– O czym?
– Jajogłowi, którzy nami rządzą, postanowili w trybie pilnym wyposażyć nasze biura w nowe fotele. Ale jest pewien problem: dla funkcjonariusza z bronią na biodrze podłokietniki są za wąsko ustawione.
Efekt: wszyscy żandarmi w tym kraju wiercą się na siedzeniach, zanim uda im się usiąść.
Servaza rozbawił ten obraz. Ale nie na długo.
– Odwiedziłaś wczoraj w puszce Lisę Ferney – przeszedł do rzeczy. – Po co?
Spojrzała mu prosto w oczy. Przypomniał sobie tę wietrzną noc na posterunku żandarmerii w górach, kiedy opowiedziała mu o tym, jak została zgwałcona przez tych samych mężczyzn, którzy zgwałcili Alice Ferrand i innych nastolatków w ośrodku kolonijnym Les Isards. Patrzyła teraz prawie tak samo jak wtedy. Ponuro.
– Przeczytałam w gazecie, że Hirtmann nawiązał z tobą kontakt, że wysłał ci tego e-maila. I… – Szukała właściwych słów. – Od wydarzeń w Saint-Martin nie przestałam o nim myśleć. Tak jak ci mówiłam, w brygadzie nic specjalnie ciekawego się nie dzieje. Więc żeby się czymś zająć, zbierałam informacje o Hirtmannie. Od śledztwa w Saint-Martin to jest w pewnym sensie moja obsesja, takie hobby. Jak kolejki elektryczne, zbieranie znaczków albo motyli, rozumiesz? Tyle że motyl, którego chcę przypiąć szpilką w mojej gablocie, jest seryjnym mordercą.
Podniosła do ust szklankę z wodą. Servaz przyglądał się Irène. Nadal miała wytatuowany mały chiński ideogram na szyi i dyskretny kolczyk w lewym płatku nosa. Nie wyglądała na typową funkcjonariuszkę żandarmerii. Nie żeby mu się to nie podobało. Cenił Irène Ziegler. Lubił
z nią pracować. Wpatrywał się w nią intensywnie.
– Chcesz powiedzieć, że zbierasz wszystko, co się o nim mówi albo pisze?
– Tak. Coś w tym stylu. Staram się gromadzić informacje, sprawdzać, czy mogą mnie dokądś zaprowadzić. Jak dotąd bez wielkiego sukcesu.
Jakby zapadł się pod ziemię. Nikt nie wie, czy jest żywy czy martwy. Więc kiedy wracając z wakacji, zobaczyłam, że nawiązał z tobą kontakt, od razu pomyślałam o Lisie Ferney. I poszłam się z nią spotkać.
– To może być dowcip – powiedział. – Albo efekt copycat.
Zobaczyła, że się waha.
– Ale jest coś jeszcze – dodał.
Nie odpowiedziała. Sądziła, że wie, o czym Servaz zamierza jej powiedzieć, ale nie mogła się zdradzić z tym, co znalazła w jego komputerze.
– Na jednym z odcinków autostrady A20 ktoś widział motocyklistę podobnego do Hirtmanna, który mówił z akcentem, być może szwajcarskim. Zeznania kierownika sklepu potwierdziły zdjęcia z kamery w punkcie opłat kawałek dalej na południe. Jeśli to był on, to jechał
w kierunku Tuluzy.
– Kiedy to było? – zapytała, choć znała odpowiedź.
– Jakieś dwa tygodnie temu.
Rozejrzała się dookoła, jakby Szwajcar mógł być gdzieś w tłumie i szpiegować ich. Większość klienteli stanowili studenci. Ogródek, z murem z różowej cegły, dzikim winem i kamienną fontanną przypominał
prowansalski placyk. Odtworzyła w myślach dokładne brzmienie e-maila.
Miała ochotę powiedzieć mu, co o tym myśli, ale nie mogłaby tego zrobić bez przyznania się, że włamała się do jego komputera.
– A ten e-mail – rzuciła. — Masz kopię?
Sięgnął do kieszeni marynarki, wyjął złożoną na czworo kartkę i podał jej. Zabrała się do ponownego czytania tekstu, choć znała go już na pamięć.
– Nie daje ci to spokoju, co?
Przytaknął.
– Co o tym myślisz? – chciał się dowiedzieć.
– Hm… – udała, że kontynuuje lekturę.
– Hirtmann czy nie?
Zrobiła minę, jakby się zastanawiała.
