5. Był pod wyraźnym wpływem środków odurzających, kiedy znaleźli go żandarmi. Dwie hipotezy: podano mu narkotyk /naćpał się sam.
6. Niedopałki. Ktoś obserwował Claire. Hugo czy ktoś inny? Według Margot i Marianne Hugo nie pali.
7. Płyta z ulubioną muzyką Hirtmanna w odtwarzaczu.
8. Kto wyczyścił pocztę elektroniczną Claire? Dlaczego miałby o to zadbać Hugo, skoro nie zrobił nic z własnym telefonem? Kto ukradł
telefon ofiary?
9. Czy zdanie „Przyjaciel to czasem puste słowo. Nieprzyjaciel – nigdy” wskazuje na Hugona? Czy jest ważne?
10. Kim jest Thomas999?
Servaz podkreślił dwa ostatnie pytania. Zatrzymał ołówek, possał
jego końcówkę i przeczytał zapisane zdania. Wkrótce pracownia badań informatycznych udzieli odpowiedzi na pytanie numer dziesięć. Będzie można zrobić krok naprzód w śledztwie. Jeszcze raz pomału zebrał fakty, ustalając chronologię: Hugo wyszedł z pubu krótko przed meczem Urugwaj-Francja; około półtorej godziny później został zauważony przez sąsiada na brzegu basenu Claire Diemar; krótko potem żandarmeria znalazła go przestraszonego i pod wyraźnym wpływem alkoholu i narkotyków, gdy tymczasem młoda wykładowczyni spoczywała na dnie własnej wanny. Chłopak twierdził, że stracił przytomność i obudził się w salonie ofiary.
Servaz odchylił się do tyłu i pogrążył w myślach. Istniała jakaś sprzeczność między na pierwszy rzut oka spontanicznym i przypadkowym charakterem tego morderstwa a jego niezwykle dopracowaną scenografią.
Oczyma duszy znowu ujrzał obraz Claire Diemar związanej w wannie z latarką w ustach. Nagle nabrał przekonania, że ten, kto to zrobił, nie był
nowicjuszem. Taki sposób działania zdradzał doświadczonego zabójcę, nie debiutanta. Jednocześnie wskazywał na osobowość silnie zaburzoną.
Sprawca zastosował swoisty rytuał. A obecność rytuału niemal zawsze wskazuje na typ psychologiczny zagrożony skłonnością do seryjnych przestępstw. Czy seria dopiero nastąpi, czy już trwa? – zastanawiał się.
Ta myśl przemknęła mu już przez głowę, kiedy zobaczył zwłoki, ale odrzucił ją, ponieważ seryjni mordercy – poza filmami i powieściami – należą do rzadkości oraz dlatego, że to nie jest pierwsza myśl, jaka spontanicznie przychodzi do głowy każdemu policjantowi kryminalnemu: większość z nich nigdy nie miała z tym zjawiskiem do czynienia.
Hirtmann? Nie, niemożliwe. A jednak punkt siódmy niepokoił go najbardziej. Było mu bardzo trudno uwierzyć, by Szwajcar mógł być zamieszany w tę sprawę. To było zbyt nieprawdopodobne, a poza tym oznaczałoby, że bardzo dobrze znał jego przeszłość. Przypomniał sobie jednak słowa, jakie usłyszał tego ranka od człowieka z Paryża: o motocykliście na autostradzie… W to również trudno mu było uwierzyć.
Czy aby członkowie komórki zajmującej się tropieniem Szwajcara wskutek częstego uganiania się za duchami nie zaczęli brać własnych pragnień za rzeczywistość?
Przeszedł za wyspę na środku swojej otwartej kuchni, wyjął z lodówki puszkę piwa i wyślizgnął się przez balkonowe drzwi.
