Выбрать главу

– To byli dwaj mężczyźni – sprecyzował świadek. Sprawa została zakwalifikowana jako zaginięcie niepokojące.

Z niejasnych przyczyn proceduralnych przejęła ją policja w Tuluzie, która odczekała minimalny okres, po czym jak to zwykle bywa w takich wypadkach, prokurator czym prędzej umorzył sprawę z braku dowodów.

W ten sposób Joachim Campos dołączył do statystycznych trzech procent przypadków osób zaginionych, których nigdy nie odnaleziono.

Servaz kolejno wyjmował kartki z teczki. Połowę podał Espérandieu.

Była 14.28.

O 15.12 Servaz zabrał się do przeglądania billingu połączeń przychodzących i wychodzących z telefonu komórkowego Joachima Camposa.

Samo urządzenie nigdy nie zostało znalezione, ale na wniosek sądu operator przekazał śledczym wykaz połączeń dla podanego numeru.

Jeden numer powtarzał się bardzo często w wieczór zniknięcia i w następne dni – Servaz nawet bez sprawdzania wiedział, że należy on do upartej narzeczonej zaginionego. W ciągu kolejnych dni z kierowcą próbowały się połączyć także inne osoby: jego siostra, rodzice i jeszcze jedna osoba – jak się później okazało (kiedy Servaz przejrzał raport ze śledztwa), mężatka i matka dwójki dzieci, która od kilku miesięcy miała z Joachimem romans.

O 15.28 Servaz zainteresował się lokalizacją ostatnich połączeń otrzymanych i wykonanych przez Joachima Camposa, to znaczy miejscami logowania jego telefonu w godzinach, które poprzedziły jego zaginięcie i nastąpiły bezpośrednio po nim. Na tej podstawie być może udałoby się odtworzyć jego trasę.

Narzeczona, pomyślał nagle.

Servaz ustalał właśnie drogę jednego z niezliczonych rozpaczliwych połączeń, jakie wykonała z restauracji La Pergola, gdzie, zaniepokojona, jadła samotną kolację.

Kto wie, może twoja wytrwałość wreszcie się opłaci – odezwał się w duchu do kobiety, patrząc na nazwę miejsca na kartce papieru.

– Mapa – powiedział. – Potrzebna mi mapa Środkowych Pirenejów.

Espérandieu spojrzał na niego, zbaraniały.

– Mapa?

Vincent wystukał coś na klawiaturze swojego komputera i otworzył

Google Maps.

– Proszę, tu masz mapę.

Servaz spojrzał na ekran.

– Możesz trochę zwiększyć zasięg?

Espérandieu przesunął pionową strzałkę w dół, poszerzając obszar widoczny na mapie; odległości między miejscowościami się zmniejszyły.

– Trochę bardziej na południe i na wschód.

Zastępca zrobił to, o co prosił go Servaz.

– Tu – oświadczył komendant.

Espérandieu popatrzył na wskazany punkt. Restauracja La Pergola.

– Aha. No i co?

– Tu jest restauracja, a tu jest ostatni punkt, w którym logował się telefon Joachima Camposa. Trzydzieści kilometrów od restauracji, ale w kierunku przeciwnym do jego miejsca zamieszkania. Świadek zeznał, że widział kogoś podobnego do Joachima w mercedesie niedaleko restauracji, około półgodziny przed tym, jak maszt zarejestrował pojawienie się Camposa. Świadek widział go w towarzystwie dwóch osób. Jeśli przyjąć, że świadek nie miał zwidów, oznacza to, że Campos nie jechał do siebie.

– I co z tego? Bóg wie, dokąd jechał. Może do tej kobiety, która do niego dzwoniła.

– Nie, to też nie ten kierunek. Ciekawe, że od tego momentu nie wyłapała go żadna stacja BTS, mimo tylu telefonów od jego zrozpaczonej narzeczonej.

– Jakby jego telefon został zniszczony albo wyłączony i wyrzucony – podchwycił Espérandieu.

– Właśnie. To jeszcze nie wszystko. Powiększ bardziej.

Espérandieu jeszcze trochę zjechał kursorem i obszar na ekranie zaczął się powiększać. Servaz przesunął palcem od restauracji do stacji przekaźnikowej i pociągnął linię dalej.

