Servaz skłonił głowę.
Polityk spojrzał na niego, po czym z westchnieniem odchylił się na oparcie fotela.
– O której godzinie?
– W piątek między dziewiętnastą trzydzieści a dwudziestą pierwszą trzydzieści.
– Tutaj.
– Sam?
– Z Suzanne. Oglądaliśmy film. Niech pan sobie wyobrazi, że ona uwielbia amerykańskie komedie z lat pięćdziesiątych. Ostatnimi czasy robię wszystko, żeby… umilić jej życie. W piątek oglądaliśmy, chwileczkę, Rzymskie wakacje. Tak mi się zdaje, trzeba by jeszcze ją zapytać. Nie jestem pewien, mogłaby to potwierdzić, gdyby doszło do… Ale nie doszło, prawda?
– Na razie tej rozmowy nie ma – potwierdził Servaz.
– Tak właśnie myślałem.
Dwaj bokserzy podczas ważenia. Lacaze oceniał Servaza. Lubił
przeciwników na poziomie.
– Niech mi pan o niej opowie.
Servaz rozmyślnie użył tego zaimka. Wiedział, jak zadziwiającą chemię mogło wyzwolić to słowo w mózgu zakochanego mężczyzny.
Wiedział z doświadczenia.
I rzeczywiście, spojrzenie Lacaze’a stało się mniej zdecydowane.
Trafiony. Bokser przyjął cios.
– Ach… Boże, ona… ona… Czy to prawda, co mówią? – Poseł szukał
właściwych słów. – Że zmarła… związana… utopiona… Cholera, zaraz zwymiotuję!
Servaz zobaczył, że mężczyzna jednym susem zrywa się i podbiega do drzwi. Ale gdy tylko się przy nich znalazł, zawrócił. Przez kilka sekund miotał się na środku pokoju, jakby chwiał się ogłuszony między linami ringu, po czym wrócił na swoje miejsce i opadł na fotel. Policjant w głowie ciągnął analogię jeszcze dalej: brakowało tylko wiadra i masażysty w rogu ringu.
– Przykro mi.
Na czole posła lśniły mikroskopijne kropelki potu. Mężczyzna był
blady jak ściana.
– Tak – odpowiedział łagodnie Servaz. – To prawda.
Polityk spuścił głowę, tak że niemal dotknął czołem podkładki na blacie biurka. Oparłszy łokcie o blat, splótł dłonie na karku.
– Claire, o kurwa, Claire, Claire, Claire.
Z gardła Lacaze’a wznosił się już tylko przeciągły lament. Servaz był
zdezorientowany. Albo facet rzeczywiście szalał na punkcie tej kobiety, albo był najlepszym aktorem świata. Wyglądało na to, że ma głęboko gdzieś fakt, że ktoś jest świadkiem tej sceny.
Następnie wstał. Servaz zobaczył piorunujące spojrzenie zaczerwienionych oczu. Rzadko zdarzało mu się widzieć kogoś tak wstrząśniętego.
– Ten chłopak to zrobił?
– Przykro mi. Nie mogę odpowiedzieć na to pytanie.
– Ale macie przynajmniej jakiś trop? – Jego ton był niemal błagalny.
Servaz skinął głową, że tak. Ale czy rzeczywiście miał? Zaczynał w to wątpić.
– Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby panu pomóc – powiedział
poseł, dochodząc do siebie. – Chcę, żeby ten śmieć, który to zrobił, został
złapany.
– W takim razie proszę odpowiadać na moje pytania.
– Słucham.
– Niech mi pan o niej opowie.
Lacaze wziął głęboki oddech, jak bliski wyczerpania bokser, który wraca do walki. Zaczął mówić.
– To była bardzo inteligentna dziewczyna. Cudowna. Utalentowana.
Claire była doskonała pod każdym względem, była młodą kobietą, bogowie jej sprzyjali, miała wszystkie możliwe talenty.
Sprzyjali aż do piątkowego wieczoru, pomyślał Servaz.
– Jak się poznaliście?
