Выбрать главу

służby informatyczne, żeby rzuciły na niego okiem. Pozostawała zatem tylko jedna możliwość: niebezpieczny program został zainstalowany bezpośrednio przez osobę, która była na miejscu.

Ktoś zainstalował szkodliwy program bezpośrednio w komputerze…

Ziegler, niezdecydowana, zastanawiała się, jak się zachować.

Powinna zawiadomić Martina. Ale jak to zrobić, nie wyjawiając, w jaki sposób uzyskała tę informację? Jak zareaguje, kiedy się dowie?. Czochrała sobie włosy, w zamyśleniu wpatrując się w monitor. Przede wszystkim musi się dowiedzieć, kto zainstalował program. Sięgnęła po notes i długopis i zaczęła robić listę możliwości, ale bardzo szybko okazało się, że jest ich niewiele:

kolega

strażnik

osoba z zewnątrz

W dwóch ostatnich przypadkach było mało prawdopodobne, by Martin pozostawił takie osoby bez nadzoru na tyle długo, by mogły przejść do działania. Dopisała jeszcze jedną linijkę:

sprzątaczka…

32

W CIEMNOŚCIACH

Około jedenastej wieczorem jakiś starszy pan wyszedł na spacer z psem.

Spojrzał podejrzliwie na Servaza i na zepsutą latarnię stojącą dwa metry od jego samochodu. Policjant miał nadzieję, że facet nie wezwie żandarmerii. Nie przestając obserwować domu, zadzwonił do Vincenta, a po upływie pół godziny do Samiry. Na pierwszym piętrze nadal paliło się światło.

Niedługo przed północą za oknem mignęła jakaś postać. Servaz natężył uwagę. Potem światło zgasło i zapaliła się lampa za niewielkim witrażem, w miejscu, gdzie dwa skrzydła zbiegały się ze sobą – musiała to być klatka schodowa. Chwilę później kolejna lampa rozbłysła na parterze, za ciemną bryłą ogrodu zimowego. Servaz wykręcił szyję, by widzieć wejście. Widok zasłaniał mu gruby pień wielkiej sosny i żywopłot otaczający budynek. Kilka sekund później zobaczył jednak światło w holu, a potem drzwi się otworzyły i nad żywopłotem pojawiły się ramiona i głowa Francisa. W domu zgasło ostatnie światło. Van Acker wychodził.

Servaz dyskretnie zsunął się na fotelu, widząc, jak Francis schodzi w dół ogrodu, otwiera furtkę i pojawia się na chodniku mniej niż dwadzieścia metrów od jego zderzaka. Zobaczył, jak jego były przyjaciel idzie w kierunku samochodu – zaparkowanego kawałek dalej czerwonego alfa romeo spidera. Z ręką na kluczyku zaczekał, aż Francis ruszy i dojedzie do wylotu uliczki. Wtedy zapalił i zjechał z chodnika. Pomyślał, że gdyby Van Acker się czegoś obawiał, trudno byłoby jechać za nim w nocy i pozostać niezauważonym. Ale Francis nie wyglądał na zainteresowanego tym, co się dzieje na ulicy: nie rozglądając się dookoła, ruszył wprost do samochodu.

Servaz dotarł do wylotu uliczki w ostatniej chwili, by po swojej prawej stronie w odległości około stu metrów zauważyć tylne światła i kierunkowskaz skręcającego w lewo samochodu. Przyspieszył, by nadrobić odległość wśród wąskich uliczek Marsac, i skręcił w tym samym miejscu. Jadący przed nim kabriolet wjechał w rue 4-Septembre i dojechał

do placu Gambetty, który przeciął, kierując się na południowy wschód.

Przejeżdżając obok kościoła, Servaz zauważył studenta wymiotującego w cieniu prezbiterium. Dwóch kumpli czekało na niego z kuflami w rękach przed oświetlonymi drzwiami pubu. Śmiali się. Spider przemknął

następnie uliczkami handlowymi, mijając opuszczone metalowe rolety sklepów, kołysząc się na bruku, objechał fontannę i przyspieszył, znalazłszy się na drodze D 939. Wyjechał z miasta. Servaz poszedł w jego ślady. Księżyc w pełni lśnił nad ciemnymi, zalesionymi wzgórzami. Po długim prostym odcinku droga zaczęła się wznosić i wić między drzewami.

