Выбрать главу

– Zmienna Kobieto, porozmawiaj ze mną! Potrzebuję twojej energii życiowej i siły oraz twojej mądrości. Proszę cię, abyś mi dała moc Słońca, żebym mogła przepędzić ciemność z naszego miasta. Potrzebuję twojego syna, Zabójcy Potworów, oraz synów twojego syna i jego córek.

Nagle zebrało mi się na kichanie. Wykrzywiałem twarz, ale swędzenie w nosie nasilało się, aż doszło do punktu, w którym miałem do wyboru albo puścić rękę Gila, albo prychnąć Bertiemu prosto w twarz.

W tym momencie powietrze za krzesłem Amelii zadrżało i chęć kichania przeszła mi jak ręką odjął. Powietrze wyglądało, jakby się marszczyło – jak w upalny dzień nad blaszanym dachem. Dokładnie przede mną zaczęła się materializować stara kobieta – z początku była przezroczysta, ale z każdą chwilą robiła się wyraźniejsza. Była drobna i zgarbiona, miała zaplecione w warkocze siwe włosy i tak wysuszoną twarz, że bardziej przypominała małpę niż człowieka. Odziana była w jasnoszarą wełnianą pelerynę, a w ręku trzymała błyszczącą turkusową laskę.

Amelia miała cały czas zamknięte oczy i wciąż wzywała duchy, aby jej pomogły. Nie wiedziałem, czy krzyknąć coś w rodzaju: „Popatrz za siebie!”, ale z moich dotychczasowych kontaktów z zaświatami wiedziałem, że nie wolno przerywać seansu. Mogło to przepłoszyć duchy, było również niebezpieczne.

– Zmienna Kobieto, potrzebuję twojej odwagi. Zmienna Kobieto, potrzebuję twojego ciepła. Zmienna Kobieto, potrzebuję twojej życzliwości.

Teraz zaczęło także migotać powietrze za Bertiem. W ciągu kilku sekund pojawiła się kolejna kobieta – tym razem około czterdziestki. Miała na głowie strój z suchych liści, była owinięta brązowym kocem z surowego płótna, a jej policzki pokrywała czerwona farba. Stała po mojej prawej stronie i patrzyła na mnie nad głową Bertiego – miała całkowicie czarne oczy, jakby jej czaszka była w środku pusta.

Gil otworzył oczy i mocniej ścisnął mnie za rękę, aby dać znak, że również widzi kobiety.

– Nic nie mów… – szepnąłem.

Ścisnął jeszcze mocniej moją dłoń i przechylił głowę do tyłu.

– Za… tobą… – powiedział, poruszając bezgłośnie wargami.

– Co?

Znów przechylił głowę i zrozumiałem, że musiał się za mną zmaterializować kolejny duch. Bardzo powoli odwróciłem głowę i kątem oka ujrzałem młodą kobietę, ubraną we fluoryzującą białą sukienkę, ozdobioną ciemnoczerwonym zygzakiem. Nie mogłem odwrócić się na tyle, aby dostrzec jej twarz, ale jeżeli mina Gila mogła być jakąś wskazówką, trzecia kobieta była nie mniej przerażająca jak ta stojąca za Bertiem.

– Zmienna Kobieto, wysłuchaj mnie. Przybądź do mnie ze wszystkich stron świata. Ze wschodu, gdzie słońce i wszystko inne się rodzi. Z południa, gdzie wszystko rośnie i dojrzewa. Z zachodu, gdzie słońce zapada za horyzont po wypełnieniu swojego codziennego obowiązku. I z północy, gdzie wszystko umiera.

Teraz powietrze poruszyło się za krzesłem Gila. Przez chwilę falowało jak przepływająca nad głazami czysta woda, a potem stopniowo zaczęło przybierać kształt dziewczyny – całkowicie nagiej, jeśli nie liczyć sznurów biało-czerwonych paciorków, owiniętych wokół nadgarstków i kostek, oraz skomplikowanych wzorów, namalowanych na jej ciele brązową farbą. Srebrzystoczarne włosy sięgały jej do połowy pleców.

Gil siedział po północnej stronie stołu i kiedy pojawiła się czwarta postać, było oczywiste, że Amelii udało się przywołać Zmienną Kobietę. Śpiewająca Skała powiedział przecież, że podąża ona w odwrotnym kierunku. Na północy, zwykle symbolizującej zimno i śmierć, pojawiła się najpiękniejsza dziewczyna, przynosząc nadzieję na płodność i nowe życie.

Amelia powoli otworzyła oczy.

