– Aaaaaaaa! – zawył, po raz drugi padając na kolana w piach.
Puściła go. Chwyciła dłoń Zuzki.
– Chodź, spadamy stąd!
W następnej chwili biegły co sił w nogach w kierunku świateł, muzyki i zaparkowanego w pobliżu tawern skutera.
Będziesz miała piękną śliwę – powiedziała Zuzka, dotykając jej napuchniętego łuku brwiowego.
Irène przejrzała się w lustrze w łazience. Na jej czole pojawił się sinoczerwony guz. Okolica oka zaczęła przybierać fioletowy kolor.
– Właśnie tego mi było trzeba, żeby wrócić do pracy.
– Podnieś lewą rękę – zakomenderowała Zuzka.
Spróbowała. Skrzywiła się.
– Boli cię?
– Aj!
– Chyba masz złamane żebro – powiedziała Słowaczka.
– Ale gdzie tam.
– W każdym razie po powrocie pójdziesz do lekarza.
Ziegler skinęła głową, z trudem wkładając koszulkę. Wróciła do pokoju. Zuzka wyjęła z lodówki dwie minibuteleczki wódki Absolut i dwie butelki soku owocowego.
– Ponieważ w tej pieprzonej dziurze nie można wyjść, by nie zostać zaatakowanym przez chuliganów, wypijemy tutaj. To uśmierzy ból. Mniej pijana prowadzi do łóżka.
– Umowa stoi.
Obudził go dzwonek telefonu. Servaz leżał zwinięty na sofie przy otwartych drzwiach balkonowych. Przez chwilę sądził, że to szum deszczu go obudził.
Ale potem sygnał rozległ się znowu. Usiadł i sięgnął w kierunku stolika, na którym jego telefon brzęczał i wibrował jak złośliwy owad, obok szklanki z resztkami glenmorangie na dnie.
– Servaz.
– Martin? To ja. Obudziłam cię? – To była Marianne. Osłabiony głos osoby na skraju wyczerpania nerwowego, która piła alkohol. – Zamknęli Hugona w areszcie. Wiesz o tym?
– Tak.
– Więc, dlaczego, kurwa, do mnie nie zadzwoniłeś? – W jej głosie brzmiał nie tylko gniew: to była wściekłość.
– Miałem zadzwonić, Marianne, naprawdę, ale potem… potem…
zapomniałem.
– Zapomniałeś? Kurwa, Martin, mój syn ląduje w więzieniu, a ty zapominasz mnie o tym poinformować!
To nie całkiem była prawda. Chciał zadzwonić, ale długo się wahał.
A w końcu, wyczerpany, zasnął.
– Posłuchaj, Marianne, ja… nie sądzę, żeby to był on, ja… Musisz mi zaufać, znajdę winnego.
– Zaufać ci? Już sama nie wiem, co się dzieje. Myśli mącą mi się w głowie, jestem skołowana od wałkowania ich w kółko, wyobrażam sobie, że Hugo siedzi sam w nocy w tym więzieniu, i wariuję od tego. A ty… ty zapominasz do mnie zadzwonić, nic mi nie mówisz, zachowujesz się, jakby nic się nie stało, i pozwalasz sędziemu wsadzić mojego syna do paki, choć mówisz mi, że uważasz go za niewinnego! I ty chcesz, żebym ci ufała?
Chciał coś powiedzieć, bronić się jakoś. Ale wiedział, że to byłby błąd.
To nie był dobry moment. Jest czas dyskusji, czas usprawiedliwień i czas milczenia. Popełniał ten błąd w przeszłości: pragnienie usprawiedliwienia się za wszelką cenę, narzucenia swojego zdania bez względu na cenę, posiadania ostatniego słowa. Ale to nie działało. To nigdy nie działa.
Zdążył się już tego nauczyć. Dlatego milczał.
– Słuchasz mnie?
– Nic innego nie robię.
– Dobranoc, Martin. Odłożyła słuchawkę.
PONIEDZIAŁEK
19
LĘK WYSOKOŚCI
W poniedziałek rano Servaz był umówiony w kostnicy, by poznać wyniki sekcji zwłok. Przezroczyste szyby. Zapach detergentów. Długie, akustyczne korytarze. Chłód. Za którymiś drzwiami rozległ się wybuch śmiechu, potem znów zapadła cisza i znalazł się sam ze sobą, schodząc do podziemi.
