Выбрать главу

Kurwa, co za debile! Już nie mają co robić?

Zerwała papier, zgniotła go w kulkę i rzuciła na podłogę. Otworzyła szafkę. W środku była jeszcze jedna kartka… Rozpoznała pismo, Elias, ty świrze, kto ci pozwolił otworzyć moją szafkę i jak to zrobiłeś? Na kawałku papieru było napisane: Myślę, że odkryłem Krąg.

Servaz bezskutecznie szukał w szufladach swojego biurka aspiryny.

Wszedł do gabinetu podwładnych i otworzył szufladę Espérandieu.

Paracetamol, ibuprofen, kodeina, tramadol… Ach, ten Vincent i jego pigułki. Nad wejściem do tego pokoju powinno się umieścić wielki świecący krzyż i zainstalować czytnik kart ubezpieczenia zdrowotnego.

Wrócił do siebie z rozpuszczalną tabletką i szklanką wody i zauważył, że w jego telefonie stacjonarnym miga klawisz wiadomości. Ktoś do niego dzwonił. Spojrzał na numer, który nic mu nie mówił. Połączył się. Wkrótce w słuchawce usłyszał kobiecy głos:

– Suzanne Lacaze. Zmarszczył brwi.

– Dzień dobry, pani Lacaze, czy pani próbowała się ze mną skontaktować?

Cisza.

– Tak… – Jej głos był jeszcze słabszy niż poprzednio. Słychać w nim też było napięcie. Szept naciągnięty jak guma, która zaraz pęknie. Servaz się zastanawiał, jak powinien się zachować, ale kobieta nie dała mu czasu na myślenie. – Chodzi o mojego męża.

Napięcie. Ogromne napięcie. Jak u osoby, która zbiera się w sobie, by popełnić jakiś brzemienny w konsekwencje czyn. Servaz czuł, że jego tętno przyspiesza.

– Słucham.

– Okłamał pana tamtego wieczoru… w kwestii alibi. Servaz przełknął

ślinę. Znowu milczenie.

– Mojego męża nie było w domu wtedy, kiedy zabito tę kobietę. I nie wiem, gdzie był. Jeśli to będzie konieczne, powtórzę to samo w obecności sędziego. Mam nadzieję, że znajdzie pan tego, kto to zrobił. Do widzenia, komendancie.

Rozłączyła się. Servaz odetchnął powoli. Kurwa jasna! Będzie musiał

zadzwonić do kilku osób. Wyobraził sobie minę prokuratora z Auch i nagle poczuł, że jego plan dnia naprawdę się rozjaśnia.

31

HEISENBERG

Servaz lubił to przeczucie zbliżania się do celu, kiedy wszystkie elementy, jeden po drugim, zaczynały wskakiwać na swoje miejsce. Dźwięk podobny do uderzeń werbla w klatce piersiowej. Podmuch powietrza. Kawalkada.

Odgłosy zwycięstwa. Wjechał na autostradę z nogą na pedale gazu, powietrze wokół niego było tak gorące, że na horyzoncie drżało jak miraż; nad jego głową wisiało bladoniebieskie, mleczne niebo.

Pomyślał o Santosie, o jego wezwaniu. Wiedział, że jeśli szybko upora się z tą sprawą, Generalna Inspekcja będzie musiała wziąć to pod uwagę i odpuścić. Ale co będzie, jeśli wsadzi do puszki pieszczocha mediów, przyszłego herolda partii rządzącej, akurat tego gościa, którego nie należy dotykać? Czy nie będą mieć pokusy, by kazać mu za to zapłacić?

Oczywiście, że tak. A on na tym parkingu dał im swoją głowę jak na tacy…

Ale teraz miał to gdzieś. Zostało w nim tylko podniecenie, jakie odczuwa myśliwy na widok lisa złapanego w sidła.

Lis miał nietęgą minę. Ten, który ostatnio boksował, wyglądał na otumanionego. Przygaszonego. Nie omieszkał wszakże posłać Servazowi swojego magicznego uśmiechu, który jednak zmienił się w grymas ust, nie dosięgając oczu. Słuchał policjanta, nie okazując żadnej reakcji, najmniejszej emocji na wieść o doniesieniu żony.

