– Wrócisz? – zapytała znienacka.
Spojrzał na nią, wycierając usta.
– Przecież wiesz.
– Tak. Myślę, że wiem.
Uśmiechała się. Jej przepastne zielone oczy także się śmiały.
– Hugo niedługo będzie na wolności, ty tutaj… Wszystkie nieporozumienia wyjaśnione. Dawno nie czułam się tak dobrze. To znaczy… Dawno nie byłam taka szczęśliwa.
Zawahała się, wymawiając to ostatnie słowo – tak jakby samo nazwanie szczęścia mogło sprawić, że ono ucieknie.
– Naprawdę?
– W każdym razie nigdy nie było mi do tego tak blisko – poprawiła się.
Wziął prysznic. Po raz pierwszy od początku śledztwa bardziej czuł
przypływ sił i ochotę do działania i przenoszenia gór niż zmęczenie.
Podobnie jak Margot zastanawiał się, czy ta historia z wypadkiem jest istotna i instynktownie czuł, że tak.
Kiedy był już gotów do wyjścia, wziął Marianne w ramiona, a ona nie stawiała żadnego oporu. Mimo wszystko nie umiał nie zadać sobie pytania, czy od wczorajszego wieczoru coś brała. Jakby odgadła jego myśli, odrzuciła głowę do tyłu, obejmując Servaza w pasie. Byli niemal równego wzrostu.
– Martin…
– Tak?
– Pomożesz mi?
Spojrzał na nią.
– Pomożesz mi z tego wyjść?
Skinął głową.
– Tak. Pomogę ci.
Bokha dał radę. Dlaczego jemu miałoby się nie udać? Potrzebowała miłości. To jedyne możliwe leczenie zastępcze. Przypomniał sobie słowa, które wypowiedziała kilka godzin wcześniej: „Zawsze ze mną byłeś. Nigdy mnie nie opuściłeś”.
– Obiecujesz?
– Tak. Tak, obiecuję.
Redakcja „La République de Marsac” nie przeprowadziła jeszcze digitalizacji swoich archiwów. Na płytach CD znajdowały się tylko numery dziennika z ostatnich dwóch lat. Cała reszta – a zatem także rocznik 2004
– była zapisana na mikrofiszkach, w plastikowych pudełkach poukładanych w drewnianej szafie stojącej w głębi korytarza.
– No cóż – powiedział Espérandieu, wpatrując się w ten składzik.
– O, jest 2004. – Servaz wskazał stojące jedno na drugim trzy plastikowe pudełka. Nie jest tego tak dużo. Gdzie możemy znaleźć czytnik? – zwrócił się do sekretarki.
Kobieta zaprowadziła ich do piwnic, do pokoju bez okna. Zamigała anemiczna jarzeniówka i zobaczyli czytnik do mikrofiszek: masywne urządzenie, które, jak wskazywała warstwa kurzu, nie było używane na co dzień. Servaz podwinął rękawy i podszedł do potwora. Mniej więcej znał
się na obsłudze takiego sprzętu, ale kiedy Espérandieu chciał nastawić ostrość, kręcąc soczewką, ta oderwała się i spadła na podkładkę pod mikrofiszki.
Minął dobry kwadrans, zanim udało im się zamocować ją z powrotem. Na szczęście była cała.
Następnie pootwierali pudełka i szukali fiszki z datą osiemnastego czerwca 2004 roku, czyli dzień po wypadku. Bingo. Tytuł i artykuł już na pierwszy rzut oka przyciągały uwagę:
ŚMIERTELNY WYPADEK AUTOKARU W PIRENEJACH
Siedemnaścioro dzieci i dwoje dorosłych zginęło ostatniej nocy, około 23.15, w wypadku autokaru, do którego doszło nad jeziorem Néouvielle.
Według pierwszych doniesień pojazd wypadł z drogi na zakręcie, przewrócił się i przez wiele minut był uwięziony na zboczu między drogą a jeziorem, a następnie zsunął się i wpadł do wody na oczach bezradnych służb ratowniczych. Dziesięcioro dzieci i troje dorosłych zostało uratowanych przez tych samych ratowników, którzy bardzo szybko dotarli na miejsce. Przyczyny wypadku nie są jeszcze znane. Wszystkie ofiary to uczniowie gimnazjum w Marsac. Dzieci były na wycieczce z okazji zakończenia roku szkolnego.
