Jakże byli zaskoczeni – Hugo, David, Virginie i ona – kiedy znowu spotkali ją na kursach w Marsac. Pamięta, jaka była blada i skrępowana, gdy odczytując listę, przypomniała sobie ich nazwiska.
Przez wszystkie te lata Sarah nie zapomniała także tego opiekuna o odlotowym imieniu, który zachowywał się jak młody bandzior. Elvisa Elmaza, który namawiał ich do palenia po kryjomu, gdy mieli zaledwie dwanaście lat. Elvisa, który pożyczał im swojego walkmana i dawał do słuchania rocka. Elvisa, który wyjaśniał chłopcom, jak się dobierać do dziewcząt i który ją cichcem obmacywał, bo w wieku dwunastu lat wyglądała na szesnaście, ale który potrafił też wpaść w szał i zastraszać ich okropnymi groźbami. „Obetnę ci fiuta i wepchnę ci go do ust, mały, pieprzony dupku” – powiedział któregoś dnia do Hugona, nie pamiętała już dlaczego. Podziwiali go i bali się go jednocześnie. Chcieli być do niego podobni. Aż do tamtej nocy, kiedy zobaczyli, że ten ich półbóg to tchórz.
Nie zapomnieli też dowódcy strażaków. Zabronił swoim ludziom wchodzić do autokaru, mówiąc, że w każdej chwili może się stoczyć do jeziora – prawie wszyscy jednak złamali zakaz, a jeden ze strażaków przypłacił tę akcję życiem. Także dzięki tym dziesięciu nieposłusznym strażakom Krąg liczy dziesięć osób, a nie dwie lub trzy. Był też kierowca, który nie dość, że stracił kontrolę nad pojazdem, ponieważ bardziej zwracał uwagę na Claire Diemar niż na drogę, to jeszcze uciekł jako jeden z pierwszych. Jedyną osobą, którą uratował, była właśnie ta podła dziwka.
Pewnie dlatego, że była ładna, podobnie jak on był raczej przystojnym mężczyzną i potrafił nieźle nawijać, a także dlatego, że ci dwoje dyskretnie flirtowali w czasie drogi.
– Jak się nazywał ten nauczyciel? – zapytała, po czym przytknęła do warg ustnik fajki wodnej i wciągnęła chłodny dym, który połknęła jednym haustem.
David spojrzał na nią szklanym wzrokiem. Wyglądał na kompletnie naćpanego.
– Ten w okularach? – zapytała Virginie. – Ten, który nas uratował?
Żaba…
– Nie, to było przezwisko. Nikt nie pamięta, jak się nazywał?
– Maxime – powiedział David rozwlekle, sięgając po przyrząd, który podała mu Sarah. – Nazywał się Maxime Dubreuil.
Tak. Teraz sobie przypomniała. Maxime, który jakby nie słyszał
pierdnięć i gwizdów za swoimi plecami w czasie lekcji. Maxime, który kiedy mówił, ciągle poprawiał sobie okulary na nosie. Maxime, który miał
jedno oko martwe i który pewnego dnia, czerwony z wściekłości, wrzeszczał: „Kto to zrobił?” – kiedy któreś z nich napisało na tablicy „Dubreuil Jednooki”. Maxime Dubreuil. Bohater… Jego ciało wyłowiono następnego dnia wraz z innymi ciałami, kiedy dźwig wyciągnął z wody wrak autokaru, a potem oddano rodzinie. Sarah przypomniała sobie jego zapłakaną matkę podczas pogrzebu i drobną żonę, której białe włosy wyglądały jak cukrowa wata. Kobieta drżała jak osika.
Czy Maxime pochwaliłby to, co zrobili potem? Na pewno nie.
Dlaczego coraz częściej miała poczucie, że się pomylili? Dlaczego wydawało jej się, że stali się jeszcze gorsi niż ci, którzy zostawili ich na pastwę losu?
– Trzeba się zająć tym gliną – powiedział David.
