Выбрать главу

– W to nie wątpię. – Pochylił się nad nią i zaświecił jej długopisową latarką najpierw w jedno oko, potem w drugie.

– Dba pan o mnie.

– Proszę się nie ruszać. Oczywiście, że o panią dbam. To moja praca. Miała pani szczęście, że najlepszy gastroenterolog zachodniej półkuli był przy pani, gdy zaczęła pani wymiotować krwią.

– Macie już jakiś pomysł, co się ze mną dzieje?

– Jeszcze nie. Ma pani bardzo niskie ciśnienie krwi, co nas bardzo martwi, a liczba białych krwinek świadczy o tym, że cierpi pani na złośliwą anemię, najprawdopodobniej spowodowaną niezdolnością organizmu do wchłaniania wystarczającej ilości witaminy B dwanaście. Nie mogło to być jednak powodem krwotoku, a jak na razie nic stwierdziliśmy żadnych uszkodzeń przewodu pokarmowego ani żylaków przełyku.

– Nie jestem pewna, czy to wszystko rozumiem.

– W skrócie oznacza to, że na razie nie wiemy, co pani jest. Odwróciła głowę i spojrzała na obraz z Jezusem.

– Nie sądzi pan, że wygląda na smutnego?

– Czy ostatnio czuła się pani źle? – spytał Frank.

– Właściwie nie. Czułam się jedynie… inaczej.

– Bierze pani jakieś leki? Środki przedwiekowe? Coś przeciwdepresyjnego? Preparaty moczopędne?

– Biorę imbir i krwawnik, na bóle miesiączkowe.

– Rozumiem. A co z alkoholem? Ile pani średnio pije?

– Czasami kieliszek wina, ale niebyt często. Łatwo się upijam, a nie lubię tracić nad sobą kontroli.

– Narkotyki?

– Nigdy. No, może raz… ale to było dawno temu.

– Co z dietą? Jest pani wegetarianką?

Skinęła głową, ale w dalszym ciągu patrzyła na obraz z Jezusem.

– Czasami osoby utrzymujące ścisłą dietę wegetariańską mają niedobór witaminy B dwanaście – wyjaśnił Frank. – Łatwo sobie jednak z tym poradzić, podając tabletki albo zastrzyki.

Zapisał coś w notesie.

– Doktor Gathering powiedział mi, że jest pani bardzo wrażliwa na światło. Od kiedy?

– Nie wiem… chyba od trzech, czterech dni. Może trochę dłużej. Naprawdę nie pamiętam.

– Tylko oczy są wrażliwe czy także skóra? Ma pani wysypkę albo coś podobnego?

Susan Fireman pokręciła głową.

– Nawet jeśli słońce nie świeci, nie mogę wyjść na zewnątrz niepomalowana.

– A co by było, gdyby się pani nie pomalowała?

– Boli. Mam wrażenie, jakbym stała zbyt blisko paleniska. Frank zapisał sobie, że musi porozmawiać z doktorem Xavierem, dermatologiem.

– Rozumiem, że ma pani także nawracające koszmary nocne.

Susan Fireman zrobiła lekceważącą minę, jakby nie chciała o tym rozmawiać.

– Nawracający koszmar senny może być czasami objawem zespołu chorobowego. Ciało wysyła do mózgu sygnał ostrzegawczy, że coś niedobrego dzieje się w organizmie.

– Nie wiem… to bardziej jak wspomnienie niż jak sen.

– Śni pani, że jest na pokładzie statku, zgadza się? I że jest pani zamknięta w skrzyni, ciemnej skrzyni.

– Nie tylko zamknięta. Pokrywa jest mocno przykręcona. Na mojej skrzyni stoją inne skrzynie, więc nawet gdyby wieko nie było przykręcone, też nie mogłabym wyjść.

– Rozumiem. Skąd więc pani wie, że jest na statku?

– Czuję ruch. Skrzynia unosi się, opada i kiwa na boki. Słyszę trzeszczące belki i szum oceanu. Czasami słyszę też, jak ktoś krzyczy, i to jest najbardziej przerażające.

– Wie pani, kto to taki?

Susan Fireman odwróciła się i popatrzyła na Franka.

– Chłopiec. Przynajmniej sądząc po głosie. To brzmi jak „Tatal nostru”… Wykrzykuje te słowa raz za razem. Jest jeszcze więcej szczegółów, ale kiedy się budzę, nie pamiętam ich.

– Tatal nostru? Domyśla się pani, w jakim to jest języku?

– Nie, ale boję się, bo ten chłopiec też jest przerażony.

