Następne artykuły donosiły o zwolnieniu kierowcy z braku dowodów.
W miarę upływu czasu były coraz rzadsze. Jedne aktualności wypierały inne. Od czasu do czasu w niektórych numerach przypominano o tragedii – coraz bardziej zwięźle – chyba że nagle pojawiał się nowy fakt. Jak w przypadku następującego artykułu:
IRONIA LOSU: DOWÓDCA STRAŻAKÓW
KIERUJĄCY AKCJĄ RATUNKOWĄ PO KATASTROFIE
PRZEKLĘTEGO AUTOKARU UTONĄŁ W GARONNIE
– Można powiedzieć, że kostucha wyrównuje rachunki – skomentował filozoficznie Espérandieu.
Servaz jednak, czytając pobieżnie artykuł, poczuł, że w jego głowie zapalają się wszystkie lampki alarmowe.
Ostatniej nocy jeden z bohaterów tragedii nad jeziorem Néouvielle zginął w okolicznościach dziwnie przypominających te, w których sam w ubiegłym roku zdołał uratować od śmierci kilka osób. Wydaje się – choć śledztwo dopiero się zaczyna – że były dowódca strażaków, którzy próbowali ratować dzieci poszkodowane w wypadku autokaru nad jeziorem Néouvielle w czerwcu ubiegłego roku, kiedy to śmierć poniosło 17
dzieci, z nieznanych przyczyn bił się z bandą bezdomnych na moście Pont-Neuf w Tuluzie. Świadek, który z daleka obserwował zdarzenie, zeznał, że między czwórką bezdomnych a ofiarą wywiązała się ostra sprzeczka o papierosa, a potem „wszystko potoczyło się bardzo szybko”. Włóczędzy pobili mężczyznę, a następnie zrzucili z mostu do rzeki. Po tym, jak świadek powiadomił policję, ciało zostało wyłowione, ale było już za późno, gdyż spadając do wody, ofiara uderzyła o filar mostu. Trwają poszukiwania napastników. Bertrand Christiaens, lat 51, został przeniesiony do Tuluzy zaledwie miesiąc wcześniej.
– Cholera! – zawołał Servaz, zrywając się z miejsca. – Dzwoń do wydziału! Potrzebuję wszystkich! Znajdźcie listę wszystkich osób, które brały bardziej lub mniej bezpośredni udział w tragedii i przetrząśnijcie kartoteki! Powiedz im, że to pilne, że prasa już zwąchała sensację! Powiedz im, że dziennikarze zaraz dobiorą nam się do tyłka!
Po włączeniu komputera ustalenie tożsamości właściciela samochodu o numerach rejestracyjnych, które podał jej Drissa Kanté, zajęło Irène Ziegler mniej niż trzy minuty.
Zlatan Jovanovic, prywatna agencja detektywów. Infiltracje/
inwigilacje/śledztwa. Do państwa dyspozycji 24/24, 7/7. Rejestracja w Prefekturze.
Podano adres w Marsac…
Irène odchyliła się w fotelu, wpatrując się w monitor komputera.
Marsac… A jeśli jej wyjściowa hipoteza nie była właściwa? Jeśli to nie Hirtmann zapłacił za śledzenie Martina? Detektyw w Marsac… Tego miasta dotyczyło śledztwo prowadzone przez Servaza. Spojrzała na zegarek. Miała umówione spotkanie w sądzie w Auch, dokąd wezwano ją w sprawie przemocy w pewnym małżeństwie. Następnie miała się stawić w gabinecie komendanta kompanii. Co najmniej dwie godziny stracone.
Pewnie więcej. Potem pojedzie do Marsac, żeby poszukać Zlatana.
Nie miała żadnego nakazu sądowego, ale wiedziała, że na pewno coś wymyśli.
Wstała i sięgnęła po kask, strzepnęła łupież ze służbowej koszuli. Na ścianie wisiał plakat z parą żandarmów pozujących do zdjęcia ku chwale żandarmerii. Najprawdopodobniej modele z pressbooka. Wyglądali jak Barbie i Ken. Ziegler spojrzała na swój mundur i westchnęła.
– Szybko poszło – odezwał się Pujol po drugiej stronie linii. – Joachim Campos, kierowca autokaru, był w rejestrze poszukiwanych.
Rejestr Osób Poszukiwanych. Servaz poczuł uderzenie adrenaliny.
– Z jakiego powodu?
– Niepokojące zniknięcie. 19 czerwca 2008.
