Выбрать главу

Kiedy padało, zamykaliśmy się w garażu jednego z chłopaków. Jego rodzice nigdy nie wstawiali tam samochodu, to była prawdziwa graciarnia: zdezelowane fotele, części silnika wysmarowane olejem, różne popsute sprzęty, których nie chciało im się wyrzucić. Pozwalali nam tam robić, na co mieliśmy ochotę. No więc rozkładaliśmy cały ten bajzel dookoła siebie i wyobrażaliśmy sobie, że jest druga wojna światowa, a my siedzimy w bombowcu, który leci nad Europą, albo w łodzi podwodnej na dnie oceanu, te sprawy… Oczywiście mój brat zawsze stał na czele, to on był

pierwszym pilotem bombowca, kapitanem okrętu podwodnego, szefem wyprawy w kosmos. Mój brachol uwielbiał wydawać rozkazy.

Margot zobaczyła nagle samą siebie w wieku jedenastu lat, w swoim pokoju w mieszkaniu ojca, gdzie sypiała co drugi weekend. Lubiła ten pokój, bo tam mogła chodzić spać później niż w domu i nie miała żadnych obowiązków. Było już późno, przynajmniej jak na jedenastoletnią dziewczynkę. Ojciec czytał jej Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi i kiedy zamknęła oczy, znajdowała się już nie w maleńkiej klitce o powierzchni ośmiu metrów kwadratowych, ale na dnie oceanu, na pokładzie Nautilusa.

– Jaki był twój brat?

Zobaczyła, że Elias się waha.

– Jak to starszy brat: opiekuńczy, sympatyczny, wkurzający, genialny…

– I co się z nim stało?

– Zginął.

– Jak?

– Najgłupszą śmiercią na świecie. Wypadek na motorze, a potem zakażenie w szpitalu. Tędy do wyjścia. Miał dwadzieścia dwa lata.

– Nie był stary, co?

– Nie.

– Dobra – powiedziała. – Koniec przesłuchania.

– Drissa Kanté?

Odwrócił się. Przez chwilę stał jak sparaliżowany, wpatrując się w zakutane w czarną skórę, botki i kask zjawisko, które stało naprzeciwko niego w samym środku holu. Przez głowę przemknęło mu absurdalne skojarzenie z filmem science fiction. W lustrzanej szybce kasku widział

odbicie własnej twarzy z wytrzeszczonymi oczami. Po czym zjawisko podsunęło mu pod nos odznakę, która sprawiła, że jego kręgosłup przeszył lodowaty dreszcz.

– Tak, to ja – odpowiedział, słysząc we własnym głosie okropne poczucie winy.

– Możemy porozmawiać?

Zjawisko zdjęło kask i jego oczom ukazała się piękna twarz w koronie blond włosów. Spoczywające na nim surowe spojrzenie nie dodało mu jednak otuchy.

– Tutaj?

– U pana, jeśli nie ma pan nic przeciwko temu. Mieszka pan sam? Na którym piętrze?

Przełknął ślinę.

– Na dziewiątym.

– No to chodźmy – powiedziała zdecydowanie Ziegler, wskazując na drzwi windy.

W kabinie, równie wiekowej jak hol, Drissa patrzył prosto przed siebie, unikając spoglądania w kierunku sąsiadki. Nie odezwał się ani słowem. Kobieta ubrana w czarną skórę była równie milcząca. Czuł

jednak, że nie spuszcza go z oczu. Z każdą sekundą stawał się bardziej nerwowy. Wiedział, że ma to związek z tym, na co się ostatnio zgodził.

Powinien był odmówić. Od początku wiedział, że to zły pomysł, ale nie miał już możliwości, żeby się wycofać, ani odwagi, by odmówić.

– Czego pani ode mnie chce? – rzucił wreszcie hardo, gdy wychodzili z windy. – Spieszę się. Jestem umówiony z przyjaciółmi na oglądanie meczu.

