– Jak to możliwe? Nawet jeśli nie umarłaś, nie mogłaś wyjść ze szpitala i wejść do mojego mieszkania przez okno. Za oknem jest przepaść… ponad osiemnaście metrów.
– Na każdą ścianę da się wejść, jeśli się umie wspinać.
Po chwili ponownie wstała. Odsunął się od niej i oparł plecami o ścianę. Przysunęła się tak blisko, że czuł, jaka jest zimna. Była taka zimna, że zdawała się wysysać ciepło z całego otoczenia.
– Bardzo chciałbyś się dowiedzieć, co się ze mną stało, prawda? I chcesz mnie. Wiesz, że mnie chcesz.
Sięgnęła ręką w dół i złapała przez bokserki w błękitne paski jego penisa. Choć jej palce były lodowate, podnieciło go i członek zaczął sztywnieć. Powoli poruszała ręką, wbijając paznokieć w krawędź żołędzi.
– Widzisz? Wcale się nie pomyliłam. Jestem prawdziwa i chcesz mnie.
Frank jeszcze nigdy w życiu nie czuł czegoś podobnego. Trząsł się ze strachu, ale strach niesamowicie go podniecał. To, co się z nim działo, było rodem z podręcznika psychiatrii. Susan Fireman nie żyła, więc nie mogła wspiąć się po ścianie i wejść do jego mieszkania, rozmawiać z nim i drażnić jego penisa. Szaleństwo tej sytuacji sprawiało, że członek tak mu stwardniał, że aż bolał, i Frank nie wiedział, czy ma się wyrywać, wołać o pomoc, czy pozwolić Susan robić to, co robiła. Nie mógł normalnie myśleć. Wyglądało na to, że jedynym sposobem wydostania się z tego koszmaru jest prześnić go do końca i czekać, aż nadejdzie przebudzenie.
– Nie wiedziałam tego aż do tej chwili – powiedziała cicho Susan – ale zawsze byli inni ludzie.
Frank nie był w stanie wydusić z siebie ani słowa. Zimno jej dłoni niemal zamroziło jego penisa i zaczynało wnikać głęboko między uda, jakby ktoś wsuwał mu w jelita sopel.
– Inni ludzie… rozumiesz, co mam na myśli? Odmienni, tyjący inaczej. W ciemnościach, w cieniu, w zamkniętych skrzyniach.
Drugą dłonią ściągnęła mu bokserki, które opadły na podłogę. Jeszcze mocniej ścisnęła wzwiedziony członek, a każdy ruch jej ręki wzdłuż niego był tak mocny, jakby chciała zedrzeć mu skórę.
– Zawsze z nami byli – szepnęła. – Zawsze się ukrywali i czekali, a teraz są wolni!
Trzymając mocno jego członek, pociągnęła go na łóżko. Czuł się kompletnie bezradny, jakby musiał zrobić wszystko, co mu każe. Położyła się na plecach i szeroko rozłożyła nogi. Nawet w środku miała blade ciało, błyszczące od śluzu.
– Chodź, Frank. Sam wiesz, jak bardzo mnie chcesz.
Zachwiał się i niemal przewrócił na łóżko.
– Bliżej… – wabiła go i ciągnęła ku sobie, a potem wprowadziła go sobie do środka. Jej wnętrze było chłodne i śliskie jak wyfiletowana ryba. Choć było to nieprzyjemne, nie mógł znaleźć w sobie dość siły, aby się wyślizgnąć. Złapała go za pośladki i zaczęła wpychać rytmicznie w siebie, cały czas się przy tym uśmiechając. Niewiarygodne, jak taka szczupła dziewczyna mogła być tak silna. Zmuszała go, by wbijał się w nią coraz mocniej i energiczniej, podkreślając każdy ruch wbijaniem mu paznokci w skórę.
– Teraz jesteś mój, Frank… jesteś moim podopiecznym – dyszała. – Jedno do drugiego, jak chińskie szepty, tak to się odbywa. To tajna wiadomość.
– Boe… ogi… – wyjęczał.
Triumfalnie wciągała go w siebie – raz, raz, raz, raz – z każdym ruchem wyginając plecy, tak że czuł jej uniesioną miednicę, wbijającą mu się w biodra.
Zaczął dygotać. Miał wrażenie, jakby jądra mu zamarzły, zamieniły się w dwie kule lodu, i coś z coraz większą siłą je miażdżyło. Zimno między nogami było niemal nie do wytrzymania, ale równocześnie czuł ogromną potrzebę szczytowania i sam zaczął wbijać w nią członek z takim impetem, jakby chciał ją rozerwać na pół.
Zacharczał, jęknął, prychnął i spuścił się. Czuł, że wypływają z niego grube strumienie zmieszanego z wodą lodu – jeden, drugi, trzeci. Kiedy przestał dygotać, ukląkł ze spuszczoną głową między kolanami Susan Fireman, a ona przeciągać zimnymi palcami po jego ramionach, plecach, biodrach i na koniec ujęła w dłoń jego skurczone jądra.