– Według mnie to do niego podobne.
– Dlaczego tak uważasz?
– Mówiłam ci, spędziłam parę miesięcy na analizowaniu jego osobowości, jego zachowania. Nie chwaląc się, sądzę, że znam go lepiej niż ktokolwiek inny. A to brzmi prawdziwie, ma coś w sobie. Jakbym słyszała jego głos, tak jak wtedy, kiedy byliśmy w jego celi.
– A jednak został wysłany przez jakąś kobietę z kafejki internetowej w Tuluzie.
– Ofiara albo wspólniczka – oceniła. – Gdyby się okazało, że znalazł
kobietę równie zboczoną jak on, byłoby to bardzo niepokojące – dodała, wpatrując się w niego.
Pomimo panującego upału Servaza przeszył zimny dreszcz.
– To mówisz, że w nowej pracy ci się nudzi? – zagadnął, uśmiechając się półgębkiem.
Spojrzała na niego, wyraźnie zaciekawiona, co policjant ma na myśli.
– Powiedzmy sobie, że nie dla takich rzeczy wstąpiłam do żandarmerii.
Przez chwilę wyglądał, jakby się namyślał, po czym zadecydował: – Samira i Vincent zajmują się zbieraniem informacji na temat Hirtmanna. Ale poprosiłem ich też, żeby czuwali nad moją córką. Margot uczy się w Marsac. Jak większość studentów mieszka w bursie. Stanowi więc idealny cel. – Servaz zdał sobie sprawę, że mówiąc te słowa, ściszył
głos, jakby się bał, że gdyby wypowiedział je głośno, mogłyby się urzeczywistnić. – Co byś powiedziała, gdybym przekierowywał do ciebie wszystkie informacje, które otrzymujemy na temat Hirtmanna?
Chciałbym, żebyś mi mówiła, co o nich myślisz.
Zobaczył, że jej twarz się rozjaśniła.
– Krótko mówiąc, miałabym być konsultantką, tak?
– Sama to powiedziałaś: niniejszym zostałaś ekspertką od szwajcarskich seryjnych morderców – potwierdził z uśmiechem.
– Czemu nie? Nie boisz się, że mogą z tego być kłopoty?
– Nie musimy zaraz o tym trąbić. Tylko Vincent i Samira będą wiedzieli o sprawie. To oni będą ci przekazywali informacje. Mam do nich zaufanie. A twój punkt widzenia mnie interesuje. Wtedy, w zimie, wykonaliśmy razem kawał dobrej roboty.
Servaz zauważył, że komplement poruszył Irène.
– Kto ci powiedział, że byłam w więzieniu spotkać się z Lisa Ferney? – zapytała.
– Ona. Byłem u niej jakieś dwie godziny po tobie. Wielkie umysły myślą tak samo.
– I co ci powiedziała na temat Hirtmanna?
– Że nie ma z nim żadnego kontaktu. A tobie?
– To samo. Wierzysz jej?
– Wyglądała mi na bardzo zdołowaną.
– I sfrustrowaną.
– Chyba że jest świetną aktorką.
– Możliwe.
– Jak by się zachowywała, gdyby Hirtmann był w okolicy i nawiązał
z nią kontakt?
– Na pewno tak, jakby nie miała od niego żadnych wiadomości.
I udawałaby, że jest zdołowana.
– I sfrustrowana.
– Sądzisz, że…?
– Nic nie sądzę. Ale może warto byłoby mieć ją na oku.
– Ale nie wiem jak – powiedziała Ziegler.
– Wpadaj do niej regularnie. Miałem wrażenie, że jest w depresji.
Może w końcu coś powie. Choćby po to, żeby dać ci drobny prezent w zamian za pewność, że znowu przyjdziesz się z nią spotkać. Tylko nie zapominaj, że to narcystyczna manipulatorka, tak jak Hirtmann i że będzie się starała wybadać twoje słabe punkty, omotać cię. Być może będzie mówiła tylko to, co chcesz słyszeć.
Skinęła głową z zafrasowaną miną.
– Nie jestem nowicjuszką. Naprawdę uważasz, że Margot coś grozi?
Miał wrażenie, jakby w jego żołądku zaczęło się kotłować kłębowisko robaków.
– Expressa nocent, non expressa non nocent – odpowiedział, po czym przetłumaczył: – „To, co zostało wyrażone, szkodzi, to, co nie zostało wyrażone, nie szkodzi”.