– Widziałam twoje ogłoszenie w „Village Voice”. Dlatego wiem, że jeszcze żyjesz. Ty i Karen… w dalszym ciągu jesteście razem?
– W zasadzie nie. To chyba taki przypadek, kiedy jedna strona używa nazwy „ziemniaki”, a druga pommes dauphnoise.
– Szkoda. Zawsze mi się wydawało, że jest z was dobrana para.
– Karen chciała dla mnie dobrze, ale ja chyba lepiej czuję się sam.
– Przykro mi… Tak poza tym to zrozumiałam, co chcesz mi powiedzieć. Chłopak zjawił się u ciebie? Ten z koszmarami nocnymi.
– Ted Busch? O tak, był u mnie. Właśnie z tego powodu dzwonię.
– Harry, nic więcej nie mów. Już się tym nie zajmuję.
– Wiem, Ted mi powiedział, ale… – Musiałem się skracać, żeby mi nie przerwała. – Przepowiedziałem mu przyszłość kartami Jeu Noir i jego Kartą Przepowiadającą była Wodna Kobieta.
– Harry! Nie chcę nic o tym wiedzieć! Nie chcę!
– Amelio, ale Wodna Kobieta to dość przerażająca przepowiednia, nieprawdaż?
Zawahała się, musiała mi jednak przyznać rację.
– Zgadza się, to dość przerażająca przepowiednia.
– Jest znacznie gorzej. Ted namówił mnie do skontaktowania się ze Śpiewającą Skałą.
– Wybacz, ale w czym problem? To był mój pomysł Pomyślałam, że Śpiewająca Skała może pomóc ci odkryć, co się dzieje.
Delikatnie szczęknął drugi aparat. Najwyraźniej Bertil Carlsson nie miał ochoty dłużej słuchać, jak jego żona gawędzi sobie z obcym facetem. Na pewno jest to dla mężczyzny trudne – nie mówiąc już o tym, że rozmawia z nim o sprawach, o których on sam nie ma pojęcia. Rozumiałem go, ale musiałem pogadać z Amelią. Nie było innej możliwości.
– Poprosiłem Śpiewającą Skałę o otwarcie drzwi i pokazanie mi, co jest przyczyną nocnych koszmarów Teda.
– Zrobił to?
– Tak. Widziałem to na własne oczy, a było naprawdę przerażające. Wysokie, ciemne i bardzo rozciągnięte… jak cień, kiedy słońce jest nisko nad horyzontem. Przeszło przez drzwi mojej sypialni, ale problem w tym, że Ted za bardzo się bał, żeby na to popatrzeć. Kiedy otworzyłem drzwi do sypialni, zjawa zniknęła.
– Przykro mi, Harry, ale nie wiem, jak mam ci pomóc.
– Czy Ted ci mówił, jakie ma koszmary?
– Nie. Powiedział tylko tyle, że powtarzają się co noc i boi się spać.
– Oglądasz wiadomości, prawda? Słyszałaś gościa z CDC, który mówił o tej epidemii? Zanim ktoś poczuje nieprzepartą chęć picia ludzkiej krwi, ma senne koszmary. Ludzie śnią o tym, że zamknięto ich w trumnie albo skrzyni i płyną statkiem. Wszyscy to śnią… wszyscy! U Teda było dokładnie tak samo! Trumna, statek, dokładnie! Co ci to mówi?
Amelia przez chwilę milczała.
– Harry, ludzie miewają podobne senne koszmary, zwłaszcza jeśli cierpią na tę samą chorobę. Czytałam o ludziach chorych na trąd… często mają sny, w których ich ciało się rozpuszcza jak masło. A ludzie z wysoką gorączką miewają wrażenie, że pełzają po nich karaluchy.
– Oczywiście, to z pewnością prawda, ale mówimy o setkach przypadków. To, co przywołał Śpiewająca Skała, nie było ani wirusem, ani chorobą. To było żywe. Osoba, zjawa, nie wiem, jak to opisać.
– Czy chcesz powiedzieć, że za koszmary senne wszystkich tych ludzi, a więc i za całą epidemię, jest odpowiedzialne właśnie to coś?
– Dokładnie. To nic choroba, ale wojna. Jakiś zły duch wnika do ludzkich umysłów i ich ciał. Kto wie, czym się to skończy! Dziś Nowy Jork, jutro cały stan, pojutrze całe Wschodnie Wybrzeże.
