Выбрать главу

Bądź bardzo ostrożna. Mówię poważnie. Jeśli sprawca jest wśród nich, jest się czego bać. Dobranoc.

Margot przez dłuższą chwilę wpatrywała się w słowa zapisane na podświetlonym ekranie. W końcu wyłączyła smartfona i odłożyła go na nocną szafkę. A potem zrobiła coś, czego nie robiła nigdy wcześniej: wstała i zamknęła drzwi pokoju na klucz.

24

ŹRÓDŁO

Była 7.30 rano i Zlatan Jovanovic obserwował klientów kawiarni Richelieu, kończąc swoją kawę ze śmietanką i croissanta. W tle Bruce Springsteen w starej szafie grającej śpiewał Hungry Heart. Jovanovic każdemu, kto tylko zechciał go słuchać, chwalił się, że w mgnieniu oka potrafi rozpoznać cudzołożnego małżonka, komornika, niewierną żonę, gliniarza, drobnego złodziejaszka lub dealera narkotyków. Na przykład ten gość około pięćdziesiątki, stojący przy barze w towarzystwie dwóch młodszych kolegów pod krawatem. Właśnie dostał esemesa i uśmiechał

się rozanielony. Żadna wiadomość służbowa ani wysłana przez żonę nie jest w stanie wywołać na twarzy mężczyzny takiego uśmiechu. A obrączka na palcu tego faceta była stara. Zlatan mógłby się założyć – widząc sposób, w jaki po otrzymaniu wiadomości mężczyzna się wyprostował

i spojrzał z góry na swoich sąsiadów, robiąc przy tym minę zdobywcy – że jego kochanka jest od niego o wiele młodsza i bardzo atrakcyjna.

Jovanovic upił jeszcze jeden łyk kawy, wytarł górną wargę i znowu spojrzał na pięćdziesięciolatka, który szybko wystukiwał odpowiedź.

Profesjonalista, pomyślał. W niespełna minutę później w sali rozległ się sygnał przychodzącej wiadomości. Hm, wygląda na to, że sprawa się kręci… Potem dostrzegł w oczach mężczyzny krótki błysk niezadowolenia.

Zauważył, że facet nerwowo obgryza paznokcie. Ach! Ach! Czyżby pani postanowiła przejść do kolejnego etapu? Może naciska na niego, by odszedł od żony. A jegomość z pewnością nie ma na to ochoty… Ciągle ta sama historia wbrew powszechnie panującym przekonaniom, do siedemdziesięciu procent rozwodów dochodzi w wyniku decyzji żony, nie męża. Mężczyźni są większymi tchórzami. Jovanovic wzruszył ramionami, położył na stole pięć euro i wstał. Nie jego sprawa – ale być może wkrótce żona tego osobnika stawi się w jego biurze. Marsac to małe miasto.

Pożegnał się z barmanem, przeszedł na drugą stronę ulicy i zniknął

w niedużym, pomalowanym na żółto budynku. Przy drzwiach jedyny złoty szyld – jego: Z. JOVANOVIC, PRYWATNA AGENCJA DETEKTYWÓW.

INFILTRACJE/INWIGILACJE/ŚLEDZTWA. DO PAŃSTWA DYSPOZYCJI 24/24, 7/7. REJESTRACJA W PREFEKTURZE. Liczba mnoga słowa „detektyw” była nadętą parabolą. Jovanovic był jedynym pracownikiem biura, miał tylko sekretarkę, która przychodziła dwa razy w tygodniu, by zaprowadzić nieco porządku w jego rozgardiaszu. Wielka tablica przymocowana do drzwi na trzecim piętrze była bardziej wymowna: ŚLEDZTWA W SPRAWIE NIEUCZCIWEJ KONKURENCJI, DOSTARCZANIE

DOWODÓW,

PRZEJĘCIA

KLIENTÓW,

KONTROLA

ZWOLNIEŃ

LEKARSKICH,

WERYFIKACJA

CV,

ŚLEDZTWA

W

SPRAWIE

WYPŁACALNOŚCI, WERYFIKACJA AUTENTYCZNOŚCI DOKUMENTÓW, POSZUKIWANIE OSÓB ZAGINIONYCH, KRADZIEŻE W FIRMACH, WYKRYWANIE

PODSŁUCHÓW,

AUDYTY

BEZPIECZEŃSTWA,

SPRAWDZANIE ROZKŁADU DNIA WSPÓŁMAŁŻONKA, POSZUKIWANIE

DOWODÓW NIEWIERNOŚCI, SPRAWDZANIE ZNAJOMYCH WASZYCH

DZIECI, CENY OBLICZONE NA PODSTAWIE STOPNIA ZŁOŻONOŚCI ZADANIA I ZAANGAŻOWANEGO PERSONELU, TECHNIKI I BAZY

LOGISTYCZNEJ.