Jego serce zaczęło bić z podwójną szybkością. Kapitan strażaków został wrzucony do wody w czerwcu 2005, rok po tragedii. Kierowca autokaru zniknął w czerwcu 2008. Claire Diemar została utopiona w wannie w czerwcu 2010. Ile jeszcze było ofiar? Jedna na rok? Zawsze w czerwcu? Jeden szczegół nie współbrzmiał z resztą: Elvis. Nie pasował do schematu. Był ofiarą zbrodni, którą należało nazwać usiłowaniem zabójstwa i do której doszło zaledwie kilka dni po zamordowaniu Claire.
Czyżby ten, kto za tym wszystkim stoi, postanowił przyspieszyć akcję? Z jakiego powodu? Czy skłoniło go do tego śledztwo prowadzone przez policję kryminalną? Może się przestraszył. Może uświadomił sobie, że Elvis w ten czy inny sposób może ich naprowadzić na jego ślad…
– Zadzwoń do szpitala – rzucił Servaz. – Zapytaj ich, czy jest jakaś szansa, że Elvis wyjdzie ze śpiączki, żebyśmy mogli go przesłuchać.
– Nie ma szans – odpowiedział natychmiast jego zastępca. – Właśnie zmarł wskutek odniesionych ran. Kilka minut temu dzwonili ze szpitala.
Komendant zaklął. Mieli pecha. A jednak byli już bardzo blisko celu – był o tym przekonany.
– Znajdź mi nazwisko świadka w sprawie strażaka wrzuconego do Garonny z Pont-Neuf – powiedział do Pujola. Zamknął klapkę telefonu i odwrócił się w stronę siedzącego za kierownicą Vincenta. – Wracamy do Tuluzy. I zabieramy się do sprawy tego gościa, Camposa.
– Już nie mogę.
Sarah spojrzała na Davida. Jego głos brzmiał, jakby miał się zaraz złamać, kruchy i drżący jak usztywniona szronem pajęczyna. Dziewczyna zastanawiała się, czy David już jest naćpany, czy chodzi o coś innego.
Wiedziała, jak głęboka jest jego depresja. Często myślała, że czarny anioł
mieszkał w duszy Davida już od dawna, a wypadek był wydarzeniem, które pozwoliło mu rozwinąć skrzydła. Wcześniej siedział gdzieś, przyczajony. Wiedziała o utonięciu w basenie młodszego brata, którego powierzono opiece dziewięcioletniego zaledwie Davida. Wiedziała także o tym, jak skrzywdzili chłopaka ci dwaj dranie: ojciec i brat. Często rozmawiała o tym z Hugonem. Hugo mówił, że David jest jak kaczka z obciętą głową. Hugo ogromnie kochał Davida. Ale David kochał Hugona jeszcze bardziej. Łączyło ich coś więcej niż braterstwo. Sarah nie potrafiła tego wyjaśnić. Była to więź jeszcze silniejsza I głębsza od tej, która spajała całą ich grupę.
Sarah była wśród tych, którzy jako pierwsi zdołali się wydostać przez okna autokaru, kiedy leżał on jeszcze na zboczu, przytrzymywany przez kilka drzew. Pomógł jej w tym nieżyjący już młody nauczyciel; do tej pory pamięta jego zażenowanie i wybąkane przeprosiny, kiedy położył dłonie na jej pośladkach, by jednym ruchem wypchnąć ją na zewnątrz – zanim wrócił, by ratować inne dziecko zakleszczone pod fotelem w trudno dostępnym miejscu. Autokar był już bowiem jedną wielką kupą zmiażdżonego, powyginanego żelastwa. To dziwne, ale dobrze pamiętała okrągłą twarz i równie okrągłe okulary tego nauczyciela (wszyscy w klasie nim gardzili, ponieważ nie potrafił wzbudzić ich szacunku; podczas lekcji był obiektem dowcipów, a Hugo wspaniale go parodiował), a nie potrafiła sobie przypomnieć jego nazwiska. A przecież to jemu Sarah zawdzięczała życie, podobnie jak David i wielu innych członków Kręgu. Skończył na dnie jeziora, razem z innymi ofiarami. Za to na zawsze zapamiętała nazwisko tej nowej, początkującej nauczycielki, uwielbianej przez wszystkich uczniów, w której kochała się większość chłopców. Tej ślicznej szmaty, która uciekła jako pierwsza na czworaka, nie oglądając się za siebie, wyjąc jak histeryczka i pozostawiając dzieci na pastwę losu. Głucha na ich wołanie o pomoc. Claire Diemar. Żadne z nich jej nie zapomniało.