Margot miała na sobie szorty, ciężkie buty ze wzmocnionymi czubkami, takie, jak się nosi na budowach, i T-shirt ze zdjęciem nieznanego mu zespołu. Pofarbowane na czerwono włosy miała postawione na żel. Nie odpowiedział, tylko ucałował ją i pociągnął na mały drewniany
mostek
ozdobiony
mnóstwem
doniczek
z
kwiatami,
przerzucony nad rzeczką, po której z godnością pływało kilka kaczek.
Drzwi restauracji były otwarte na oścież. W przyjemnie chłodnym wnętrzu słychać było delikatny szum dyskretnych rozmów. Wchodząc, Margot ściągnęła na siebie kilka spojrzeń, które z wyższością zignorowała. Szef sali zaprowadził ich do stolika tonącego w kwiatach.
– Mają tu mojito? – zapytała, gdy tylko usiadła.
– Od kiedy to pijesz alkohol?
– Od trzynastego roku życia.
Spojrzał na nią, zastanawiając się, czy córka żartuje. Najwyraźniej jednak nie żartowała. Servaz zamówił głowiznę cielęcą, Margot hamburgera. Na ekranie wyciszonego telewizora widać było trenujących na boisku piłkarzy.
– Wkurza mnie to – zaczęła od razu. – Cała ta sprawa, ta ochrona.
Myślisz, że on naprawdę by mógł… – Nie dokończyła zdania.
– Nie ma powodów do niepokoju – pospieszył z odpowiedzią. – To zwykła ostrożność. Nie ma prawie żadnego ryzyka, żeby cię zaatakował ani nawet żeby się pokazał. Chcę być tylko na sto procent pewny, że nic ci nie grozi.
– To jest naprawdę konieczne?
– Na razie tak.
– A jeżeli go nie złapiecie? Będziecie mnie tak pilnować w nieskończoność? – zapytała, bawiąc się kolczykiem z fałszywym rubinem w łuku brwiowym.
Servaz poczuł ucisk w żołądku. Nie powiedział jej, że właśnie to pytanie go dręczy. Na pewno nadejdzie moment, kiedy sąd zdecyduje, że zagrożenie minęło, i nadzór zostanie zdjęty. Co wtedy? W jaki sposób zapewni córce bezpieczeństwo? I jak będzie mógł spokojnie spać?
– Jeśli o chodzi ciebie – dodał, nie odpowiadając – musisz zwracać uwagę na wszystko, co wyda ci się nienormalne. Jeślibyś zobaczyła, że ktoś się kręci w pobliżu szkoły, albo zaczęła dostawać jakieś dziwne esemesy, nie wahaj się iść do Vincenta. Znasz go i dobrze się dogadujecie.
Wiesz, że cię wysłucha.
Skinęła głową, przypominając sobie, jak poprzedniego wieczoru piła piwo, rozmawiała i żartowała z Samirą.
– Ale powtarzam, nie ma powodu do paniki. To tylko środki ostrożności – podkreślił.
To przypomina filmowy dialog, pomyślał. Tysiące razy słyszał coś takiego. Dialog z bardzo kiepskiego filmu, serialu kryminalnego, w którym krew leje się strumieniami. Poczuł, że znowu się denerwuje. A może to zbliżająca się burza tak na niego działała?
– Masz to, o co cię prosiłem?
Zanurzyła rękę w płóciennej torbie w kolorze khaki i wyjęła z niej plik ręcznie zapisanych kartek z pozaginanymi rogami.
– Co chcesz z tym zrobić? – zapytała, podsuwając mu plik po blacie stołu. – Nie rozumiem, po co mnie o to prosiłeś. Zamierzasz sprawdzić moją pracę, czy co?
Znał ten wyraz czarnych oczu. Wiele razy musiał się już z nim mierzyć w przeszłości. Uśmiechnął się.
– Nie będę czytał tego, co napisałaś. Masz moje słowo, okay?
Interesują mnie notatki na marginesach. Tylko i wyłącznie. Później ci to wytłumaczę – dodał na widok jej zmarszczonych brwi.
Z zadowoleniem spojrzał na poprawione na czerwono wypracowania, zgiął je i włożył do kieszeni marynarki.
Był czwartek, godzina 13.30. Minister wszedł do mniejszej z dwóch prywatnych sal restauracji Tante Marguerite przy rue de Bourgogne, położonej dwa kroki od Zgromadzenia Narodowego. Wieloryb, który konsumował właśnie ślimaki z purée czosnkowym, niespiesznie wytarł
wargi, po czym zwrócił się do nowo przybyłego: – No i?
– Lacaze ma zostać czasowo zatrzymany – oświadczył minister. – Sędzia będzie się domagał uchylenia immunitetu.
