Выбрать главу

się rozbierać.

– Musimy się pospieszyć – powiedziała, spoglądając na chmury.

W oddali rozlegały się i przewalały grzmoty. Od czasu do czasu niebo przecinała cicha błyskawica. Wciąż jednak nie padało. Wyjęła z bagażnika drugi komplet sprzętu i pomogła Servazowi włożyć kombinezon.

Nieprzyjemny dotyk neoprenu sprawił, że dostał gęsiej skórki. Policjant próbował sobie przypomnieć instrukcje, jakich Ziegler kilkakrotnie udzielała mu w samochodzie i zaczynał żałować swojej inicjatywy.

– Chyba zaraz będzie burza – zauważyła. – Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł.

– Nie mam innego – powtórzył.

– A nie można by zaczekać do jutra? Ekipa nurków przeczesze jezioro. Jeśli coś w nim jest, znajdą to.

– Jutro „La République de Marsac” wydrukuje artykuł z informacją, że policja szuka związku między wypadkiem a zabójstwem Claire Diemar i na sprawę rzuci się cała prasa. Jeśli coś tu jest, nie chcę, żeby dziennikarze przyjechali tu i oglądali to.

– A gdybyś tak mi jeszcze powiedział, czego szukamy…

– Popielatego mercedesa. I być może kogoś w środku.

– Tylko tyle? – zażartowała.

Przez chwilę chciał się wycofać. Nie zmiękł wyłącznie za sprawą pozostałych w nim resztek dumy. Ziegler wyczytała to w jego oczach i wzdychając, pokręciła głową. Ale nic już nie powiedziała. Powtórzyła tylko instrukcje odnośnie do octopusa i oddychania, założyła butlę na plecy Servaza, poprawiła ją. Potem wyregulowała paski, założyła mu maskę i fajkę, i odpowiednio rozmieściła węże octopusa na jego ramionach i tułowiu.

– To jest KRW – powiedziała, wskazując kamizelkę ratowniczo-wyrównawczą. – Pompujesz ją i spuszczasz powietrze tymi guzikami, tak jak ci pokazywałam. Na powierzchni zawsze ma być napompowana. Dzięki temu będziesz się bez wysiłku unosił na wodzie. Butla jest przymocowana do kamizelki tą taśmą. Butla jest połączona z automatem oddechowym.

Wkładasz to do ust, o tak. Jeśli się boisz, że go zgubisz, przygryź lekko gumę.

Spróbował oddychać. Miał wrażenie, że powietrze płynące przez wąż stawia opór, ale uznał, że z pewnością jest to wynik stresu. Jego serce biło ciężko. Irène sprawdziła jego pas i płetwy. Zamocowała mu na nadgarstku urządzenie przypominające duży zegarek – komputer nurkowy.

– Tu jest głębokość, a tutaj temperatura. A tu czas, który upłynął.

Tak czy siak, nie będę cię spuszczać z oczu i zostaniemy pod wodą maksymalnie czterdzieści pięć minut. Zrozumiano?

Skinął głową. Próbował się poruszyć. Zrobił dwa kroki w przód, podnosząc wysoko kolana, żeby się nie potknąć w płetwach. Zatrzymał

się. Czuł się jak łamaga. Trudno mu było utrzymać równowagę. Butla ciążąca mu na plecach sprawiała wrażenie, jakby ktoś czerpał złośliwą przyjemność z ciągnięcia go do tyłu i Servazowi wydawało się, że za chwilę się przewróci.

Ziegler zatrzasnęła tylne drzwi samochodu. Na ten dźwięk z jodeł i sosen na drugim brzegu jeziora poderwała się chmara ptaków. Pomijając to oraz powiewy ciepłego wiatru i dudnienie przewalających się nad nimi grzmotów, wokół panowała cisza.

– Okay, powtarzamy. Dzień się kończy i pod wodą zaraz zrobi się ciemno. Trzymaj zawsze latarkę przed dłonią, żebym zrozumiała, co chcesz powiedzieć. Jeśli wszystko jest dobrze, dajesz znak „okay” – połączyła kciuk i palec wskazujący w kółko. – Ponieważ jesteś początkujący, zużyjesz zapasy znacznie szybciej niż ja, pamiętaj, żeby regularnie sprawdzać, ile masz tlenu. Powietrza starczy ci na dobrą godzinę. Gdybyś miał jakiś problem albo gdybyśmy się rozdzielili, machaj latarką na wszystkie strony i nie ruszaj się z miejsca. Przypłynę po ciebie.