– Zrobimy pani jeszcze kilka badań. Próby alergiczne, badanie oczu i przynajmniej jeszcze jeden rentgen, bo może wrzód tak się umiejscowił, że na pierwszym zdjęciu go nie widać. Nie sądzi pani, że powinniśmy zawiadomić pani rodziców i powiedzieć im, co się dzieje?

– Tata jest bardzo chory. Nie chcę go denerwować.

– Może uda nam się najpierw porozmawiać z pani matką, niech ona zdecyduje, czy mu powiedzieć o tym, że jest pani w szpitalu.

Susan Fireman przez chwilą się zastanawiała.

– Nie… na razie tego nie róbcie. Sama im powiem.

– Czy chciałaby pani, abyśmy zawiadomili kogoś innego? Koleżanki, z którymi pani mieszka?

– Nie, nic im nie mówcie.

– Nie sądzi pani, że zaczną się denerwować, jeśli nie wróci pani do domu?

– Proszę…

Frank schował notes do kieszeni.

– Oczywiście, pani tu rządzi. Przyjdę za kilka godzin sprawdzić, jak się pani czuje.

Kiedy wracał do gabinetu, zabrzęczał jego pager. Doktor Gathering prosił o pilny kontakt. Natychmiast do niego zadzwonił.

– George? Co się dzieje?

– Willy przysłał mi wyniki analizy krwi Susan Fireman. Ma bez wątpienia anemię, ale jest jeszcze coś. Willy twierdzi, że w jej krwi jest enzym, którego nie umie określić. Może będzie musiał wysłać próbkę do Rochester.

– Właśnie z nią rozmawiałem i chyba rzeczywiście jest w niej coś… wyjątkowego.

– Frank, to jeszcze nie wszystko. Zbadaliśmy krew, którą zwymiotowała.

– I co?

– To nie jej krew. Tak naprawdę są to dwa rodzaje krwi. Ona ma grupę AB, a to, co zwymiotowała, jest mieszanką grupy A i zero.

– Słucham?

– Obawiam się, że to prawda. Krew nie dostała się do jej żołądka w wyniku krwotoku wewnętrznego. Ona ją wypiła.

2

Pragnienie krwi

Podczas gdy Frank i George siedzieli na niskiej skórzanej kanapie, doktor Pellman przeglądał wyniki badań, stukając przy tym długopisem o zęby. W końcu opadł ciężko na oparcie fotela.

– Jezu…

– Pomyśleliśmy, że powinien pan się z tym natychmiast zapoznać – powiedział George.

– Oczywiście, ma pan racją jak cholera. Musimy zawiadomić policję, i to natychmiast. – Pochylił się do stojącego na biurku interkomu i wcisnął klawisz. – Janice?

– Słucham pana?

– Proszę mnie połączyć z kapitanem Meznickiem ze Środkowomiejskiego Południowego, jeśli można, jak najszybciej. – Przeczytał jeszcze raz wyniki badań krwi, tym razem znacznie wolniej. – To pewne? Nic ma możliwości pomyłki?

Doktor Pellman był niski, miał siwe, sterczące do góry włosy, jakby je utapirował, i przypominał hobbita. Pracownicy nazywali go co prawda Trollem Śmierci, ale cieszył się ich szacunkiem. Bywał zawzięły i szybko wybuchał, miał jednak znakomite oko do szczegółów.

– Nie ma żadnego błędu, panie dyrektorze – powiedział George – Dla pewności Willy zrobił badania dwa razy. To bez najmniejszych wątpliwości ludzka krew. Jeżeli ta dziewczyna nie ukradła jej z banku krwi ani nie trzymała zamrożonej, to przynajmniej dwie osoby straciły sporo krwi. Niemal na pewno tak dużo, że zmarły. Zahuczał interkom.

– Panie dyrektorze, porucznik Roberts na linii. Kapitan Meznick jest w Filadelfii, na policyjnej konferencji.

– W porządku, to bez różnicy. – Doktor Pellman podniósł słuchawką. – Porucznik Roberts? Nazywam się Harold Pellman i jestem wiceprezesem oraz dyrektorem do spraw medycznych w Sisters of Jerusalem. Nie chcę owijać w bawełnę: mamy u siebie młodą kobietę, która najwyraźniej pije krew.

Frank mógł się domyślać reakcji porucznika Robertsa, bo doktor Pellman powtórzył:

– Pije krew, poruczniku. Ludzką, do tego nie własną, a innych ludzi. Jeżeli ten, czyją krew piła, nie dostał transfuzji, najprawdopodobniej nie żyje. – Podał adres Susan Fireman i jej dane, po czym odłożył słuchawkę. – To by było na tyle, panowie. Nic więcej nie możemy zrobić.