Выбрать главу

na swoich współpracowników i dał im znak, by się oddalili.

– Nie wiem, czy na służbie panu wolno, ale ja chętnie napiję się szkockiej – powiedział wesoło straszy pan, gdy zostali sami.

– Nie wygada pan? – uśmiechnął się Servaz. – Poproszę bez lodu.

Winshaw odsłonił w uśmiechu żółte od teiny zęby. Miał łagodne, ironiczne spojrzenie i długie, przerzedzone włosy starca. Servaz wstał

i podszedł do regałów z książkami. Raj utracony, Rymy o sędziwym marynarzu, Hyperion, Łowy na Snarka, Ziemia jałowa… Długie rzędy angielskiej poezji.

– Interesuje się pan poezją, komendancie?

Servaz sięgnął po szklaneczkę, którą właśnie podawał mu rozmówca.

Pierwszy łyk spłynął w dół przełyku jak ogień. Trunek był smaczny, bardzo wyrazisty i miał dymny posmak.

– Wyłącznie łacińską.

– Studia?

– Tak, literatura. Bardzo dawno temu.

Winshaw energicznie pokiwał głową na znak uznania.

– Tylko poezja potrafi wyrazić niezdolność człowieka do uchwycenia sensu naszego przejścia przez tę ziemię – powiedział. – A jednak, jeśli dać im wybór, ludzie zawsze będą woleli futbol niż Victora Hugo.

– Nie lubi pan sportu w telewizji? – zaczepił go Servaz.

– Chleba i igrzysk. Nie ma w tym nic szczególnie nowego. Ale gladiatorzy kładli przynajmniej na szali swoje życie, to miało całkiem inny wydźwięk niż uganianie się tych chłopaczków w krótkich gatkach za piłką.

Stadion to nic innego jak szkolne boisko w wersji XL.

– A jednak już Plutarch mówił, że nie należy gardzić ćwiczeniami fizycznymi – zauważył Servaz.

– A zatem zdrowie Plutarcha.

– Claire Diemar była piękna, co?

Ręka Olivera Winshawa zatrzymała się w drodze do ust. Jego jasne, łagodne oczy zdawały się błądzić gdzieś w oddali.

– Bardzo.

– Aż tak?

– Przecież ją pan widział, nie? Chyba że… niech mi pan nie mówi, że… że ją…?

– Powiedzmy, że to nie był jej najlepszy dzień.

Spojrzenie mężczyzny zasnuło się mgłą.

– Mój Boże. My tu żartujemy, pijemy… Przy tym wszystkim, co się stało tuż obok.

– Patrzył pan na nią?

– Co?

– Czy patrzył pan na nią, kiedy była w ogrodzie?

– Na Boga, o czym pan mówi?

– Ma na ciele ślady po kostiumie, to znaczy, że się opalała. Na pewno spacerowała po ogrodzie. Wyobrażam sobie, że kładła się na leżaku, pływała w basenie. Piękna kobieta. Musiało się zdarzyć, że pan ją widział, mimochodem, przechodząc obok okna.

– Co za bzdury! Niech pan nie owija w bawełnę, komendancie. Chce pan wiedzieć, czy bawiłem się w podglądacza? – Oliver Winshaw walił

prosto z mostu. Wzruszył ramionami. – Co mam panu powiedzieć. Tak.

Zdarzało mi się. Czasami ją podglądałem… No i co z tego? Miała fantastyczny tyłek, zdaje się, że to chciał pan usłyszeć. Wiedziała o tym.

– Jak to?

– Niech mi pan wierzy, komendancie, to nie było jakieś niewinne dziewczątko.

– Przyjmowała gości?

– Tak. Kilku.

– Znał ich pan?

– Nie.

– Żadnego?

– Nie, ona się nie zadawała z ludźmi stąd. Tylko ten chłopak, jego już widziałem.

Starzec zatopił spojrzenie w oczach Servaza. Odczuwał przyjemność, mogąc wzbudzić zainteresowanie policjanta.

– Chce pan przez to powiedzieć, że odwiedził ją wcześniej?

– Tak, właśnie.

– Kiedy?

– Tydzień temu. Widziałem ich razem w ogrodzie. Rozmawiali.

– Jest pan tego pewien?

– Jeszcze nie zdemenciałem, komendancie.

– A wcześniej? Czy widział go pan wcześniej?

– Tak. Widywałem go.

– Ile razy?

– Myślę, że z dziesięć… Nie licząc tych razów, które przegapiłem. Nie siedzę w oknie bez przerwy.

Servaz był przekonany, że jest wręcz przeciwnie.

– Zawsze spotykali się w ogrodzie?

– Nie wiem. Nie, nie sądzę. Raz czy dwa zadzwonił do drzwi i zostali w środku. Ale niech pan sobie nie wyobraża, że zamierzam coś sugerować.

