– To on — podsumował Vincent.
Servaz odwrócił się w stronę Samiry, która potwierdziła skinieniem głowy.
– Zgadzam się. Został zatrzymany w domu ofiary. Nie ma śladów obecności innych osób. Nic. Nigdzie. Nie ma najmniejszych dowodów na to, by był tam ktoś jeszcze. Za to jego ślady są wszędzie. Alkotest wykazał, że miał 0,85 promila alkoholu we krwi. Analizy wykażą, czy brał też narkotyki. To możliwe, zważywszy na stan, w jakim go znaleziono. I ile wziął. Żandarmi twierdzą, że kiedy go znaleźli, miał rozszerzone źrenice i był całkowicie rozbity.
– Sam powiedział, że podano mu narkotyki – zauważył Servaz.
– Racja. Ale kto mu podał? Jego samochód stał zaparkowany kawałek dalej. A więc to nie on prowadził? Załóżmy, że kto inny. Chłopak mówi, że ocknął się w domu. To by oznaczało, że prawdziwy morderca zaryzykował wyciągnięcie go z samochodu i zawleczenie do domu Claire?
I nikt go nie widział? To się nie trzyma kupy! Okna wielu domów wychodzą na ulicę, w tym trzech przylegających do siebie naprzeciwko domu ofiary.
– Wszyscy oglądali mundial – zaoponował Servaz. – Nawet my.
– Nie wszyscy. Staruszek z naprzeciwka go widział.
– Ale akurat nie widział, kiedy przyjechał. Nikt nie zauważył, jak wchodził. Dlaczego, jeśli to on jest mordercą, czekał, aż przyjadą go zgarnąć?
– Znasz statystyki tak samo dobrze jak my – odpowiedziała Samira. – W piętnastu procentach przypadków sprawca sam zgłasza się na policję, w pięciu procentach zawiadamia osobę trzecią, która powiadamia gliny, a w trzydziestu ośmiu procentach czeka grzecznie na miejscu zbrodni na przybycie sił porządkowych, wiedząc, że jakiś świadek z pewnością już je poinformował. Tak właśnie zrobił chłopak. W rzeczywistości prawie dwie trzecie przestępstw zostaje wyjaśnionych już w pierwszych godzinach dzięki zachowaniu sprawcy.
Faktycznie, Servaz znał statystyki.
– Tak, ale oni później nie usiłują uchodzić za niewinnych.
– Był naćpany. Kiedy zaczął wracać do siebie, zdał sobie sprawę z tego, co zrobił i co mu grozi – odparł Espérandieu. – Po prostu próbuje ratować skórę.
– Jedyna sprawa, która jest w tej chwili istotna, to dowiedzieć się, czy napad był zaplanowany – powiedziała Samira.
Oczy podwładnych były utkwione w Martinie. Obydwoje czekali na jego reakcję.
– No, ale zbrodnia została wyreżyserowana i była to dość niezwykła reżyseria, nie? – odpowiedział. – Te sznury, latarka, lalki… Nic nie wskazuje na zwykłe morderstwo. Musimy uważać, żeby zbyt łatwo nie przeskakiwać do wyciągania wniosków.
– Chłopak był naćpany. – Samira wzruszyła ramionami. – Na pewno miał atak furii. To nie byłby pierwszy raz, gdy człowiek na haju popełnia szalony czyn. Nie czuję tego smarkacza. Poza tym wszystko wskazuje na niego, nie? Kurwa, cholera, szefie, w innych okolicznościach doszedłby pan do takich samych wniosków jak my.
Servaz podskoczył.
– Co to znaczy?
– Sam pan powiedział: znał pan dobrze jego matkę. I to ona wezwała pana na pomoc, o ile się nie mylę.
Aluzja Samiry dotknęła Servaza do żywego. W tej sprawie jest przecież tyle zagadkowych szczegółów, pomyślał. Inscenizacja, latarka, lalki… No i ta pora. Coś go niepokoiło w wyborze momentu popełnienia zbrodni. Jeśli chłopak faktycznie miał atak furii, to dlaczego akurat tego wieczoru, kiedy wszyscy siedzieli przed telewizorami?