– Już niedługo się pan dowie. Zrobił pan coś bardzo głupiego, panie Kanté. Coś cholernie głupiego. Ale być może jeszcze nie wszystko stracone. Przyszłam, żeby dać panu szansę wywinięcia się z tego. Jedyną szansę.

Szansę… – to słowo odbijało się echem w jego głowie.

Dokąd oni, u diabła, jadą? Elias i Margot przez chwilę sądzili, że David i dziewczyny kierują się na zachód, ale nagle skręcili prosto na południe w stronę Pirenejów Środkowych, w drogę biegnącą na granicy dwóch departamentów: Haute-Garonne i Hautes-Pyrénées. Opuścili już równinę i pagórki i obecnie wjeżdżali do szerokiej na kilka kilometrów doliny, otoczonej wysokimi górami, jakkolwiek najbardziej strzeliste szczyty tego łańcucha były jeszcze przed nimi i usianej wioskami połączonymi ze sobą jak paciorki różańca. Margot zaczynała się zastanawiać, czy tamci w końcu ich nie zauważą. Jechali za fordem fiestą od dobrych stu kilometrów.

Ale burzowa aura, coraz bardziej ponura wraz z nadchodzącym wieczorem, dawała im przewagę: we wstecznym lusterku nic bardziej nie przypomina pary samochodowych świateł niż inna para samochodowych świateł.

Ciężkie chmury wisiały nad doliną jak kowadła, a światło przybrało niesamowitą, a zarazem niepokojącą zielonkawą barwę.

Krajobraz wydawał się Margot jednocześnie piękny, niezwykły, majestatyczny i nieprzyjazny. Elias zaś był całkowicie zaabsorbowany tym, co się działo przed nim. Przejechali przez wioskę z ciasno przylegającymi do siebie domami, przycupniętą u zbiegu dwóch wartkich potoków, nad którymi przerzucono dwa monumentalne mosty. Margot zauważyła kilka francuskich flag na balkonach i jedną portugalską. Urwiste szczyty w głębi doliny, ku którym się kierowali, wgryzały się w niebo jak monstrualna szczęka. Dziewczyna coraz intensywniej się zastanawiała, jaki jest cel ich podróży. Jeśli wjadą w te góry, trudno im będzie nie zwrócić na siebie uwagi tamtych. Z pewnością przy takiej pogodzie będzie tam niewiele samochodów. Za pierwszym lepszym zakosem David, Sarah i Virginie dostrzegą jadącego poniżej saaba należącego do Eliasa.

– Kurwa, dokąd oni jadą? – odezwał się chłopak, wtórując jak echo jej myślom.

– Na tej drodze jeszcze jest jakiś ruch. Ale jeśli skręcą w mniejszą, nie uda się za nimi jechać tak, żeby nas nie zauważyli.

Elias uspokajająco puścił do niej oko.

– Wszystkie albo prawie wszystkie drogi, które wyjeżdżają poza tę dolinę, są ślepe. Jeśli tam skręcą, puścimy ich przodem, odczekamy chwilę i dopiero potem pojedziemy za nimi. W ten sposób nie nabiorą podejrzeń.

Jak on to robi, że zachowuje zimną krew? Blefuje, pomyślała. Umiera ze strachu tak samo jak ja, tylko zgrywa twardziela. Zaczęła żałować, że dała się w to wciągnąć. Kiepsko to widzę, kochana.

Mieszkanie Drissy Kantégo było maleńkie, ale bardzo kolorowe. Ta feeria barw na ścianach – czerwony, żółty, pomarańczowy, niebieski – o mało jej nie oślepiła. Tkaniny, obrazy, rysunki, przedmioty… W mieszkaniu panował radosny nieład, tak że miała trudność z utorowaniem sobie drogi do sofy przykrytej narzutą w geometryczne wzory w kolorach khaki i indygo.

Najwyraźniej Drissa Kanté postarał się, by przenieść odrobinę swojego kraju na tę niewielką przestrzeń. Nie wiedziała, że zanim znalazł