– O cholera – podsumował Vincent, widząc, jak palec jego przełożonego zbliża się do miejsca, którego nazwę w ciągu ostatnich godzin widzieli ze sto razy: jezioro Néouvielle.

Ziegler wsiadła na motocykl przed budynkiem sądu i spoglądając na burzowe niebo, rozmyślała o tym, jak usadziła adwokata z urzędu, kiedy z jej kieszeni dobiegła melodia z Deszczowej piosenki. Rozsunęła zamek skórzanej kurtki. Spojrzała na wyświetlacz iPhone’a: Martin.

– Nurkowałaś w Grecji, prawda? – zapytał. – Z butlą czy bez?

Natychmiast wzmogła czujność, pomimo, a może właśnie z powodu dziwaczności tego pytania.

– Z butlą – odpowiedziała z rosnącym zaciekawieniem.

– Jesteś w tym dobra?

Zachichotała sucho.

– He, he. Jestem instruktorem federalnym pierwszego stopnia, a to oznacza dwie gwiazdki instruktorskie Światowej Konfederacji Działalności Podwodnej.

Usłyszała gwizd po drugiej stronie słuchawki.

– Brzmi cholernie szpanersko. Rozumiem, że wyrażasz zgodę?

– Martin, skąd to pytanie?

Wyjaśnił jej.

– A ty, nurkowałeś już?

– Raz czy dwa w masce z rurką.

– Pytam poważnie. A z butlą?

– Eee… tak, parę razy. Ale to było dawno temu.

Skłamał. Nurkował z butlą tylko raz w życiu. W Club Med, w basenie. W towarzystwie Alexandry i instruktora.

– Kiedy?

– Eee… Myślę, że jakieś piętnaście lat temu. Może trochę więcej.

– To jest bardzo zły pomysł.

– Jedyny, jaki mam. Nie mamy czasu, żeby czekać na wsparcie sądu i ekipę nurków. W ciągu kilku godzin sprawą zajmie się prasa. Ostatecznie to tylko malutkie jezioro. I bez rekinów – próbował zażartować.

– To jest cholernie zły pomysł.

– Masz, co trzeba? Mam na myśli sprzęt. Jakiś kombinezon dla mnie?

– Taa… Powinnam coś znaleźć.

– Świetnie. Za ile po ciebie podjechać?

– Mam spotkanie z komendantem kompanii. Daj mi dwie godziny.

Postanowiła, że Zlatanem Jovanovicem zajmie się później. Co takiego odkrył Martin? Płonęła z ciekawości. Butle do nurkowania, jezioro… I skarb ukryty na dnie, pomyślała.

44

NURKOWANIE

Było już późne popołudnie, kiedy wjechali na bitą drogę. Z zachodu napływało coraz więcej burzowych chmur. Podskakując na wybojach, dojechali do łańcucha rozciągniętego między dwoma słupkami i zapiętego kłódką. Na środku wisiała zardzewiała tablica z napisem:

ZAKAZ KĄPIELI

Ich oczom ukazało się jezioro i zapora. Servaz spojrzał na oddalony o dwieście metrów drugi brzeg, nad którym widać było biegnącą ostrym łukiem drogę. To w tym miejscu autokar wypadł z trasy i stoczył się po zboczu. Z tamtej strony do jeziora nie było dostępu: poniżej drogi znajdowało się mniej więcej dziesięciometrowe strome urwisko, na którym rosło tylko kilka starych drzew; ich korzenie, odsłonięte wskutek stopniowego osuwania się terenu, schodziły do wody; na powierzchni, między ich rozgałęzieniami unosiła się warstwa suchych patyków i śmieci.

W innych miejscach brzeg był mniej urwisty, ale i tak zbyt stromy, a przede wszystkim za gęsto porośnięty jodłami i krzakami, by dało się nim zejść do jeziora w kombinezonie do nurkowania.

Jedyny dostęp do wody był z drogi, na której się znajdowali.

Servaz wyłączył klimatyzację i otworzył drzwi. Upał natychmiast zwalił mu się na ramiona jak pozostawione na słońcu ubranie. Irène obeszła już jeepa i otworzyła tylne drzwi. Rozbierała się w pośpiechu i Servaz zauważył, że jest bardzo opalona. Patrzył na jej ciało – długie, umięśnione nogi, szczupły tułów, płaski brzuch i małe piersi. Na różowe stringi i biustonosz naciągnęła czarny gumowy kombinezon. Martin zaczął