Przypadek, zbieg okoliczności? W ciągu szesnastu lat praktyki w tym zawodzie Servaz zdążył już wykreślić te wyrazy ze swojego słownika. Hugo lubił futbol. Czy ktoś, kto lubi oglądać sport w telewizji, wybrałby akurat ten wieczór na popełnienie morderstwa? Chyba że chodziło o to, by nikt nie zwrócił na niego uwagi. Ale Hugo został na miejscu zbrodni i nie próbował się ukryć. Pozwolił, by go zgarnęli.
– To śledztwo zostało zakończone, zanim się zaczęło – podsumowała Samira, strzelając kośćmi palców.
Powstrzymał ją gestem.
– Wcale nie. Wróćcie tam i upewnijcie się, czy technicy dobrze sprawdzili samochód Hugona. I powiedzcie im, żeby potraktowali auto cyjanoakrylem.
Chciałby mieć do dyspozycji kabinę, w której można by dokładnie pokryć samochód tym środkiem. Podobną do kabin używanych przez lakierników, z możliwością rozpylenia podgrzanego cyjanoakrylu, znanego jako klej superglue. Kontakt oparów substancji z tłuszczem znajdującym się w odciskach linii papilarnych wywołuje reakcję chemiczną, w której wyniku na badanej powierzchni pojawiają się białe ślady. Niestety, nigdzie w promieniu pięciuset kilometrów nie było takiej kabiny, a o zapaskudzeniu cyjanoakrylem zwykłej kabiny lakierniczej nie mogło być mowy. Technicy musieli się więc zadowolić przenośnymi dyfuzorami tego środka. Tak czy inaczej, gwałtowny deszcz najprawdopodobniej dokładnie umył karoserię.
– A potem przesłuchajcie sąsiadów. Wchodźcie po kolei do wszystkich domów na tej ulicy.
– Wywiad środowiskowy o tej porze? Jest druga w nocy!
– To wyciągajcie ich z łóżek. Chcę mieć odpowiedź, zanim wrócimy do Tuluzy. Czy ktoś widział, słyszał, zauważył tego wieczoru albo w poprzednie dni coś podejrzanego, niezwykłego, wszystko jedno, nawet jeśli to nie ma związku z ostatnimi wydarzeniami.
Podwładni wpatrywali się w niego z niedowierzaniem.
– Do roboty!
7
MARGOT
Jechali wśród pagórków. Wrzesień. Było jeszcze ciepło. Wokół panowało lato, a ponieważ klimatyzacja w samochodzie była zepsuta, Servaz opuścił
szyby. Wsunął do odtwarzacza płytę z muzyką Mahlera. Miał świetny humor. Nie tylko dlatego, że była ładna pogoda, a on jechał w towarzystwie swojej córki; wiózł ją w miejsce, które dobrze znał, choć nie odwiedzał go od wielu lat. Prowadząc, przypomniał sobie przeciętną uczennicę, jaką Margot była w podstawówce. Potem był kryzys wieku dojrzewania. Jeszcze dziś jego córka, gustująca w piercingu, szokujących kolorach i skórzanych kurtkach, w żadnym calu nie przypominała klasowej prymuski. Wiedział jednak, że Margot, pomimo swojej „punkowej” powierzchowności, ma bardzo dobre oceny. Ale Marsac to były najlepsze kursy przygotowawcze w całym regionie. I najbardziej wymagające. Żeby się tam dostać, trzeba było być naprawdę wybitnym.
Servaz został przyjęty na uczelnię dwadzieścia trzy lata wcześniej, w czasach, gdy chciał być pisarzem. Został jednak policjantem. Tego ranka, jadąc przez letni pejzaż, czuł, że wypełniająca go duma pęcznieje jak bańka mydlana.
– Ładnie tu – odezwała się Margot, zdejmując z uszu słuchawki.
Servaz ogarnął okolicę szybkim spojrzeniem. Droga wiła się wśród zielonych wzgórz, przecinała skąpane w słońcu lasy i płowe, jedwabiste pola. Kiedy zwalniali, wchodząc w zakręt, przez opuszczone szyby do ich uszu dochodził śpiew ptaków i bzyczenie owadów.
– Ale trochę nudno, co?
– Hmmm… Jakie jest Marsac?
– Małe miasteczko. Myślę, że ciągle działają tam te same studenckie puby. Dlaczego wybrałaś Marsac, a nie Tuluzę?
– Z powodu Van Ackera. To profesor od literatury.
Nawet po tylu latach to nazwisko wywoływało w nim reakcję podobną do impulsu elektrycznego, który pobudzał dawno uśpioną okolicę serca.
– Naprawdę jest taki dobry?