Выбрать главу

– Mówi pani, że nie jesteście zadowoleni z naszych usług? – odezwał

się energiczny głos w słuchawce. – Czy może mi pani powiedzieć coś więcej? Co konkretnie państwu nie odpowiada?

Wyprostowała się na krześle.

Nie przewidziała tego rodzaju pytań i improwizowała z poczuciem winy w stosunku do ekipy sprzątającej budynek, która zostanie oskarżona o wymyślone niedociągnięcia.

– Dzwonię w imieniu pewnej grupy kolegów – załagodziła na końcu. – Ale wie pan, jak to jest: zawsze znajdą się jacyś maruderzy, malkontenci, ludzie, którzy nie mogliby żyć bez krytykowania innych. Przekazuję ich skargi, choć osobiście nigdy nie miałam żadnych zastrzeżeń co do stanu mojego gabinetu.

– Zobaczę, co się da zrobić – odpowiedział mężczyzna. – Położę szczególny nacisk na te sprawy, które pani podkreśliła. W każdym razie dobrze, że pani do nas zadzwoniła. Bardzo nam zależy na satysfakcji naszych klientów.

Zwykła rozmowa handlowa, po której jednak można się było spodziewać, że drobny personel może mieć nieprzyjemności.

– Nalegam, żeby pan nie był zbyt surowy. To nic takiego.

– Nie, nie. Nie zgadzam się z panią. Dążymy do doskonałości, chcemy, by klienci byli zadowoleni z naszych usług, i nasi pracownicy muszą temu sprostać. To zupełnie naturalne.

Szczególnie przy tych pensjach, jakie im płacicie, pomyślała.

– Dziękuję za pańskie profesjonalne podejście. Do widzenia. Kiedy skończyła, połączyła się z jednym z tych portali, które udostępniają informacje o strukturze, bilansie i kluczowych liczbach przedsiębiorstw.

Na karteczce samoprzylepnej zanotowała nazwisko kierownika firmy Clarion. Nie było jednak numeru telefonu. Zadzwoniła więc na ogólny, tym razem jednak ze służbowego telefonu stacjonarnego, który wyświetlał jej nazwisko i nazwę pracodawcy.

– Clarion – odebrała ta sama kobieta, którą słyszała za pierwszym razem.

– Chciałabym rozmawiać z Xavierem Lambertem – oświadczyła, próbując zmienić głos. – Proszę mu powiedzieć, że chodzi o śledztwo prowadzone przez żandarmerię w sprawie jednego z jego pracowników. To pilne.

Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza. Czyżby kobieta rozpoznała jej głos? A potem rozległ się sygnał.

– Xavier Lambert – odezwał się nieco znużony męski głos.

– Dzień dobry, panie Lambert. Mówi Ziegler, kapitan żandarmerii.

Prowadzimy aktualnie śledztwo w sprawie osoby, która być może pracuje w jednej z pańskich ekip sprzątających. Potrzebna mi lista pańskich pracowników.

– Lista moich pracowników? Jak pani mówiła, kim pani jest?

– Kapitan Irène Ziegler.

– A po co pani ta lista, pani kapitan, jeśli to nie jest niedyskretne pytanie?

– W pomieszczeniach, w których sprząta pańska firma, popełniono przestępstwo. Kradzież ważnych dokumentów. Znaleźliśmy drobne ślady środków czyszczących na papierach, które leżały razem ze skradzionymi dokumentami. Ale to musi zostać między nami.

– Oczywiście – odpowiedział mężczyzna bez emocji. – Ma pani nakaz?

– Nie. Ale mogę o niego poprosić.

– Proszę więc to zrobić.

Cholera! Rozłączy się!

– Chwileczkę!

– Tak, pani kapitan?

Jej gorliwość jakby go rozbawiła. Ziegler czuła, że narasta w niej złość.

– Niech pan posłucha, panie Lambert. Mogę mieć ten nakaz w ciągu najbliższych godzin. Ale tu chodzi o wyścig z czasem. Być może podejrzany ciągle ma te dokumenty u siebie, ale jak długo? Nie wiadomo, kiedy i komu je przekaże. Chcemy wziąć go pod nadzór. Więc rozumie pan, liczy się każda minuta. A pan z całą pewnością nie chce zostać uznany za wspólnika, choćby mimowolnego, w przestępstwie tak poważnym, jak szpiegostwo przemysłowe.