– Jesteś… – wyszeptała i uśmiechnęła się.

– Wzywałaś mnie – odpowiedziały jej cztery głosy naraz. W pokoju było tyle energii parapsychicznej, że powietrze aż trzaskało. Kiedy Zmienna Kobieta się odezwała, po brzegu stołu przeleciała ścieżka z iskier, a wszystkim nastroszyły się włosy. Elektryczna gąsienica przepełzła nawet po blaszkach identyfikacyjnych Gila i srebrnym łańcuszku, który miał na szyi.

– Zmienna Kobieto, potrzebujemy twojej pomocy – oświadczyła Amelia. – Czarownik Misquamacus wrócił w płaszczu pożyczonego ducha. Ożywił plemię żywych trupów zza wschodniego oceanu. Zamordowali już tysiące ludzi i jeżeli ich nie zniszczymy, zło rozprzestrzeni się po całym kraju.

– Wiem o tym – odparła Zmienna Kobieta. Kiedy mówiła, buczały mi zęby, a skóra piekła, jakby pełzały po mnie czerwone mrówki.

– Więc nam pomożesz? Potrzebujemy zabójców potworów, którzy będą mogli odkryć, gdzie chowają się żywi martwi, i spalić ich słońcem świecącym z ich oczu.

– Mówisz o klanie mojego syna?

– Nie znamy nikogo innego, kto mógłby nas uratować. Cztery kobiety zaczęły powoli obchodzić stół, aż najmłodsza znalazła się za mną, a najstarsza za plecami Bertiego, naprzeciwko mnie. Gil spoglądał na mnie nerwowo, nie wiedziałem jednak, jak go uspokoić.

– Wiesz, co zamierza Misquamacus?

– Wiem – odparła Amelia. – Chce usunąć z tego kraju wszystkich poza Indianami.

.- Potrafiłabyś wymienić jakiś powód, dla którego powinnam mu w tym przeszkodzić? Dziesiątki tysięcy moich ludzi zginęły z rąk białego człowieka z powodu jego chciwości, a po naszych świętych miejscach chodzą teraz obcy różnych wyznań.

– Wiem, że biali ludzie uczynili wam wiele krzywd. Mogę jedynie zaapelować do twojego humanitaryzmu.

Cztery kobiety ponownie zmieniły pozycje. Popatrzyłem na nie ukradkiem, próbując się zorientować, czy Zmienna Kobieta zechce nam pomóc. Ale twarze wszystkich czterech postaci były obojętne, nie do rozszyfrowania – zwłaszcza twarz najstarszej, ledwie przypominająca ludzką.

– Jestem córką Sa’ah Naaghaii i Bik ‘eh H-zh- – oświadczyła Zmienna Kobieta. – Sa’ah Naaghaii to sposób, w jaki wszystko, co żyje, uzyskuje nieśmiertelność poprzez reprodukcję. Bik’eh H-zh- jest pokojem i harmonią, niezbędną, aby trwało życie. Ponieważ jestem córką Sa’ah Naaghaii i Bik ‘eh H-zh-, pomogę ci pozbyć się plemienia żywych martwych.

Nigdy w życiu nie słyszałem słów, które, że tak powiem, bardziej dodałyby mi czadu. Amelia uśmiechnęła się.

– Dziękuję ci, Zmienna Kobieto, i bądź błogosławiona.

Nawet Bertie nie mógł się powstrzymać od wyszczerzenia zębów.

– No to teraz możemy skopać kilka tyłków – stwierdził Gil.

Atmosfera w jadalni była tak naładowana elektrycznością, że między krzesłami przeskakiwały iskry, a szklane trójkąciki kandelabra pobrzękiwały jak chińskie dzwoneczki. Najmłodsza z widmowych postaci – naga dziewczyna – podeszła do młodej kobiety w białej sukience. Przez chwilę stały obok siebie, a potem zaczęły na siebie nachodzić i zlewać się w jedno. Kiedy w miejscu dwóch była już tylko jedna postać, podeszła do kobiety w średnim wieku i również się z nią zlała.

– Prawem natury jest, aby wszystko się starzało i umierało – powiedziały jednocześnie dziewczyna i stara kobieta.

Wszystko też musi się odradzać. Nie ma na tym świecie miejsca dla tych, którzy są martwi i żywi równocześnie.

Po tych słowach dziewczyna stopiła się ze staruszką i była już tylko najmłodsza – naga, przepiękna, z włosami unoszącymi się nad ramionami, jakby poruszał je niewyczuwalny wiatr.