Выбрать главу

– Dlaczego?

– Kiedy wróciłem do domu, przeraziłem się, bo strigoi próbowały włamać się do naszego mieszkania trzy albo cztery razy. Kazałem więc dziewczynom spakować się i poszliśmy do tunelu Holland. Pomyślałem, że może mnie przepuszczą, bo byłem żołnierzem. Ale nic z tego… Poustawiali barykady z drutem kolczastym. Mieli rozkaz strzelać bez ostrzeżenia do wszystkich, którzy próbowaliby się przedostać. Nie miałem więc wyboru, musiałem zaprowadzić żonę i córki z powrotem do domu i zabarykadować je tam.

– Mogłeś z nimi zostać. Powinieneś był to zrobić. Zrozumiałbym.

Starł krew z górnej wargi.

– Jestem żołnierzem, Harry. Wiem, czym jest obowiązek.

– Doceniam to, że wróciłeś. Przynajmniej wiemy teraz, że zabójcy potworów są na mieście i robią, co obiecali. Widziałeś tego gościa, który wybuchł obok mnie? To było coś, no nie?

– Harry! – zawołała Jenica z góry. Jej głos odbił się echem w klatce schodowej. – Wszystko w porządku?

– Poobijany, ale nieugięty! – odkrzyknąłem. Zarzuciłem sobie ramię mojego towarzysza na plecy i przetaszczyłem go przez ostatni odcinek schodów. Jenica czekała na nas i pomogła mi zaprowadzić Gila do salonu, gdzie położyliśmy go na kanapie. Dopiero wtedy zobaczyłem, że jest znacznie poważniej ranny, niż sądziłem. Przód jego T-shirtu był przesączony krwią, a kiedy Jenica mu go ściągnęła, okazało się, że ma nie tylko rany cięte na rękach. Tuż pod klatką piersiową była rana kłuta, z której przy każdym oddechu wylatywały pęcherzyki powietrza.

– Przyniosę środek dezynfekujący i bandaże – powiedziała do mnie Jenica. – Przez ten czas uciskaj mu tę ranę, aby nie tracił krwi.

– To nic takiego – mruknął Gil. – W Bośni dostałem szrapnelem w nogę. Założyli mi wtedy trzydzieści siedem szwów.

– Co powiesz na drinka? – spytałem. – Na ukojenie bólu nie ma nic lepszego od palinki, nieważne, czy to ból fizyczny, czy psychiczny.

– Czemu nie? Kiedy to wszystko się skończy, otworzę przy Siódmej Alei bar z palinką i nazwę go „Amnezja”.

Jenica przyniosła plastikową miskę, do której nabrała wody z wanny. Gąbką obmyła Gilowi brzuch i bark i opatrzyła mu rany czystymi bawełnianymi chusteczkami. Potem pomogliśmy mu pokuśtykać do sypialni i ułożyliśmy go na łóżku.

– Potrzebujesz snu. – Jenica, pochyliła się nad nim i pocałowała go w czoło.

– Frank umarł w tym łóżku! – zaprotestował Gil.

– Tak i nie. Przecież właściwie jeszcze nie umarł do końca.

– Dzięki za pocieszenie.

Wróciliśmy z Jenicą do salonu. Mnie też przydałoby się nieco snu, wiedziałem jednak, że nie uda mi się zamknąć oczu. Poza tym musiałem iść na dół, by rozbić lustro. Wątpliwe, aby strigoi spróbowały tu dziś wrócić po tym, jak pojawili się zabójcy potworów, uznałem jednak, że lepiej być nadmiernie ostrożnym, niż zostać wyssanym przez świrusa o martwym wzroku.

Jenica wzięła do ręki zdobioną kość, którą znaleźliśmy w trumnie Vasile Lupa.

– Wiesz, cały dzień o niej myślę. O tym, skąd się wzięła i dlaczego ma taką moc.

– Widziałem już kiedyś coś podobnego… nawet w podwójnym wydaniu. Były to kości z nóg czarownika, którymi stukało się o siebie, jakby ich właściciel biegł, i wtedy można było dostać się za nim do świata duchowego. Należały do Białego Byka, szamana Szalonego Konia.

– I co, skutkowało?

Nie bardzo chciałem o tym mówić, ponieważ wspomnienie nie było przyjemne, ale skinąłem głową.

– Skutkowało. Ale inaczej niż ta kość… – Wziąłem ją od Jenicy i uniosłem. – Kości Białego Byka były używane do przeprowadzania świętego rytuału, a ta… sprawia wrażenie, jakby miała własną, wewnętrzną siłę…

– Ale dlaczego leżała w trumnie Zbieracza Wampirów?