– Tyle wiem – powiedział zimno Devincourt. – Pytanie tylko, jak to się, u diabła, stało, że ten pieprzony dupek prokurator nie potrafił temu zapobiec?
– Nic nie mógł zrobić. Zważywszy na okoliczności sprawy, dla sędziów śledczych możliwość postąpienia inaczej w ogóle nie wchodziła w grę. Nie mogę tego pojąć: Suzanne wszystko wychlapała policji! Powiedziała im, że Paul skłamał w kwestii swojego rozkładu zajęć. Nigdy bym nie uwierzył, że jest zdolna do…
Minister wyglądał na przygnębionego.
– Nie? – odparował Wieloryb. – A czego się pan spodziewał? Ta kobieta jest w terminalnej fazie raka, została zdradzona, okpiona, upokorzona. Osobiście raczej miałbym ochotę jej pogratulować. Ten mały gnojek ma tylko to, na co zasługuje.
W ministrze się zagotowało. Wieloryb, który od ponad czterdziestu lat gził się z kurwami, udziela lekcji moralności!
– Do pana szczególnie pasuje mówienie takich rzeczy.
Senator podniósł do ust kieliszek z białym winem.
– Robi pan aluzję do moich… zachcianek? – zapytał, bynajmniej niezbity z tropu. – To jest zasadnicza różnica. I wie pan, na czym ona polega? Na miłości. Kocham Catherine tak samo, jak kochałem ją pierwszego dnia. Darzę moją żonę najgłębszym podziwem. Jestem jej najszczerzej oddany. Kurwy to kwestia higieny. I ona o tym wie. Catherine i ja nie sypiamy ze sobą od ponad dwudziestu lat. Jak ten dureń mógł
sobie wyobrażać, że Suzanne mu wybaczy? Kobieta taka jak ona. Taka dumna. Z charakterem. Wspaniała. Okay, niech sypia. Ale żeby się zakochiwać w takiej…
– Co robimy? – zapytał minister, ucinając dyskusję.
– Gdzie Lacaze był tamtego wieczoru? Panu chyba powiedział?
– Nie. I odmówił powiedzenia sędziemu. To niedorzeczne! Z nikim nie chce o tym rozmawiać, on zwariował!
Tym razem Wieloryb podniósł oczy na ministra, na jego twarzy malowało się szczere zdumienie.
– Sądzi pan, że on ją zabił?
– Już nie wiem, co o tym myśleć. Ale on zachowuje się tak, jakby był
winny. Boże, ale prasa będzie trąbić.
– Niech go pan zostawi – powiedział Wieloryb.
– Co?
– Niech się pan odsunie. Póki jeszcze czas. Minimum związkowej solidarności w kontakcie z mediami: domniemanie niewinności, niezależność wymiaru sprawiedliwości… Konwencjonalna gadka. Ale niech pan również podkreśla, że Lacaze tak jak wszyscy podlega prawu. Wszyscy to zrozumieją. Kozioł ofiarny: zawsze kogoś takiego potrzeba, nie mówię panu niczego nowego. Nasz kochany lud funkcjonuje tak samo jak pierwsze plemiona Izraela; uwielbia kozły ofiarne. Lacaze zostanie złożony na ołtarzu mediów, które rozszarpią go i najedzą się nim do syta. Straż-
nicy cnoty odegrają w telewizji tradycyjną szopkę, tłum będzie im wtórował. A kiedy z nim skończą, przyjdzie kolej na innego. Kto wie? Może jutro to będzie pan. Albo ja… Ale teraz niech pan go poświęci.
– Miał przed sobą świetlaną przyszłość – powiedział minister, wpatrując się w swój talerz.
– Requiescat in pace – podsumował Wieloryb, nabijając na widelec kolejnego ślimaka. – Będzie pan dziś wieczorem oglądał mecz? Tylko jedno może nas uratować: zdobycie pucharu świata. Ale to równie realne jak marzenie o wygraniu przyszłych wyborów…
O 15.15 Ziegler znalazła wreszcie tego, którego szukała. A raczej trafiła na dwóch potencjalnych kandydatów. Większość zatrudnionych w ekipach sprzątających Clarion stanowiły kobiety, które stosunkowo niedawno przyjechały z Afryki. Sektor usług zajmujący się sprzątaniem pomieszczeń przemysłowych od dawna był ważnym rynkiem pracy dla imigrantów, jako że sukces obecnych na nim firm polega na elastyczności siły roboczej, która jest nisko wykwalifikowana i na ogół niezrzeszona w związkach zawodowych, a zatem posiada niewielką zdolność do obrony swoich interesów.