Выбрать главу

– Chcę, żebyś mi pomógł wyciągnąć z więzienia niewinnego człowieka – odparował. – Chłopak od wczoraj siedzi w areszcie tymczasowym.

Chłopak, którego lubisz. Wystarczy?

Aodhágán znowu spiorunował go wzrokiem. Servaz zauważył, że mężczyzna się zastanawia.

– Oto deal – odezwał się w końcu. – Przekażę ci wszystkie informacje przemawiające za jego niewinnością, jakie zdołam zebrać, a te, które mogą obciążyć chłopaka albo kogokolwiek innego, zostawię dla siebie.

– Do cholery! – zaprotestował Servaz podniesionym głosem. – Ktoś zabił kobietę, torturował ją i utopił w jej własnej wannie! Być może wariat jest na wolności, gotów to powtórzyć!

– To ty jesteś gliną – powiedział Irlandczyk, wstając z krzesła. – Kupujesz albo nie.

O 17.31 ponownie znalazł się na małym placu. Spojrzał na niebo. Było zaciągnięte chmurami czarnymi jak atrament. Znowu zanosiło się na deszcz. Wciąż czuł niepokój. Rozpoznawał to po ściśniętym żołądku.

Jest piątek wieczór, pomyślał. Coś się dzieje na tym placyku. Hugo mówi, że nie czuje się dobrze. Jest przed 20.30, mecz reprezentacji Francji jeszcze się nie zaczął. Idzie do swojego samochodu. Ktoś wychodzi zaraz za nim. Ktoś, kto siedział w tłumie ludzi w pubie i czekał na ten moment.

Półtorej godziny później Hugo zostaje znaleziony przez żandarmerię u Claire Diemar. Co się dzieje w ciągu tych sekund po wyjściu z pubu?

Chłopak jest sam czy może jest z nim ktoś jeszcze? W którym momencie urywa mu się film?

Omiótł spojrzeniem parking i rzędy samochodów. Z oddali dobiegł

huk grzmotu, przerywając wieczorną ciszę. Nagły powiew ciepłego wiatru rozczochrał mu włosy i spadło kilka kropel deszczu. Po przeciwnej stronie placu wznosił się najwyższy budynek Marsac – dziesięć betonowych pięter – jak brzydki pryszcz wśród niskich mieszczańskich kamienic i wolno stojących domów. Na parterze mieścił się psi salon piękności, biuro agencji pracy Pôle Emploi i bank. Servaz od razu je zauważył. Kamery.

Dwie. Jedna skierowana na wejście, druga na pozostałą część placu.

A więc także na parking… Przełknął ślinę. To by było cholerne szczęście.

Zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Mimo wszystko musiał jednak sprawdzić.

Zamknął z powrotem jeepa i ruszył wzdłuż rzędu samochodów w kierunku kamery.

Zauważył, że jest skierowana we właściwą stronę. Spojrzał za siebie na wejście do pubu. Co najmniej dwadzieścia pięć metrów… Teraz wszystko zależało od jakości obrazu. Kamera na pewno znajdowała się zbyt daleko, by zidentyfikować osobę wychodzącą z pubu – chyba żeby już było wiadomo, kogo się szuka. Ale być może nie była zbyt daleko, by zobaczyć, czy ktoś wyszedł za chłopakiem.

Nacisnął na domofon banku. Mechanizm otwierający drzwi zabrzęczał. Gdy znalazł się w środku, przeszedł przez główny hol, minął

klientów czekających w kolejce do okienek, przeszedł przez białą linię i pokazał odznakę jednej z pięciu pracownic.

Na ladzie stała figurka Superbohatera z wymalowanym logo banku.

Servaz pomyślał, że specom od reklamy nie brakuje poczucia humoru.

Gdzie był ich superbankier między końcem 2007 a październikiem 2008

roku, kiedy udziałowcy na całym świecie stracili dwadzieścia bilionów dolarów, czyli równowartość dóbr produkowanych na świecie w ciągu roku, a wszystko za sprawą zaślepienia – i niekompetencji – banków, inwestorów i traderów? Gdzie byli, kiedy bank musiał umorzyć długi Grecji, Portugalii i Hiszpanii?