Zbliżył się do balustrady i spojrzał na ulicę na dole. Tak jakby Szwajcar mógł gdzieś tu być, stać na deszczu i śledzić jego najdrobniejszy ruch. Przeszedł go dreszcz. Ulica była opustoszała, ale miasta nigdy całkowicie nie zasypiają. Servaz o tym wiedział. Jakby w odpowiedzi pod blokiem przejechał wóz policyjny na sygnale – D/A, D/A, D/A – prześlizgując się między zaparkowanymi zderzak w zderzak autami, po czym zniknął, a dźwięk syreny stopniowo wtopił się w odwieczne buczenie miasta, permanentnie przełączonego na stan czuwania.
Wrócił do środka i włączył komputer, by sprawdzić pocztę. Zazwyczaj robił to wieczorem przed snem. Reklamy kusiły propozycjami tanich podróży kolejowych po całej Europie, nadmorskimi hotelami po obniżonych cenach, willami do wynajęcia w Hiszpanii, spotkaniami dla singli… Nagle jego wzrok zatrzymał się na e-mailu zatytułowanym: „Gratulacje”.
Servaz poczuł, że w jego żyłach gęstnieje krew. Wiadomość wysłał
niejaki Theodor Adorno. Najechał myszką i kliknął:
Od: theodor.adorno@hotmailcom
Do: martin.servaz@infomail.fr
Data: 12 czerwca
Temat: Pozdrowienia
Przypomina Pan sobie IV Symfonię, pierwsze część, Komendancie?
Bedächtig… Nicht eilen… Recht gemächlich… Kawałek, który leciał, kiedy wszedł Pan do mojego „pokoju” owego pamiętnego grudniowego dnia? Już dawno myślałem, żeby do Pana napisać. Czy to Pana dziwi? Uwierzy mi Pan bez trudu, jeśli napiszę, że w ostatnim czasie byłem bardzo zajęty.
Wolność, podobnie jak zdrowie, naprawdę docenia się dopiero wtedy, gdy było ich się przez dłuższy czas pozbawionym.
Ale nie będę się już Panu naprzykrzał, Martin. (Pozwoli Pan, że będę Pana w ten sposób nazywał?) Ja sam nie cierpię natrętów. Wkrótce przekażę Panu pewne informacje. Nie sądzę, że się Panu spodobają – jestem jednak pewien, że uznaje Pan za interesujące.
Z wyrazami przyjaźni
JH
16
NOC
Księżyc ukazał się w krótkim przebłysku, wkrótce znowu zniknął, zasłonięty przez chmury. Przez otwarte okno wpadał szum deszczu bębniącego o dachówki, wilgoć oblepiała jej skórę jak mokre prześcieradło, na podłogę u jej stóp kapały krople wody, jednak Margot stała bez ruchu.
Zaciągała się papierosem. Dusiła się w ciasnym pokoiku na poddaszu.
Obowiązywał zakaz palenia, ale miała to gdzieś. Koszulka kleiła się do rozgrzanej skóry, pot spływał jej między łopatkami i pod pachami.
Spojrzała na zegarek. Dziesięć minut po północy. Jej współlokatorka spała z zaciśniętymi pięściami. I chrapała. Jak zwykle.
Margot zastanawiała się, kto robi więcej hałasu – letni deszcz czy ona. Lubiła tę trochę pulchną, nieśmiałą dziewczynę, ale to nocne chrapanie ją dobijało. Na szczęście iPod wsączał jej do uszu Welcome to the Black Parade w wykonaniu My Chemical Romance. Migrena rozsadzała jej skronie. Jeszcze piętnaście minut wcześniej obie ślęczały nad wypracowaniem z filozofii.
Wychyliła się na zewnątrz i rzuciła okiem na starą, okrągłą wieżę porośniętą bluszczem i zwieńczoną spiczastym dachem, znajdującą się na rogu dwóch budynków. Deszcz moczył jej twarz i ramiona. W oknie dyrektora na szczycie wieży paliło się światło. Jak często bywało o tej porze. Pewnie Grubas był w ferworze filmów porno, podczas gdy jego małżonka słodko spała.