– Wezwę mojego syna i jego dzieci. Wezwę klan Ludzi-ze-Słońcem-w-Oczach. Wezwę ich, aby odszukali członków plemienia żywych martwych i zniszczyli ich wszystkich.
Zmienna Kobieta zaczęła podśpiewywać wysokim głosem jakieś powtarzające się zaklęcie, co trwało niemal pięć minut. Równocześnie zaczęła się rozpływać – tak samo jak Śpiewająca Skała, aż w końcu widać było już tylko blade, tańczące nitki rozwiewanych przez wiatr włosów.
Gil puścił moją dłoń i wstał.
– Nie, Gil, jeszcze nie! – krzyknęła Amelia. Rozległ się trzask, jakby pękło potężne drzewo, i błysnęło oślepiające światło. Kandelabr eksplodował i zasypał nas szkłem, po chwili rozprysnął się także szklany blat stołu. Obrazy zaczęły spadać ze ścian, a wrzecionowata rzeźba Bertiego pofrunęła w powietrzu. Jedna po drugiej pękały szyby w oknach – z takim hukiem, że nie słyszeliśmy swoich krzyków.
Pod tymi hałasami zaczął się krystalizować nowy dźwięk. Był taki niski i wibrujący, że nie tyle go słyszałem, ile czułem. Jakby w pobliżu włączono potężny generator albo tysiąc głosów mruczało basso profondo.
– Co się dzieje? – spytał Bertie. – Zdawało mi się, że mają nam pomóc.
– Bertil… proszę, zaczekaj.
Nie musieliśmy czekać zbyt długo. Pomruk narastał, a wszystkie rozbite w drobny mak przedmioty zaczęły się zbierać pośrodku salonu – szkło, kawałki mebli, rozbite rzeźby, kamyki i ziemia z przewróconych doniczek, czasopisma, listy i suche liście.
Po chwili uniosły się i cała ta zmieszana masa – migocząca i kotłująca się w powietrzu – zaczęła układać się w ciemny kształt, jakby człowieka z dymu. Był ogromny – miał prawie siedem stóp – i pachniał dymem jak paląca się w upalny letni dzień trawa.
Ponieważ nie miał ciała – w końcu był duchem – wykorzystywał śmieci do ukazania nam swej postaci.
Najpierw ukształtowała się jego głowa. Wyglądał, jakby miał na niej rytualny strój z rogów bizona, co nadawało mu sataniczny wygląd, ale jego magia nie miała nic wspólnego ani z szatanem, ani z Bogiem. Był to Zabójca Potworów Nawajów, którego matką była Zmienna Kobieta, a ojcem Słońce.
– Matka poprosiła mnie, abym wam pomógł – powiedział głosem huczącym jak wpadający do komina płomień. – Mówiła, że chcecie, abym odszukał istoty z plemienia żywych martwych i spalił je.
– Twoja pomoc byłaby dla nas zaszczytem, Zabójco Potworów – odparła Amelia.
Zabójca Potworów uniósł wysoko ręce.
– To, o co poprosi mnie matka, jest dla mnie rozkazem.
– Niech pan jednak będzie ostrożny – przestrzegł z nieoczekiwaną zuchwałością Gil. – Istoty z tego plemienia nie są głupie, jest ich mnóstwo i poruszają się jak jaszczurki na gorącym kamieniu.
Zabójca Potworów odwrócił swoją wielką dymiącą głowę i otworzył oczy. Z obu oczodołów wystrzeliły jaskrawe promienie światła, tak intensywnego, że musiałem się odwrócić. Promienie trafiły w ścianę, przepaliły farbę, tynk i mur i z hukiem przebiły się do kuchni. W powietrzu rozszedł się swąd dymu.
Zabójca Potworów zamknął powieki i wszystko pociemniało, tylko przed oczami latały mi żółtozielone powidoki. Kiedy zacząłem odzyskiwać wzrok, dostrzegłem, że Zabójca Potworów robi najpierw jeden, potem drugi krok w tył. Z każdym jego ruchem kawałki porozbijanych rzeczy, które wykorzystał, aby pozwolić nam siebie zobaczyć, wydawały odgłos, jakby ktoś przerzucał szuflą żwir. CHSZU… CHSZU… CHSZU… Gil tarł oczy i przyglądał się dziurze w ścianie.
– Jezu… ten gość nie potrzebuje porad z zakresu walki wręcz…
Zabójca Potworów odchodził powoli i po chwili dym, który otaczał jego postać, rozwiał się, a śmieci z grzechotem opadły na podłogę.
Kiedy zniknął, Amelia uniosła ramiona i zamknęła oczy.