Opadł na bok i leżał, drżąc jak wyciągnięty z rzeki pies. Susan Fireman odwróciła się do niego, tak że ich twarze były oddalone od siebie o jakieś dziesięć centymetrów – za blisko, aby mógł skupić na niej wzrok.
– Tajna wiadomość – szepnęła.
– Co za tajna wiadomość? Nie rozumiem.
Pocałowała go dwa razy.
– Przynieśli ją taki kawał drogi z domu, w swojej krwi… nie widzisz tego?
– Kto? – wychrypiał. – O kim mówisz?
– Strigoi… tak sami siebie nazywają. Ludzie, którzy nigdy nie umierają.
– Strigoi?
– Zgadza się. Teraz przynieśli swoją wieść tutaj i możemy im pomóc ją rozpowszechniać. Ty, ja i wszyscy inni, których wybierzemy. Ta wieść nie jest na piśmie, nikt nawet nie może jej wyszeptać. – Uniosła tułów do pionu i popatrzyła na niego z góry. – Za kilka godzin, kochany Franku, też przejdziesz na drugą stronę i wszystko zrozumiesz.
Spróbował podnieść głowę, ale przycisnęła mu ją do łóżka.
– Jeszcze jedno… – powiedziała. – Musimy mieć pewność.
Usiadła na nim okrakiem i przycisnęła go do materaca chłodnymi kościstymi nogami. Zaczęła się przesuwać ku jego głowie, aż jej łydki oparły się o jego barki, a krocze znalazło się nad jego twarzą. Kiedy spojrzał w górę, zobaczył tuż przed oczami blade, bezkrwiste wargi sromowe i przebijające jedną z nich złote kółko. Jego sperma wylewała się, dwie krople spływały po wewnętrznej stronie jej uda.
– Co robisz? – spytał Frank. Pomyślał, że to być może wcale nie jest sen i choć Susan Fireman umarła, naprawdę z nim jest.
Popatrzyła na niego. Jej oczy były rozmarzone, nie uśmiechała się jednak.
– Musimy mieć pewność, Frank.
Próbował wstać, ale kiedy się z nią siłował, kropla zimnego nasienia spadła mu na usta. Chciał ją wypluć, lecz Susan wyciągnęła palec i wsunęła mu ją do ust.
– Gotowe – oświadczyła i zeszła z niego.
Zaczął pluć, a potem usiadł i wściekle tarł usta poduszką.
– Po co to było?
Roześmiała się i okręcając się w piruecie, odsunęła się od niego. Jej ciało podskakiwało jak na starym filmie, wyświetlanym za pomocą projektora na ręczną korbkę.
Pokuśtykał do łazienki. Czuł się, jakby walczył gdzieś w ciemnym zaułku i przegrał. Zapalił światło i popatrzył w lustro. Jeszcze nigdy w życiu nie był tak wykończony. Odwrócił się, by popatrzeć na swoje pośladki – były poprzecinane krwawymi śladami. Czy można śnić, że tak boli? Jego członek był czerwony, a moszna – w miejscu gdzie Susan Fireman wbiła paznokcie – zakrwawiona. Jak mógł śnić, jeżeli potrafił odkręcić kran i opryskać sobie twarz ciepłą wodą?
Wcisnął twarz w ręcznik. Czuję to i nie mogę się obudzić. Będę musiał się pogodzić z tym, że to jest realne. Choć szalone i przerażające, jest prawdziwe.
Rzucił ręcznik na półkę i wrócił do sypialni.
– No dobrze, zakładając, że to nie jest koszmar senny… może mi powiesz, co się dzieje?
Nie otrzymał jednak odpowiedzi. Susan Fireman nie było.
– Susan? – Poszedł na sztywnych nogach do salonu, ale i tam nie było po niej śladu. W dodatku łańcuch w drzwiach był założony, więc nie wyszła drzwiami. Zapalił światło w kuchni, lecz i tam się nie ukrywała. Słychać było jedynie szum lodówki.
Wrócił do sypialni.
– To idiotyczne! Susan!
Otworzył szafę. Tu też się nie schowała. Pod łóżkiem było tylko ze trzy centymetry wolnego miejsca, więc nie mogło jej tam być.
Znów przeszukał całe mieszkanie. Zajrzał nawet do kosza z brudną bielizną. Zniknęła i pomijając zmięte prześcieradła, nie było nawet śladu, że kiedykolwiek tu była. Popatrzył na ale znajdowało się prawic półtora metra nad podłogą było uchylone jedynie na kilka centymetrów. Nawet jeżeli udało się jej przez nie wejść, wątpił, aby przez nie wyszła. Nigdzie nie było niczego, na co mogłaby się wspiąć, aby dosięgnąć okna.