PODLEGAMY

OBOWIĄZKOWI

TAJEMNICY

ZAWODOWEJ (ARTYKUŁ 226-13 NOWEGO KODEKSU KARNEGO).

DZIAŁAMY WE FRANCJI I ZA GRANICĄ ZA POMOCĄ SIECI AGENCJI PARTNERSKICH; NASZE KONTAKTY SĄ PRZYDATNE W SĄDACH, NASI DETEKTYWI DZIAŁAJĄ ZA ZGODĄ PREFEKTURY. Połowa spośród tych informacji była fałszywa, ale Zlatan Jovanovic nie był pewien, czy choćby jeden spośród odwiedzających go klientów kiedykolwiek zadał sobie trud przeczytania całej tablicy od początku do końca. Skądinąd na znaczną część swojej działalności z pewnością nie uzyskałby zgody policji.

Osoba, z którą się umówił, była już na szczycie schodów i Zlatan, łapiąc oddech, uścisnął jej dłoń. Włożył klucz do zamka i lekko pchnął

drzwi. W miniaturowym mieszkaniu, które służyło mu za gabinet, panował

zaduch, czuć było dymem papierosowym i kurzem. Zlatan ruszył prosto do pokoju w głębi, równie szarego i matowego jak on sam.

– A gdzie twoje brygady, Zlatan? – zapytał wesoło głos za jego plecami. – Czają się w schowku na miotły?

Jovanovic nie odpowiedział. Czy działał z brygadą czy bez, jak do tej pory wszyscy byli zawsze z niego zadowoleni. Wiedział, że tylko to się liczy.

Poza tym, owszem, miał wspólnika – mimo że jego noga nigdy nie postała w tym gabinecie.

Zapalił papierosa bez filtra, nie przejmując się osobą, która siedziała naprzeciw niego, przerzucił stos papierów leżących obok komputera i w końcu znalazł to, czego szukał: mały notes na spirali.

Jego jedyny wspólnik – inżynier informatyk, którego Zlatan zwerbował rok wcześniej – uśmiałby się na widok tego narzędzia. Od tamtego czasu działania agencji balansującej na pograniczu legalności, ale zarazem najbardziej dochodowe, należały właśnie do tego obszaru – kradzież na masową skalę danych informatycznych, włamania do prywatnej poczty elektronicznej, do komputerów, podsłuch telefonów komórkowych, szpiegowanie wejść na strony internetowe. Właśnie w tej dziedzinie biuro działało najwięcej. Zlatan szybko zrozumiał, że firmy dysponują znacznie większymi środkami niż większość prywatnych osób i że należy zlecać te prace podwykonawcy dysponującemu kompetencjami, których on sam nie posiada. Zaciągał się dymem, słuchając jednocześnie zleceniodawcy tłumaczącego, o co mu chodzi. Tym razem było to coś więcej niż nielegalna działalność. Zlatan gwizdnął przeciągle.

– Być może mam odpowiedniego człowieka – powiedział wreszcie – ale nie wiem, czy się zgodzi. Trzeba będzie… odpowiednio go przekonać.

– Pieniądze nie stanowią problemu. W zamian żądam, żeby nie zostały żadne ślady na piśmie.

– To się rozumie samo przez się. Wszystkie potrzebne informacje zostaną zapisane na nośniku USB. Nie będzie żadnej kopii. Żadnych nazwisk, notatek, żadnych faktur, żadnych śladów.

– Zawsze są ślady. Komputery mają tę cholerną właściwość, że je zostawiają.

Jovanovic wyjął z kieszeni chusteczkę i starł pot, który spływał mu po karku. W pomieszczeniu nie było żadnej klimatyzacji, która walczyłaby z panującą już o tej porze duchotą.

– Komputer w tym gabinecie służy wyłącznie do zwykłej papierologii, do niczego innego – wyjaśnił. – Jest dziewiczy jak mały ewangelik.

Wszystkie poufne prace są prowadzone gdzie indziej i nikt oprócz mnie nie wie gdzie. A osoba, która ze mną współpracuje, jest gotowa zniszczyć wszystko na mój znak.

Wyglądało na to, że odpowiedź została przyjęta z aprobatą.