Lacaze opowiedział. Szczegółowo. Servaz zauważył, że mężczyzna mówi z nieudawaną przyjemnością. Został zaproszony na wizytę do liceum, jak bywało co roku, odkąd został merem Marsac. Znał każdego wykładowcę, wszystkich członków personelu: kursy przygotowawcze w Marsac były jedną z wizytówek miasta, przyciągającą najwybitniejszych uczniów z regionu. Przedstawiono mu nową wykładowczynię języków i kultury antycznej. Coś się zaczęło dziać już od pierwszego kontaktu – wyjaśnił. Rozmawiali przy lampce wina. Opowiadała mu, że wcześniej uczyła francuskiego i łaciny w jakimś college’u, później na podstawie konkursu została przyjęta na nauczyciela jednego z liceów, aż wreszcie zaproponowano jej to prestiżowe stanowisko. Lacaze od razu wyczuł, że jest singielką i potrzebuje kogoś u swego boku, by móc zacząć nowe życie w nowym środowisku zawodowym. Instynktownie, za sprawą wrodzonej zdolności do czytania w ludzkich myślach, to dar odziedziczony po ojcu – wyjaśnił. Już podczas pierwszego spotkania było dla niego jasne, że na tym nie poprzestaną. I tak się stało – zaledwie dwa dni później, kiedy spotkali się przypadkiem w myjni. Prosto z myjni pojechali do hotelu. Tak się to zaczęło.
– Czy pańska żona była już wtedy chora?
Lacaze podskoczył, jakby go spoliczkowano.
– Nie!
– I co było dalej?
– Normalnie, zakochaliśmy się w sobie. Jestem osobą publiczną.
Trzeba było zachować dyskrecję. Ta sytuacja nam ciążyła. Chcieliśmy wykrzyczeć naszą miłość całemu światu.
– Prosiła, żeby pan odszedł od żony, a pan nie chciał? O to chodzi?
– Nie. Jest pan w całkowitym błędzie, komendancie. To ja chciałem odejść od Suzanne. A Claire była przeciwna. Mówiła, że nie jest gotowa, że to by zrujnowało moją karierę, nie chciała brać na siebie takiej odpowiedzialności, kiedy jeszcze nie wiedziała, czy chce dzielić ze mną życie. – W jego głosie dało się wyczuć nutkę żalu. – A potem Suzanne zachorowała i wszystko się zmieniło. – Zatopił zbolałe, nieskończenie smutne spojrzenie w oczach Servaza. – Moja żona uświadomiła mi, że mam jakieś przeznaczenie, że Claire jest dla mnie zbyt ekscentryczna, zbyt skoncentrowana na sobie, by pomóc mi w jego realizacji. Że jest jedną z tych kobiet, które niczego nie dają innym, ale wysysają z nich wszystko, by nakarmić siebie. Wymogła na mnie obietnicę, że kiedy jej już nie będzie, nie zrezygnuję z mojej przyszłości dla… Claire.
– Jak się dowiedziała o waszym związku?
Oczy mężczyzny spochmurniały.
– Znalazła pewne ślady, przeprowadziła małe śledztwo. Moja żona była dziennikarką. Ma nosa i zna środowisko. Powiedzmy, że chciała wiedzieć, ale nie więcej, niż to konieczne.
– Czy pan pali?
Lacaze uniósł brew.
– Tak.
– Jaką markę?
Poseł spojrzał na niego zaintrygowany, ale odpowiedział.
– Bywał pan u Claire?
– Tak. Oczywiście.
– Nie bał się pan, że ktoś pana zobaczy?
Zauważył, że polityk się waha.
– Jest ścieżka przez las, która wychodzi na jej ogród – wyjaśnił.
Servaz powstrzymał się od reakcji. – Z drugiej strony prowadzi do miejsca piknikowego w lesie, przy drodze. Przejście jest, że tak powiem, niezauważalne, jeśli się nie wie o jego istnieniu. Parkowałem tam i dalej szedłem pieszo. Około dwustu metrów. Jedynymi osobami, które mogły mnie zauważyć, byli sąsiedzi z naprzeciwka: ich okna wychodzą na ogród Claire. Ale podejmowałem to ryzyko. I zawsze wkładałem coś z kapturem.
– Uśmiechnął się. – Ciążyło nam to, ale też było ekscytujące, naprawdę.
Czuliśmy się jak dwójka konspiratorów. Jak nastolatkowie, którzy uciekli z domu. Rozumie pan, syndrom „my-kontra-reszta-świata”.
Pod koniec jego głos zadrżał. W pewnych okolicznościach najpiękniejsze wspomnienia stają się krzyżami, które trzeba dźwigać, pomyślał Servaz. Przypomniał sobie ścieżkę przez las. Czy Lacaze powiedziałby mu o niej, gdyby to on śledził Claire z krzaków? A może ją szpiegował i odkrył, że spotyka się z innym mężczyzną? Z Hugonem? A ta bluza z kapturem? Czy to jego widział na nagraniu z monitoringu? Tamten człowiek wydał mu się wyższy i szczuplejszy, ale mógł się mylić. Dlaczego Lacaze czuł potrzebę, by o tym wspomnieć? Czyżby polityk nieświadomie rzucał Servazowi wyzwanie, by ten udowodnił mu winę?