Jego głos był bezbarwny, słaby. Virginie spojrzała na niego i tym razem nic nie powiedziała. Spotkali się w opuszczonej kaplicy wśród drzew, około dwustu metrów od uczelni, gdzie zazwyczaj przychodzili, by siedząc na podłodze, spiskować, pić i palić jointy.
– Wezmę to na siebie – dodał po chwili.
Podał dalej sziszę. Woda w pojemniku miała już zielonkawy kolor – Co chcesz zrobić?
– Zobaczycie.
Jak zwykle bywa, sprawa zniknięcia Joachima Camposa zaczęła się od zgłoszenia. Telefonowała jego dziewczyna, która wieczorem 19 czerwca 2008 roku czekała na niego w restauracji La Pergola: najpierw była zdziwiona, że mężczyzna się spóźnia, a potem, kiedy nie przyszedł, wpadła w panikę. W raporcie zapisano, że w ciągu wieczoru dwadzieścia trzy razy próbowała dodzwonić się do niego na komórkę, ale za każdym razem włączała się poczta głosowa. Nagrała co najmniej osiemnaście wiadomości – wyrażających niepokój, wściekłość, groźby, panikę, błaganie, co świadczyło o pewnej ewolucji jej myśli.
Kiedy po godzinie wyszła z restauracji, udała się prosto do domu partnera, jakieś piętnaście kilometrów dalej. Nikogo nie zastała. Jego samochodu nie było na parkingu.
Tamtej nocy bardzo źle spała. Według wszystkich zeznań zgromadzonych przez śledczych Joachim był przystojnym facetem i typem podrywacza. Kobieta przez całą noc się zamartwiała. Następnego dnia w pracy źle się poczuła i poszła do jego zakładu. Joachim nie pracował już jako kierowca autobusów. Choć nie wniesiono przeciwko niemu żadnego oskarżenia, pracodawca zwolnił go pół roku po wypadku za inne przewinienie. Został magazynierem w hipermarkecie. W tym zawodzie miał
rzecz jasna mniej okazji, by flirtować z pięknymi nieznajomymi. W magazynie narzeczoną poinformowano, że Joachim rano nie stawił się w pracy. Po południu postanowiła zawiadomić żandarmerię. Od której dowiedziała się, że niewiele da się zrobić. We Francji każdego roku znika czterdzieści tysięcy osób. Dziewięćdziesiąt procent spośród nich odnajduje się w ciągu kilku tygodni. Każdy dorosły obywatel ma prawo zacząć życie od nowa i zmienić adres, nie informując o tym swoich bliskich ani przyjaciół. W ten sposób postępują zwłaszcza mężczyźni – ale kobiety również. Gdyby chodziło o dziecko, wszczęto by poszukiwania, wysłano by płetwonurków, by sprawdzili okoliczne jeziora. Ale jeśli znika dorosły, oznacza to tylko o jedną cyferkę więcej w statystykach. Żeby zaginięcie uznać za „niepokojące”, musi ono dotyczyć dorosłego w złym stanie zdrowia lub objętego nadzorem kuratora albo też muszą istnieć przesłanki wskazujące, że osoba zniknęła wbrew swojej woli. W tym wypadku nie zaistniała żadna z tych okoliczności.
Jednak narzeczona Joachima Camposa – co można wywnioskować z pięćdziesięciu trzech prób połączenia się z jego telefonem komórkowym, które podjęła w ciągu kolejnych godzin – była osobą upartą. Dopięła swego, kiedy w ostatniej chwili pojawił się świadek, który poinformował, że w wieczór zniknięcia Joachima widział osobę o wyglądzie odpowiadającym jego rysopisowi w starym popielatym mercedesie – a było to zaledwie kilka kilometrów od restauracji, w której miało się odbyć spotkanie.
Rzeczywiście, były kierowca autokaru miał popielatego mercedesa, o czym świadek nie mógł wiedzieć. Ponadto – ciekawy szczegół, ujawniony przez tego samego świadka – w samochodzie były jeszcze dwie inne osoby.
– Wszyscy wiedzą, że pan Campos lubił piękne kobiety – powiedzieli żandarmi, patrząc na (byłą?) narzeczoną z ukosa.