– Błogosławię twoje imię, Zmienna Kobieto! – zawołała wysokim, śpiewnym głosem. – Oby Wielki Manitou pozwolił ci korzystać ze wszystkich swoich sztuczek, jakich będziesz potrzebowała.
– Amen – skwitował Gil.
20
Pojawienie się Zabójcy Potworów tak dokładnie zniszczyło apartament Amelii i Bertiego, że pomogliśmy im się przenieść do urządzonego w kolonialnym stylu mieszkania piętro wyżej, którego właściciele pojechali na wakacje na wyspy Turks i Caicos. Próbowałem przekonać samego siebie, że Zabójcy Potworów i jego klanowi uda się wyłapać i spalić wszystkie strigoi, ale uznałem, że nie będzie dla Amelii i Bertiego zbyt bezpiecznie, jeśli pozostaną w mieszkaniu bez szyb w oknach.
Zanim wyszliśmy, sprawdziliśmy z Gilem wszystkie pokoje i rozbiliśmy wszystkie lustra.
– Kiedy Nigel to zobaczy, chyba wykluczy nas z grona swoich przyjaciół – mruknęła Amelia.
– Nie martw się, na pewno nie będzie się przejmował lustrami. Ucieszy się, że przeżyliście.
– Chcecie coś zjeść? – spytał Bertie. – Nie mamy oczywiście nic ciepłego, ale jest kilka puszek zupy i szwedzki żytni chleb.
– Nie trzeba – odparłem. – Najlepiej będzie, jeśli wrócimy do Jenicy. Nie chcę, żeby była sama.
Amelia podeszła do mnie i ujęła obie moje dłonie.
– Kolejna dziwna przygoda – powiedziała. – Dlaczego takie rzeczy przydarzają się akurat nam, Harry?
– Bo jesteśmy mediami. To nasza robota. Kto coś takiego załatwi, jeśli nie my?
– Myślisz, że to zadziała? Wezwanie Zabójcy Potworów?
– Nie wiem. Mam nadzieję. Ale muszę jeszcze znaleźć Misquamacusa i unieszkodliwić go.
– Pokażesz się potem? Nie chciałabym, abyś zniknął bez wieści.
Bertie robił się trochę nerwowy, więc pocałowałem ją tylko w czoło.
– Znasz mnie. Erskine Niezniszczalny. Chodź, Gil, najlepiej będzie, jak się stąd wyniesiemy.
Gil zostawił mnie na rogu Leroy Street i poszedł do domu, sprawdzić, co z żoną i córkami. Kiedy szedłem przez miasto, było cicho, ale gdy wchodziłem po schodach w domu Dragomirów, dałbym sobie uciąć rękę, że usłyszałem krzyk mężczyzny. Zatrzymałem się i zacząłem nasłuchiwać, lecz krzyk się nie powtórzył. Wszedłem do mieszkania i dokładnie zamknąłem za sobą drzwi.
Jenica spała na kanapie. Na dywanie leżał jeden z tomików dziennika jej ojca. Gdy potrząsnąłem ją za ramię, otworzyła oczy i popatrzyła na mnie, jakby mnie nie poznawała.
– Och… miałam taki dziwny sen…
– Nic nie może być dziwniejszego od tego, co właśnie zrobiliśmy.
Jenica usiadła i przeciągnęła się.
– Jak poszło? Seans się udał?
– Czy się udał? Wywołaliśmy najpaskudniejszego myśliwego wampirów, jakiego możesz sobie wyobrazić. Zabójcę Potworów! Jest jak… składa się z dymu i pyłu, ale trzeba go było zobaczyć! Ma rogi jak demon, a z jego oczu wystrzeliwuje jaskrawe światło. Jak promienie śmierci. ZZZAP! BAM! – i w ścianie zrobiła się wielka dziura.
– Będzie dla nas walczył ze strigoi!
– Szkoda, że cię tam nie było, Jenica. Pojawiła się Zmienna Kobieta, która składała się z czterech różnych kobiet, choć była to ta sama osoba, ale w różnym wieku. Potem wezwała Zabójcą Potworów. Całe mieszkanie Amelii zostało zdemolowane, no wiesz… wszystko, co nie było przymocowane, rozpadło się w kawałki. To było tak niesamowite…
– Harry, czy ten Zabójca Potworów będzie dla nas walczył ze strigoi!
Zacząłem się uspokajać.
– Tak, będzie walczył. Możemy tylko czekać i patrzeć.
– To dobrze, prawda? Czyli misja zakończyła się sukcesem?
– Chyba tak. Przynajmniej taką mam nadzieję. Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy.
Jenica podniosła dziennik ojca.