– Harry, na Boga! Trochę za bardzo puszczasz wodze fantazji. Jestem pewna, że nic takiego się nie stanie. Niezależnie od tego, czym była zjawa, którą przywołał Śpiewająca Skała, jest to tylko fobia Teda, nic więcej. Jakieś straszydło z jego dzieciństwa, które nagle wypłynęło z jego podświadomości. To się zdarza, kiedy ludzie są w stresie.
– Amelio, zaczynasz mówić jak psychiatra Karen. Straszydła z dzieciństwa nie powodują identycznych koszmarów sennych u trzystu ludzi. Straszydła z dzieciństwa nie sprawiają, że ma się ochotę poderżnąć gardło własnemu dziecku i pić jego krew, tryskającą prosto z szyi.
– Może tak, a może nie – odparła Amelia. – Jak jednak wcześniej powiedziałam, nie zajmuję się już tymi sprawami.
– Ty tak postanowiłaś czy Bertie?
– Bertil. Oboje. Dlatego… dlatego, że za każdym razem, kiedy odbywałam seans, otwierały się trumny, które powinny pozostać zamknięte.
Amelio, naprawdę jestem przekonany, że tę epidemię wywołuje zły duch… ten sam, który przeszedł przez mojej sypialni.
– Harry, czy ty słyszysz, co mówisz? Brzmisz jak z komiksu.
– Ale tak to czuję! Czuję to w powietrzu! To jak nadchodząca burza! Pamiętasz, co się działo tuż przed pojawieniem się Misquamacusa? Psy szczekały, koty chciały się schować pod kanapę, a włosy stawały dęba. Teraz jest tak samo!
Podniesiono drugą słuchawkę.
– Panie Erskine, nie chcę być niegrzeczny, ale chciałbym aby się pan streszczał. Denerwuje pan moją żonę.
– Panie Carlsson… Bertie… proszę, za nic nie chciałbym zdenerwować pańskiej żony, ale muszę się z nią zobaczyć. Musimy o tym porozmawiać. Możliwe, że mamy do czynienia z końcem ludzkiej cywilizacji.
Bertil Carlsson wziął bardzo głęboki wdech.
– Panie Erskine, wszystko, co żona opowiadała mi o panu, jest prawdą. Jest pan kompletnym czubkiem.
7
Choć Frank wiedział, że Susan Fireman nie żyje, trudno mu było uwierzyć, że się w niego nie wpatruje, i był przekonany, że zaraz do niego przemówi. Miał wrażenie, że skóra mu się kurczy i musiał zebrać w sobie całą siłę, aby się nie odwrócić i nie uciec z sali.
Powoli podszedł do łóżka i pochylił się, aby zbadać dziewczynę – pochylił się tak nisko, że gdyby żyła, na pewno poczułby jej oddech. Nie, oczywiście nie oddychała i choć miała szeroko otwarte oczy, patrzyły w niebyt.
Ale na jej ustach gościł zagadkowy uśmieszek, jakby była zadowolona, że nie żyje, i bawi ją, że udało jej się tak przestraszyć swojego lekarza.
– Susan? – powiedział Frank i potrząsnął ją za ramię, aby ostatecznie się upewnić.
W tym momencie do środka wszedł doktor Gathering z plikiem akt.
– Hm… Frank, ona cię nie słyszy.
– Wiem, George, wiem.
– Siostra Perpetua powiedziała mi, iż opuściła ten padół, i pomyślałem sobie, że może tu będziesz.
– No tak… – Choć serce waliło mu jak młotem, Frank próbował mówić spokojnie i rzeczowo. – Musimy zrobić sekcję, i to jak najszybciej. Trzeba też koniecznie zbadać krew.
George wypuścił z rąk kilka teczek i pochylił się, aby zebra je z podłogi.
– W izbie przyjąć panuje szaleństwo.
– Też tam byłem przed chwilą. Wygląda na to, że sytuacja ciągle się pogarsza.
– Troll Śmierci ma teorię, że to może być jakiś zachodni wariant dengi.
– Naprawdę? Chyba szuka uzasadnienia dla swojej darmowej wycieczki do Bangkoku.
George popatrzył na Susan Fireman.
– Mówiąc szczerze, jest w tym nieco podobieństwa do DHF. Zaczyna się od drobnej infekcji dróg oddechowych, co może powodować koszmary nocne. Potem następuje okres nadwrażliwości na światło, katastrofalny spadek ciśnienia krwi i zapaść.
– Oczywiście, lecz z tego, co wiem, ludzie z DHF nie mają nieprzepartego apetytu na ludzką krew i nie podrzynają dzieciom gardeł, żeby ją zdobyć.
– Masz rację, ale Troll w końcu nie na darmo powiedział „wariant”.