Servaz trzymał się w pewnej odległości i regularnie tracił z oczu tylne światła spidera, by znów je zobaczyć przy wyjeździe z zakrętu. Jego GPS

wskazywał, że do najbliższego skrzyżowania jest nie mniej niż cztery kilometry, nie było więc potrzeby siedzieć Van Ackerowi na ogonie, jednak kabriolet jechał szybko i Servaz musiał uważać, by nie pozwolić mu odjechać za daleko.

Było rzeczą oczywistą, że Francis Van Acker lubi testować osiągi swojego bolidu i jedzie z prędkością znacznie większą od dozwolonej.

Francis zawsze miał gdzieś zasady – z wyjątkiem tych, które sam ustanawiał.

Droga wspinała się i opadała w pagórkowatym terenie, wijąc się jak zaskroniec. Jechali z tak wielką prędkością, że spod kół jeepa na każdym zakręcie tryskały zeschnięte liście i żwirek. Servaz miał wrażenie, że słychać ich w odległości kilku kilometrów. Reflektory samochodów oświetlały coraz gęstszy las. Chwilami w prześwitach nad koronami drzew komendant widział niebo i księżyc w pełni, ale przez większość czasu zielone sklepienie zasłaniało widok. Księżyc wyglądał trochę jak uśmiechnięta twarz, która z zainteresowaniem przypatrywała się ich wyścigowi wśród wzgórz. Dwa czy trzy razy Servaz miał wrażenie, że we wstecznym lusterku widzi światła samochodu, ale koncentrował się na tym, co się działo z przodu.

Kiedy policjant znalazł się na dnie jakiejś dolinki, zauważył, że jadący dwieście metrów przed nim spider skręca w lewo, w węższą drogę.

Zrobił to samo. Wkrótce dróżka zaczęła zakosami wspinać się w górę.

Przejechali przez osadę złożoną z dwóch czy trzech gospodarstw przycupniętych na szczycie wzgórza jak rząd popsutych zębów w szczęce.

Servaz zwolnił, żeby van Acker go nie zauważył. Za przysiółkiem po obu stronach biegnącej grzbietem drogi zobaczył ogrodzone, stromo opadające pola. Dojechawszy do niewielkiego skrzyżowania, zawahał się przez chwilę, jaki obrać kierunek, aż dostrzegł tylne światła między drzewami, daleko po swojej lewej stronie. Droga znowu zaczęła się wznosić. Następnie doprowadziła do wypłaszczenia i biegła przez przestronny, rzadki las.

Wysokie, strzeliste drzewa rosły regularnie, przypominając filary zbyt dużej katedry albo meczetu. Były ich setki. Przy drodze piętrzyły się stosy ściętych pni, tworząc wysokie ogrodzenie z poziomych belek.

Servaz czuł narastający niepokój. Dokąd Van Acker jedzie? Wybrał

trasę, która omijała główne drogi: ciąg bardzo podrzędnych i mało uczęszczanych szlaków, zwłaszcza o tej porze. Servaz próbował się zastanawiać, ale był zbyt skupiony na prowadzeniu i wypatrywaniu jadącego przed nim samochodu.

Na następnym skrzyżowaniu, w samym środku niezamieszkanego płaskowyżu z nieużytkami i kępkami drzew, oświetlonego jak w biały dzień jasnym światłem księżyca, zauważył tablicę z napisem GORGES DE

LA SOULE. Na próżno wypatrywał spidera. Cholera! Servaz zgasił silnik i wysiadł z samochodu. Cisza panująca dookoła wydała mu się jakaś szczególna. Noc była zadziwiająco gorąca, niezmącona najmniejszym powiewem wiatru. Nadstawił uszu. Warkot silnika… Na lewo. Wytężył