– Jak się zachowywali? Czy ich relacja wyglądała na… zażyłą?

– Chce pan zapytać, czy zachowywali się jak kochankowie? Nie…

Może… Prawdę mówiąc, nie mam pojęcia. Jeśli szuka pan jakichś pikantnych informacji, będzie pan musiał się zwrócić pod inny adres.

– Czy to długo trwało? Starzec wzruszył ramionami.

– Wiedział pan, że ten chłopak to jej uczeń?

Tym razem Servaz zauważył błysk w oku rozmówcy.

– Nie, nie wiedziałem.

Upił łyk whisky.

– Nie wydaje się to panu podejrzane, żeby student odwiedzał swoją wykładowczynię? Taką piękną kobietę?

– Nie mnie o tym sądzić.

– Rozmawia pan z sąsiadami, panie Winshaw? Czy na jej temat krążyły jakieś plotki?

– Plotki? W takim mieście jak Marsac? Pan żartuje? A jak pan sądzi?

Co do mnie, to prawie nie rozmawiam z sąsiadami. Tym zajmuje się Christine. Jest znacznie bardziej towarzyska niż ja, jeśli pan rozumie, co mam na myśli. O to trzeba by zapytać ją.

– A czy państwo byli u niej w domu?

– Tak. Kiedy się sprowadziła, zaprosiliśmy ją na kawę. Odwzajemniła zaproszenie, ale tylko raz, z pewnością przez grzeczność, gdyż nasza znajomość nie posunęła się dalej.

– Przypomina sobie pan, czy ona kolekcjonowała lalki?

– Odpowiedź brzmi tak. Moja żona jest psychologiem. Bardzo dobrze pamiętam, że kiedy wróciliśmy do siebie, wysunęła pewną hipotezę na temat obecności tylu lalek w domu samotnej kobiety.

– Jaka to była hipoteza?

Winshaw mu powiedział. Przynajmniej sprawa pochodzenia lalek została wyjaśniona. Servaz nie miał więcej pytań. Zwrócił uwagę na niewielką komodę, na której leżały rozłożone Tora, Koran i Biblia.

– Interesuje się pan religiami? – zapytał.

Winshaw się uśmiechnął. Wychylił łyk i szelmowsko błysnął okiem znad szklanki.

– Są fascynujące, nieprawdaż? Mam na myśli religie… Jak to się dzieje, że takie kłamstwa są w stanie zaślepić takie rzesze ludzi? Wie pan, jak nazywam tę komodę?

Servaz uniósł brew.

– „Kącik idiotów”.

6

AMICUS PLATO, SED MAGIS AMICA VERITAS

Servaz wrzucił monetę do dystrybutora z gorącymi napojami i wcisnął

guzik „Duża kawa z cukrem”. Gdzieś wyczytał, że wbrew powszechnie panującym sądom caffè lungo zawiera więcej kofeiny niż espresso. Kubek nie całkiem trafił na swoje miejsce i połowa kawy wylała się obok.

Policjant na próżno czekał na cukier i patyczek do mieszania.

Wypił jednak wszystko aż do ostatniej kropli, po czym zgniótł kubek i wyrzucił go do kosza.

Wreszcie pchnął drzwi.

Na posterunku żandarmerii w Marsac nie było pomieszczenia przeznaczonego do przesłuchań. Servaz zaanektował więc na tę okoliczność niewielki pokój zebrań na pierwszym piętrze. Od razu zwrócił

uwagę na okno. Zmarszczył brwi. Podstawowym zagrożeniem w tej sytuacji była nie tyle możliwość usiłowania ucieczki, ile raczej możliwość próby samobójczej, gdyby podejrzany poczuł się osaczony. Mimo, że usiłowanie defenestracji z pierwszego piętra wydawało mu się mało prawdopodobne, nie chciał podejmować żadnego ryzyka.

– Zamknij okiennicę – poprosił Vincenta.

Samira otworzyła laptopa i wprowadzała protokół z zatrzymania, wpisawszy najpierw godzinę, o której się zaczęło. Następnie położyła urządzenie w pobliżu miejsca, gdzie miał usiąść podejrzany, tak aby móc go filmować zintegrowaną kamerą. Servaz po raz kolejny poczuł się zapóźniony. Czworo jego młodych współpracowników każdego dnia dawało mu odczuć, jak szybko zmienia się świat i do jakiego stopnia on sam jest nieprzystosowany. Pomyślał, że jedno z nich albo też jakiś Koreańczyk czy Chińczyk wymyśli roboty do prowadzenia przesłuchań, a on sam pójdzie w odstawkę. Będą one wyposażone w wykrywacze kłamstw, analizatory głosu i lasery zdolne do wychwycenia najdrobniejszych ruchów gałek ocznych. Nie będą się męczyły i nie będą miały uczuć. Ale może adwokaci znajdą sposób, by zakazać ich stosowania w trakcie zatrzymania.