Czy to jest dla ciebie jasne?

Było jasne, że miał na to coraz mniejszą ochotę. Skinął jednak twierdząco głową, trochę za mocno przygryzając ustnik. Miał ściśnięte szczęki.

– Jeszcze jedno. Wdychaj powietrze, ale nie zapominaj o regularnym wydychaniu. Jeśli pod wodą płuca będą za długo wypełnione powietrzem, zacznie cię wypychać na powierzchnię. Gdyby tak się stało, pamiętaj, żeby powoli wypuszczać powietrze. Jeśli powietrze będzie się rozprężać w twoich płucach w miarę wypływania na powierzchnię, może to być niebezpieczne.

Super. Jakiś duży ptak wydał z siebie ochrypły krzyk i poderwał się do lotu, muskając powierzchnię wody.

– To jest kompletny kretynizm – dodała. – Jesteś pewien, że tego chcesz?

Servaz znowu skinął głową.

Ziegler wzruszyła ramionami, odwróciła się i spojrzała na niego, po czym powoli, niechętnie weszła do wody, prawie bezgłośnie klapiąc płetwami i oglądając się na brzeg. Martin poszedł w jej ślady. Przez kombinezon poczuł chłód wody. Nawet mu się to spodobało, ponieważ zaczynało mu być duszno, nie miał jednak pewności, czy po godzinie spędzonej pod wodą w dalszym ciągu będzie mu tak przyjemnie. Górskie jezioro, pomyślał. To jednak nie Seszele…

Kiedy woda sięgała im po piersi, Ziegler splunęła na szybkę maski, rozprowadziła ślinę po pleksi i wypłukała maskę w wodzie, po czym założyła ją na oczy. Servaz zrobił to samo. Następnie zanurzył twarz i spojrzał na dno. W wodzie unosiły się miliardy cząsteczek wzburzonego mułu, uniemożliwiając dostrzeżenie czegokolwiek. Servaz miał nadzieję, że gdy znajdą się głębiej, widoczność będzie lepsza.

– Ostatnia rzecz. Kiedy cię puszczę, zostań na mojej wysokości. Nie odpływaj dalej niż na trzy metry. Tak, żebym mogła mieć cię na oku. I pamiętaj, żeby wyrównać ciśnienie – zatkać nos i wypuścić powietrze. To uciszy szumy w uszach. To jezioro jest głębokie, a efekty ciśnienia odczuwa się na głębokości dwóch, trzech metrów.

Pokazał palcami znak „okay”, a ona nieznacznie się uśmiechnęła.

Wyglądała na jeszcze bardziej zestresowaną niż on.

– Włóż automat oddechowy do ust – poinstruowała.

Wzięła go za rękę i zaczęli płynąć, ruszając płetwami. Kiedy wypłynęli na szerszą wodę, dała mu znak, by wypuścił powietrze z kamizelki i w chmurze bąbelków powietrza zaczęli schodzić pod wodę.

Servaz potrzebował kilku sekund, by przyzwyczaić się do automatu oddechowego i zauważył, że oddychanie pod wodą to dla niego prawdziwy wysiłek. Przypomniał sobie, jak nurkował w basenie, i choć od tamtego czasu minęło już prawie dwadzieścia lat, pamiętał, że niezbyt mu się podobało.

Choć brzeg był niedaleko, znajdowali się już w ciemnościach, których końca Servaz nie widział, mimo że obydwoje mieli włączone latarki. Irène trzymała go za rękę i prowadziła. Zanurzali się coraz głębiej. Powietrze wdychane przez Servaza świstało, a kiedy wydychał, wokół niego strzelały małe bąbelki. Później w snopie światła ich latarek zaczął się kłębić muł i pojawiło się dno. Nieregularne, spadziste i pokryte całą łąką glonów, która falowała pięć metrów niżej, targana przepływającymi prądami. W tej samej chwili poczuł narastający ból w uszach i usłyszał coraz silniejszy szum.

Skrzywił się i puścił Ziegler, by podnieść rękę do ucha. Kobieta natychmiast chwyciła go za kamizelkę i kazała płynąć do góry. Spojrzała na niego przez maskę i gestem pokazała, żeby wyrównał ciśnienie.