– Co robisz w babskiej części? Nie mogłeś zadzwonić albo wysłać esemesa?
– Chodź za mną.
– Co?!
– Ruchy.
Była o krok od wyzwania go od idiotów i zatrzaśnięcia mu drzwi przed nosem, ale powstrzymał ją ton jego głosu. Wróciła po szorty i koszulkę i ubrała się. Była prawie północ. Margot otworzyła drzwi w samych majtkach i staniku, a Elias nawet nie spojrzał na jej ciało, choć wiedziała, że generalnie podoba się chłopakom. A zatem w grę wchodziło jedno z dwojga: albo rzeczywiście był prawiczkiem, jak twierdziły niektóre dziewczyny, albo – jak czasem utrzymywali faceci – gejem.
Nacisnęła włącznik i na korytarzu zapaliło się światło.
– Kurwa, Margot! – zganił ją ochrypłym szeptem.
Spojrzała na niego pytająco. Wzruszyła ramionami i skierowali się ku schodom. Przemknęli pod spojrzeniami dwóch marmurowych popiersi stojących w holu na dole i wyszli drzwiami do parku. Na zewnątrz panowała cisza między kolejnymi atakami burzy. W szczelinie pośród chmur połyskiwał księżyc, jak drapnięcie bladego pazura. Roślinność była nasiąknięta wodą i Margot poczuła wilgoć w trampkach już po pierwszych kilku krokach w trawie.
– Dokąd idziemy?
– Wyszli.
– Kto?
Podniósł oczy do nieba.
– Sarah, David i Virginie. Widziałem ich, jak jedno po drugim wchodzili do labiryntu. Na pewno się tam umówili. Musimy się spieszyć.
– Poczekaj. A jak na nich wpadniemy? Co im powiemy?
– Zapytamy ich, co tam robią.
– Super.
Zanurzyli się w mrok. Minęli posąg pod wielką czereśnią, prześlizgnęli się pod zardzewiałym łańcuchem i weszli do labiryntu. Elias stanął i nadstawił uszu. Margot poszła w jego ślady. Wiatr poruszał
roślinnością dookoła w oczekiwaniu na następną ulewę i trudno było zidentyfikować inne dźwięki, ale z drugiej strony zagłuszał także ewentualne odgłosy ich kroków.
Widziała, jak Elias się zawahał, zanim skręcił w lewo. Na każdym zakręcie obawiała się, że wpadną na tamtą trójkę. Żywopłot od dawna nie był przycinany i Margot od czasu do czasu czuła na twarzy drapanie gałęzi. Niebo znowu było zasnute chmurami. Nie słyszała nic poza szumem wiatru i wody skapującej z liści i zaczynała się zastanawiać, czy aby Elias się nie pomylił.
Aż do chwili, gdy w ciemności rozległy się głosy. Bardzo blisko.
Elias zatrzymał się przed nią i dał jej znak, podnosząc rękę, jak w filmach wojennych, gdzie komandosi przenikają na terytorium wroga.
O mało nie zachichotała. Ale w głębi duszy wcale nie było jej do śmiechu.
Zaczynała czuć się nieswojo. Wstrzymała oddech. Byli tuż obok… Za najbliższym zakrętem. Zrobili jeszcze dwa kroki i usłyszeli słowa Davida: – To jest rozwalające, wkurwiające.
– Co innego możemy zrobić? – Margot od razu rozpoznała łagodny, przyciszony głos Sarah. – Pozostaje tylko czekać…
– Nie możemy go tak zostawić – zaprotestował David.
Włoski na przedramionach Margot stanęły dęba, jakby poraził ją prąd. Marzyła tylko o jednym: wrócić do siebie i znowu zobaczyć Lucie.
Głos Davida był słaby i płaczliwy. Wymowa niedokładna, zacinał się na niektórych sylabach. Jakby był pijany – albo naćpany.
– Kiepsko to widzę. Jest… Na pewno jest coś, co możemy zrobić…
Cholera, nie możemy… Nie możemy go opuścić…
– Zamknij się. – Głos Virginie. Strzelił jak trzaśniecie z bicza. – Nie wolno ci teraz pęknąć, słyszysz mnie?
Ale David jakby nie słyszał. Przez ścianę żywopłotu do uszu Margot dotarł jego szloch. Jak długie, zduszone skomlenie. I zgrzytanie zębów.