W jego pamięci mały chłopiec tańczył i biegał dookoła matki. Tańczył
i śmiał się w promieniach słońca, jego matka także się śmiała.
Przegnał wspomnienie. Wszedł przez wahadłowe drzwi.
– Dzień dobry, komendancie – przywitał go Delmas. Servaz spojrzał w kierunku dużego podnoszonego stołu, na którym spoczywało ciało Claire Diemar. Z miejsca, w którym stał, mógł podziwiać jej piękny profil – z tym, że góra czaszki została precyzyjnie odcięta i widział także lśniącą w blasku świetlówek szarą substancję jej mózgu. Również tułów rozcięty był
w kształcie litery igrek, a wewnątrz można było zobaczyć różowe wnętrzności. Na jednym z blatów w hermetycznie zamkniętych pojemnikach leżały pobrane próbki. Reszta wylądowała w pojemniku na odpady anatomiczne.
Servaz pomyślał o swojej matce.
Spotkał ją taki sam los. Odwrócił wzrok.
– Cóż – odezwał się człowieczek o różowej cerze i blado-niebieskich oczach – chciałby się pan dowiedzieć, czy umarła w wannie. Lepiej będzie, jeśli powiem to panu wprost: z topielcami naprawdę jest problem. A kiedy mamy do czynienia z utonięciem w wannie, problem jest jeszcze większy.
Servaz rzucił mu pytające spojrzenie.
– Okrzemki – wyjaśnił Delmas. – Jest ich pełno w rzekach, morzach, oceanach… Kiedy człowiek wciąga wodę w płuca, rozpraszają się po całym organizmie. Po dziś dzień to najlepszy znak rozpoznawczy utonięcia żywcem. Z tym że woda z miejskich wodociągów jest bardzo uboga w okrzemki. Rozumie pan problem?
Lekarz zdjął rękawiczki, wrzucił je do kosza otwieranego pedałem i podszedł do sterylizatora.
– Poza tym ślady obrażeń na ciele są trudne do zinterpretowania z powodu zalania wodą. Na szczęście ona nie przebywała w wodzie długo.
– Są ślady obrażeń? – podchwycił Servaz.
Delmas gestem wskazał własny kark. Jego pulchne, różowe dłonie całe były w mydle antybakteryjnym.
– Siniak na wysokości kości ciemieniowej i obrzęk mózgu. Bardzo silne uderzenie ciężkim przedmiotem. Powiedziałbym, że zagrożenie życia wchodziło w grę już w tym momencie, sądzę jednak, że zmarła wskutek utopienia.
– Sądzi pan?
Lekarz wzruszył ramionami.
– Mówiłem panu, w przypadku utonięcia rozpoznanie nigdy nie jest łatwe. Być może analizy powiedzą nam więcej. Na przykład zawartość strontu, jeśli jego stężenie we krwi mocno się różni od przyjętej normy, natomiast jest zbliżone do zawartości tego pierwiastka w wodzie, w której ją znaleziono, będziemy mieć prawie pewność, że zmarła wskutek zatonięcia w tej cholernej wannie.
– Mhm.
– Podobnie z plamami opadowymi: zanurzenie opóźniło ich powstawanie. Poza tym badanie histopatologiczne niczego szczególnego nie wykazało.
– A latarka? – zapytał Servaz.
– Co latarka?
– Co pan o tym sądzi?
– Nic. Interpretacja to pana działka. Ja ograniczam się do faktów.
W każdym razie kobieta była w panice i wyrywała się tak mocno, że więzy zostawiły głębokie rany w jej powłokach. Pozostaje pytanie, w którym momencie to robiła. Prawdopodobnie wyklucza to hipotezę o śmiertelnym uderzeniu w czaszkę.
Servaz zaczynał mieć dosyć tych zastrzeżeń w wypowiedzi lekarza.
Wiedział, że Delmas to kompetentny gość. I właśnie dlatego, że był
kompetentny, był także niesłychanie ostrożny.
– Chciałbym, żeby te wnioski były trochę…
– Dokładniejsze? Będą dokładniejsze, kiedy będziemy mieć wyniki badań. Tymczasem mogę powiedzieć, że istnieje dziewięćdziesięciu-pięcioprocentowe prawdopodobieństwo, że została wrzucona do tej wanny żywa i że umarła wskutek utonięcia. To nie tak źle, zważywszy na okoliczności, prawda?