie potrzebuje posągów. Jest wszędzie. Jest duchem i siłą przyrody. Nam, kapłanom wysokiego stopnia, wystarcza myśl o jego potędze i wszechwładzy. Nie potrzebujemy cudów, w które i ty nie uwierzyłeś, chociaż roztropnie udawałeś, że wierzysz.

Sillaja milczał zmieszany. Ten kapłan najwidoczniej umiał czytać w jego myślach.

– To proste – uśmiechnął się. dostojnik z Esagili – gdybyś, uwierzył, że to naprawdę głos boga, od razu padłbyś na kolana, a nie rozglądał się na boki i do tyłu. Chodź dalej. Sam Marduk-nasir czeka na ciebie!

Marduk-nasir… Tartanu dobrze znał to imię. Najwyższy kapłan, dostojny starzec słynący szeroko z mądrości.

Minęli kilka mniejszych pomieszczeń, przecięli kwadratowe „podwórko otoczone piętrowymi zabudowaniami i wyszli na malutki zielony placyk. Pośrodku znajdował się basen wypełniony wodą, w którym kwitły sprowadzone z Egiptu lotosy. Na wygodnym trzcinowym fotelu siedział starzec z długą siwą brodą. Nie była ona jednak trefiona ani na sposób asyryjski, ani tak, jak to robili Persowie. Bardziej przypominała brodę króla Hammurabiego, który swoją postać kazał ryć na kamiennych stelach z tekstem praw, jakie nadał Babilonowi. Marduk-nasir uśmiechem odpowiedział na niski ukłon Sillai.

– Siadaj obok mnie, miły gościu – powiedział – cieszę się, że mogę cię poznać. Cieszę się także z twojego wysokiego wyróżnienia.

Bezszelestnie poruszający się młody szangu postawił na. stoliczku dzban z zimnym sokiem z soczystych jabłek, które wyrosły w ogrodach świątyni, dwa proste gliniane kubki i niewielką płaską misę z sezamkami. Następnie i szangu, i arcykapłan, który oprowadzał Sillaję po świątyni, oddalili się bez słowa.

– Dziękujemy ci także – Marduk-nasir nadal się uśmiechał – za twoją hojną ofiarę w postaci dwóch złotych darejek. Zupełnie niepotrzebnie pożyczyłeś je ż banku braci Egibi. Bogowi Mardukowi wystarczyłby od ciebie nawet jeden szekel, tyle srebra, ile waży ziarnko pszenicy, albo nawet i samo ziarnko.