Servaz poprosił o natychmiastowe spotkanie z dyrektorem placówki i pracownica podniosła słuchawkę. Dwie minuty później szedł w jego kierunku mężczyzna około pięćdziesiątki. Wyciągał ku niemu rękę, ale jego twarz była nieprzenikniona.

– Proszę za mną – powiedział.

Przeszklony gabinet na końcu korytarza. Dyrektor poprosił Servaza, by usiadł. Servaz odpowiedział, że nie trzeba. W dwóch słowach wyjaśnił, o co chodzi. Dyrektor położył palec na dolnej wardze.

– Nie wydaje mi się, żeby to był problem – oznajmił wreszcie z wyraźną ulgą. – Niech pan idzie za mną.

Opuścili przeszklony gabinet i przeszli przez korytarz. Mężczyzna pchnął jakieś drzwi. Pomieszczenie wielkości komórki z jednym małym oknem o matowej szybie. Na stole leżało urządzenie przypominające bardzo płaski odtwarzacz-nagrywarkę DVD na pilota. Obok znajdował się dziewiętnastocalowy monitor. Dyrektor go włączył.

– Mamy w sumie cztery kamery – powiedział – dwie w środku i dwie na zewnątrz. Towarzystwo ubezpieczeniowe nie wymagało aż tylu.

Wymagało tylko nadzoru wideo przy bankomacie. Proszę.

Dyrektor nacisnął na przycisk pilota. Na ekranie pojawiła się mozaika złożona z czterech obrazów.

– Interesuje mnie ta kamera – powiedział Servaz, dotykając palcem prostokąta, na którym widać było parking, w lewym górnym rogu.

Dyrektor nacisnął na guzik z numerem cztery i obraz zajął cały ekran. Servaz zauważył, że jest on lekko rozmyty w głębi, na wysokości wejścia do pubu.

– Nagrywa się jak leci czy jest czujnik ruchu?

– W środku jak leci, oprócz kamery przy bankomacie, która włącza się na czujnik ruchu. Nagrania są nadpisywane.

Servaz był zawiedziony.

– A zatem nagranie z ostatniego piątku na pewno zostało wymazane przez nagrania z następnych dni, tak? – zapytał.

– Nie, nie sądzę. – Dyrektor się uśmiechnął. – Kamera, o której pan mówi, również działa na czujnik ruchu, tak jak ta przy bankomacie.

Włącza się tylko wtedy, kiedy coś się dzieje na parkingu, co dość regularnie zdarza się w ciągu dnia, ale nocą bardzo rzadko. Poza tym aby zaoszczędzić pamięć, kamera zapisuje ograniczoną liczbę obrazów na sekundę. A jeśli moja pamięć nie zawodzi, dysk tego urządzenia ma pojemność jednego terabajta. To powinno spokojnie wystarczyć.

Przechowujemy nagrania tak długo, jak każe prawo.

Servaz poczuł, że jego puls lekko przyspiesza.

– Niech mnie pan nie pyta, jak to działa – powiedział dyrektor, podając mu pilota. – Chce pan, żebym wezwał człowieka, który to zakładał? Może tu być za pół godziny.

Servaz spojrzał na zegar w rogu ekranu, a następnie na zafoliowaną kartkę papieru przymocowaną do blatu za pomocą taśmy klejącej. Na górze kartki było napisane: „Instrukcja obsługi systemu monitoringu”.

– Nie trzeba, powinienem sam dać radę.

Dyrektor spojrzał na zegarek.

– Zamykamy za niecałe dziesięć minut. Może mógłby pan przyjść jutro…

Servaz się zastanowił. Ponaglała go pilność sprawy i własna ciekawość. Nie chciał stracić ani minuty.

– Nie, zostanę tutaj. Proszę mi powiedzieć, jak mam za sobą zamknąć.

Dyrektor trochę się usztywnił.

– Nie mogę zostawić banku otwartego ot tak po godzinie zamknięcia – zaprotestował. – Ale jeśli pan będzie w środku… – Zawahał się przez chwilę. – Zamknę pana od zewnątrz. Tak czy siak, wyłączę alarm. Nie chcę, żeby pan go niechcący uruchomił i żeby zwaliła się tu żandarmeria.

– Pokazał Servazowi wyświetlacz swojego BlackBerry. – Jak pan skończy, proszę do mnie zadzwonić na ten numer, przyjdę, by zamknąć za panem i włączyć alarm. Mieszkam obok.