Przeglądali kolejne strony. Artykuły, czarno-białe zdjęcia z miejsca katastrofy. Można było rozpoznać podłużny kształt autokaru, który leżał
na zboczu, zanim zsunął się do jeziora. W jasnym blasku samochodowych świateł i reflektorów odcinały się ludzkie postaci. W obiektywie widać było krzyczących i gestykulujących strażaków. A potem zobaczyli inne zdjęcie.
Jezioro rozświetlone blaskiem dobywającym się z dna. Servaz zadrżał.
Spojrzał na Espérandieu. Jego zastępca wyglądał na osłupiałego.
Komendant wyjął slajd z czytnika i wydobył z pudełka kilka innych.
W artykułach opublikowanych nazajutrz i w ciągu kolejnych dni podawano dokładniejsze informacje:
Pogrzeby siedemnaściorga dzieci i dwóch pozostałych ofiar tra-gicznego wypadku autokarowego, do którego doszło przedwczoraj nad jeziorem Nêouvielle, powinny się odbyć jutro. Siedemnaścioro dzieci – w wieku od 11 do 13 lat – było uczniami tego samego gimnazjum w Marsac.
Spośród dorosłych ofiar jedna to strażak, który starał się ratować dzieci uwięzione w autokarze, a druga to nauczyciel, który się nimi opiekował.
Dorośli, którzy także byli w autokarze w chwili wypadku, ale zostali uratowani, to kierowca i dwoje opiekunów: jeden wychowawca i jeden nauczyciel. Spośród możliwych przyczyn katastrofy śledczy od razu wykluczyli prędkość, a badanie krwi kierowcy wykazało, iż w chwili zdarzenia był on trzeźwy.
Autorzy kolejnych artykułów opisywali pogrzeby, wspominali o cierpieniu rodziców, poruszali czułe struny w duszach czytelników.
Publikowano
zrobione
za
pomocą
teleobiektywu
zdjęcia
rodzin
pogrążonych w smutku nad trumnami i fotografie z cmentarza. Ogólnie rzecz biorąc – epatowano patosem.
Wzruszenie i skupienie panowało wczoraj w Marsac podczas pogrzebu dziewiętnaściorga ofiar katastrofy autokarowej, na który przybyli ministrowie transportu i szkolnictwa.
Większość ocalonych po koszmarnej nocy spędzonej nad jeziorem Nêouvielle jest w szoku. „Najstraszniejsze – powiedział jeden z nich – były krzyki dzieci”.
Później, gdy emocje opadły, ton artykułów zaczął się zmieniać. Było jasne, że dziennikarze wyczuli zapach świeżej krwi. W dwóch artykułach oskarżano kierowcę.
ŚMIERTELNY WYPADEK NAD JEZIOREM NÉOUVIELLE: PRZESŁUCHANO KIEROWCĘ
ŚMIERTELNY WYPADEK AUTOKARU:
ODPOWIEDZIALNOŚĆ KIEROWCY?
Zdaniem prokuratora z Tarbes jako możliwe przyczyny katastrofy autokaru, która kosztowała życie siedemnaściorga dzieci i dwóch osób dorosłych w nocy z 17 na 18 czerwca nad jeziorem Néouvielle, na pierwszy plan wysuwają się dwie hipotezy: przyczyna techniczna, związana ze złym stanem pojazdu oraz błąd ludzki. Według zeznań kilkorga dzieci kierowca autokaru, Joachim Campos, lat 31, miał stracić kontrolę nad pojazdem wskutek nieuwagi spowodowanej ożywioną rozmową, którą prowadził z jednym z nauczycieli towarzyszących dzieciom, mimo że kręta i wąska droga wymagała od prowadzącego nieustannej czujności. Prokurator jednak zaprzeczył tej ostatniej informacji, wyjaśniając, że istnieje wiele poszlak, wśród których „bierze się pod uwagę błąd ludzki”, ale zeznania muszą jeszcze zostać potwierdzone.