– Pan także studiował w Marsac, komendancie – odezwał się poseł. – Tak mi pan powiedział. Przypomina pan sobie wykłady z języków i kultury antycznej? Moje ulubione. A do tego wiedza o teatrze. – Servaz pomyślał o Margot. Lacaze bawił się nożem do papieru, próbując ustawić jego szpic na palcu wskazującym. – Słyszał pan więc o hybris.

Komendant nie powiedział ani tak, ani nie, nie poruszył się, tylko patrzył na Lacaze’a. Typowa potyczka między dwoma dominującymi samcami o to, który z nich ma najdłuższego, który sika najdalej. Tym razem jednak Lacaze wiedział, że przegrał, 1 starał się jedynie uratować twarz.

– Ten, kto chciał dojść zbyt wysoko, narażał się na zazdrość i gniew bogów. Wygląda więc na to, że bogowie wybrali moją małżonkę, by była ich ramieniem zemsty. O tak, kobiety są nieprzewidywalne.

W tym punkcie Servaz zgadzał się z Lacaze’em, ale nie okazał tego.

– Czy pańska małżonka mówiła prawdę? – zapytał z lekkim namaszczeniem.

Znowu spotkali się w supernowoczesnym domu na bogatym leśnym osiedlu. Lacaze poprosił o to Servaza, gdy ten dodzwonił się do niego do merostwa. Tym razem jednak małżonki nie było widać. Słońce wpadało przez przeszklone okna, prześwitując między pionowymi żaluzjami i rzucając jasne paski na hebanowe ściany, na których wisiały fotografie przedstawiające pana domu.

– Tak.

– Czy pan zabił Claire Diemar?

– Wydaje mi się, iż muszę panu przypomnieć, że nie może pan postawić mnie w stan oskarżenia bez zatrzymania, a co się z tym wiąże, bez uchylenia mojego immunitetu, a także, że muszę niezwłocznie skontaktować się z adwokatem, ale żeby odpowiedzieć na pańskie pytanie, komendancie: nie, nie zabiłem jej. Kochałem Claire, a Claire kochała mnie.

– Hugo Bokhanowsky twierdzi inaczej. Według niego Claire zamierzała pana zostawić.

– Z jakiego powodu?

– Claire i Hugo byli kochankami. Lacaze spojrzał na niego zaskoczony.

– Mówi pan poważnie?

Servaz przytaknął. Zobaczył na twarzy posła cień zwątpienia.

– Ten chłopak zmyśla. Claire nigdy mi o nim nie mówiła. Snuliśmy plany na przyszłość…

– A jednak ostatnim razem powiedział mi pan, że nie chciała, żeby pan odszedł od żony.

– Dokładnie tak. Dopóki nie będzie pewna, czego chce. Ale z pewnością też dopóki Suzanne będzie… w tym stanie.

– Chce pan powiedzieć: dopóki będzie żyła? Oczy polityka zasnuły się czarnym cieniem.

– Lacaze, czy w ostatnim czasie śledził pan Claire? Czy miał pan w stosunku do niej jakieś wątpliwości?

– Nie.

– Czy wiedział pan o jej związku z Hugonem Bokhanowskim?

– Nie.

– Czy w piątek wieczorem był pan u niej?

– Nie.

Trzy zdecydowane odpowiedzi.

– Gdzie pan był w piątek wieczorem?

Na twarz posła powrócił uśmiech – i puste spojrzenie.

– Tego… tego nie mogę panu powiedzieć.

Wypowiadając te słowa, Lacaze uśmiechnął się ironicznie, jakby tym razem dotarł do niego cały komizm sytuacji, a zarazem jej beznadziejność.

Servaz westchnął.

– Na Boga, Lacaze! Jeśli odmówi pan współpracy, będę musiał

zawiadomić sędziego, a on na pewno postanowi uchylić pański immunitet.

Właśnie jest pan w trakcie rujnowania własnej kariery.

– Pan nie rozumie, komendancie. Właśnie kiedy panu to powiem, moja kariera legnie w gruzach. Z jednej i z drugiej strony nie mam ruchu.

Espérandieu słuchał jednego z dwóch czy trzech albumów, które uważał

za najlepsze wydawnictwa rockowe 2009 roku, West Ryder Pauper Lunatic Asylum zespołu Kasabian. Z odtwarzacza w jego renault mégane płynęły właśnie dźwięki kawałka zatytułowanego Fast Fuse, kiedy ktoś zastukał w szybę od strony pasażera. Vincent ściszył i otworzył drzwi.