– O kurwa… kurwa… kurwa… – jęczał. – O kurwa, o ja pierdolę…
– David, jesteś silny. Jesteśmy z tobą. Jesteśmy twoją jedyną rodziną, pamiętaj o tym. Sarah, Hugo, ja i reszta. Nie zostawimy Hugona, nie ma takiej opcji.
Cisza. Margot się zastanawiała, co Virginie ma na myśli. David pochodził ze znanej rodziny: jego ojciec był przemysłowcem i dyrektorem generalnym grupy Jimbot. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat dzięki wręczaniu łapówek na wszystkich szczeblach, schlebianiu politykom, finansowaniu ich kampanii wyborczych, udało mu się podbić dużą część lokalnych
rynków
autostrad,
zagospodarowania
przestrzennego
i infrastruktury. Jego starszy brat skończył studia w Paryżu i na Harvardzie, razem z ojcem zarządzał rodzinną firmą. David ich nienawidził
– Hugo powiedział jej o tym któregoś dnia.
– Musimy szybko zwołać Krąg – powiedział nagle David. Znowu cisza.
– Niemożliwe. Zebranie będzie siedemnastego, tak jak było zaplanowane. Nie wcześniej – znowu władczy głos Virginie.
– Ale Hugo jest w pace! – chlipnął David.
– Nie opuścimy go. Nigdy. W każdym razie ten glina w końcu zrozumie, a jeśli będzie trzeba, my mu w tym pomożemy.
Margot poczuła, że z jej twarzy odpływa krew. Sposób, w jaki Virginie mówiła o jej ojcu, sprawił, że po plecach przebiegł jej zimny dreszcz.
W głosie dziewczyny dało się wyczuć lodowatą brutalność.
– Ten glina, jak go nazwałaś, to ojciec Margot.
– No właśnie.
– No właśnie co?
Cisza. Virginie nie odpowiedziała.
– Nic się nie bój, mamy go na oku – powiedziała wreszcie. – Jego córcię również…
– Co ty gadasz?
– Powiedziałam po prostu, że trzeba doprowadzić do tego, żeby ten glina zrozumiał, że Hugo jest niewinny. W ten czy inny sposób. A poza wszystkim musimy być ostrożni…
– Nie zauważyłeś, że ostatnio, gdzie się nie obejrzymy, ona tam jest?
– wtrąciła się Sarah. – Zawsze w pobliżu. Zawsze chodzi tam, gdzie my.
– Kto?
– Margot.
– Sugerujesz, że Margot nas szpieguje? To absurd!
To był głos Davida. Elias odwrócił głowę i w półmroku rzucił jej pytające spojrzenie. Margot zamrugała nerwowo.
– Chcę powiedzieć, że powinniśmy być ostrożni. To wszystko. Jakoś nie czuję tej dziewczyny. – Głos Sarah płynął jak lodowaty strumyk.
Margot miała ochotę uciekać. Po niebie nad ciemnym labiryntem przesuwały się blade chmury.
Nagle w jej kieszeni rozległ się słaby, ale słyszalny dźwięk harfy.
Smartfon. Elias spojrzał na nią wściekle. Jego oczy były wielkie jak spodki. Margot poczuła, że jej serce wykonało salto.
– Porozmawiam z nią, jeśli chcecie… – zaczął David.
– Ciii! Co to był za dźwięk? Nie słyszeliście?
– Jaki dźwięk?
– Coś jakby… harfa, coś w tym stylu. O tam, niedaleko.
– Nic nie słyszałem – powiedział David.
– Ja też to słyszałam – odezwała się Sarah. – Ktoś tu jest!
– Biegiem! – szepnął jej do ucha Elias. Co powiedziawszy, chwycił ją za rękę i sprintem pobiegli do wyjścia z labiryntu, nie próbując już ukryć swojej obecności.
– Kurwa! – zawołał David. – Ktoś tu był!
Usłyszeli, że rzucił się w pościg. Dziewczyny ruszyły za nim. Elias i Margot pędzili co tchu, wchodząc w zakręty na maksymalnej prędkości, ocierając się o żywopłot. Trójka za nimi również biegła, Margot słyszała z tyłu tętent stóp. Czuła się tak, jakby krew miała jej wytrysnąć ze skroni.
Myślała, że zakręty i alejki nigdy się nie skończą. Kiedy na pełnym gazie przebiegali pod łańcuchem, zardzewiała tabliczka głęboko zadrapała jej plecy i Margot skrzywiła się z bólu. Chciała wracać tą samą drogą, którą przyszli, ale ręka Eliasa brutalnie szarpnęła ją w tył.