– Tak, rozumiem. Naturalnie. Jestem odpowiedzialnym obywatelem i jeśli tylko mogę zrobić coś, żeby pani pomóc w granicach prawa… Ale pani również rozumie, że nie mogę rozpowszechniać danych osobowych moich pracowników bez uzasadnionej konieczności.

– Właśnie ją panu przedstawiłam

– No cóż, powiedzmy, że zaczekam, aż ta… najwyższa konieczność zostanie potwierdzona przez sędziego.

Głos mężczyzny był zabarwiony ironią i arogancją. Wściekłość płonęła w niej teraz żywym ogniem. Tego jej właśnie było potrzeba.

– Oczywiście nie mogę pana oskarżyć o utrudnianie śledztwa, przyznaję, że prawo jest po pańskiej stronie – oświadczyła lodowato. – Ale my, żandarmi, jesteśmy dość zawzięci. Więc jeśli będzie się pan upierał

przy tym stanowisku, sprawię, że Clarionowi dobierze się do tyłka inspekcja

pracy,

Departamentalna

Dyrekcja

do

spraw

Pracy

i Zatrudnienia, Komitet Walki z Nielegalnym Zatrudnieniem… I niech mi pan wierzy, będą tak długo skrobać i węszyć, aż coś znajdą.

– Pani kapitan, radzę pani zmienić ton, posuwa się pani za daleko – zdenerwował się mężczyzna. – Nie ujdzie to pani na sucho. Zawiadomię pani przełożonych.

Blefował. Rozpoznała to w jego głosie.

– Jeśli nie dziś, to jutro – ciągnęła tym samym ponurym tonem. – Nie damy panu spokoju, może mi pan wierzyć. Przykleimy się do pana jak guma do żucia do podeszwy. Bo nie podoba mi się ani pański ton, ani pańskie zachowanie. A także dlatego, że my nigdy nie zapominamy. Mam nadzieję, że w pańskim zarządzaniu personelem nie ma najdrobniejszych nieprawidłowości, panie Lambert, szczerze panu tego życzę, ponieważ w przeciwnym razie będzie pan mógł postawić krzyżyk na części swoich klientów, zaczynając od policji…

Milczenie po drugiej stronie słuchawki.

– Wyślę pani tę listę.

– Ze wszystkimi informacjami, które się na niej znajdują – uściśliła i rozłączyła się.

Servaz jechał autostradą. Powietrze wciąż było duszne i nieruchome, ale coraz więcej czarnych chmur na niebie zwiastowało rychłą burzę. Już wkrótce grzmoty i błyskawice rozproszą falę gorąca zalegającą nad miastem. Servaz wyczuwał też, że zbliża się podobnie burzliwe rozwiązanie sprawy. Prowadząc samochód, uświadomił sobie, że jest ono znacznie bliżej, niż im się zdaje. Mają przed oczami wszystkie elementy. Pozostaje tylko połączyć je ze sobą i sprawić, żeby przemówiły.

Zadzwonił do Espérandieu i poprosił go, żeby wrócił do Tuluzy i zajął

się badaniem przeszłości Elvisa. Na uczelni w ciągu dnia było pełno ludzi, a Samira ani na chwilę nie spuszczała Margot z oczu. Hirtmann nigdy nie przystąpiłby do działania w takich warunkach. Jeżeli w ogóle miał taki zamiar, w co Servaz zaczynał wątpić. Znowu się zastanawiał, gdzie się podziewa Szwajcar. W tej kwestii każda pewność okazywała się ułudą.

Może tylko mu się wydaje, że jest marionetką, a po drugiej stronie nie ma żadnego lalkarza? A może przeciwnie, Szwajcar jest tuż obok, przyczajony w cieniu, i nigdy nie odchodzi za daleko, depcząc mu po piętach, chowając się w szczelinach i martwych polach? W umyśle Servaza Hirtmann stawał

się duchem, postacią mityczną. Przegnał tę myśl. Sprawiała, że stawał się nerwowy.

Zaparkował przed restauracją w Marsac z czterdziestominutowym opóźnieniem.

– Gdzie cię wcięło?