– Kto wie? Może nie było szczególnego powodu? Może po tym, jak Misquamacus ożywił Zbieracza Wampirów, nie potrzebował już jej i zostawił ją tam, gdzie była?

– Coś o takiej mocy? Nie sądzę. Twój czarownik musiał zostawić kość w trumnie Zbieracza Wampirów z określonego powodu. Pamiętaj, że kiedy mu nią pomachałeś, odszedł bardzo szybko, jakby kryła się w niej moc, której nie był w stanie pokonać.

Przyjrzałem się uważnie kości. Na całej jej długości wyryto ludzkie figurki, które splatały się ze sobą. Ale wszystkie postacie były ubrane jak biali.

– Zastanawiam się, w jaki sposób Misquamacus zdobył tę kość – powiedziała Jenica. – Wiemy od twojego przewodnika duchowego, Śpiewającej Skały, że ogień o bardzo wysokiej temperaturze z jedenastego września spoił na nowo porozpraszane cząstki jego manitou. Ale w dalszym ciągu nie miał substancji, prawda? Tego, co dziewiętnastowieczne media nazywały ektoplazmą. Jak więc, skoro jego duch nie miał postaci, udało mu się znaleźć tę kość, i jak zaniósł ją do trumny Vasile Lupa, aby tamten go ożywił?

– Nie mam pojęcia. To niemożliwe, prawda?

Oczy Jenicy błyszczały w świetle świec.

– Czegoś w tym równaniu brakuje. Czuję, że za kulisami tego, co tu się dzieje, kryje się jeszcze ktoś.

21

Krwiobieg

Na intarsjowanym stoliku, między pudełkami na biżuterię i ozdobnymi przyciskami do papieru, znalazłem małą figurkę uśmiechającego się rumuńskiego gnoma z brązu. Był malutki, ale bardzo ciężki, miał spiczasty kapelusz i doskonale nadawał się do rozbijania luster. Ścisnąłem go w dłoni i pokuśtykałem w dół.

Na klatce schodowej unosił się wywołujący mdłości smród tlącego się dywanu i spalonych ciał – najobrzydliwszego grilla, jakiego można by urządzić – i zanim udało mi się przełknąć ślinę, do gardła podeszło mi nieprzetrawione spaghetti po bolońsku.

Złapałem gnoma za podstawę i podszedłem do własnego odbicia w lustrze. Spróbowałem przybrać w miarę zdecydowaną minę i uniosłem wysoko figurkę. Kiedy już miałem rozbić lustro, ujrzałem w nim odbicie widokówki, leżącej na stoliku obok. Gdy walczyliśmy ze strigoi, na pewno jej tu nie było.

Odwróciłem się i wziąłem widokówkę do ręki. Było na niej zdjęcie dużego białego domu, w tle błękitne niebo, ciemnoczerwone klony i małe okrągłe jeziorko. Kensico County Inn, Valhalla, stan Nowy Jork. Odwróciłem kartką. Nie było znaczka ani adresu, jedynie trzy litery: TUF.

TUF? Co za sens pisać na widokówce nazwę skały wulkanicznego pochodzenia?

Rozejrzałem się. Kto położył tu tę kartkę? Drzwi frontowe były zamknięte i zaryglowane. Sam je zamykałem, a poza nami w budynku nikogo nie było. Wszyscy mieszkańcy albo wyjechali na wakacje, albo gdzieś powychodzili i nie wrócili. Być może zostali złapani przez bladych ludzi lub zabici przez strigoi.

Podszedłem do drzwi mieszkania na parterze. Były zamknięte. Spróbowałem otworzyć drzwi na końcu korytarza, które musiały prowadzić na podwórko z tyłu. Również były zamknięte i zaryglowane od środka. Był tylko jeden sposób dostania się do budynku – przez lustro.

Podszedłem do niego powoli i przycisnąłem czoło do szkła. Wpatrywałem się w nie, ale widziałem jedynie własne odbicie. Tylko strigoi potrafiły przejść przez lustro, jeśli to jednak zrobiły, dlaczego nas nie zaatakowały, a jedynie zostawiły pocztówkę?

Nagle w mojej głowie zapaliło się zielone światełko. Frank! Pocztówkę zostawił Frank. Czyż mi nie powiedział, iż nigdy nie zapomni przysięgi, że będzie chronił ludzkie życie? TUF oznaczało „tu” i „f’. Frank pokazywał mi w ten sposób, gdzie ukrywa się Misquamacus.

Kiedy wpatrywałem się w lustro i zastanawiałem, czy je zbić, z góry doleciał przenikliwy wrzask, huknęły zatrzaskiwane drzwi i załomotały przewracane krzesła.