– To pewnie on – zawołała Carmen. – Pójdę otworzyć.
Mohamed potraktował z rezerwą przyjaciółki siostry. Odpowiadał monosylabami na pytania i trajkotanie dwóch prawniczek, które poprosiły, by zaczekał na Lailę w gabinecie. Zerkał na nie speszony, żałując, że pod wpływem impulsu zjawił się w kancelarii, by powiedzieć siostrze, że chętnie pójdzie z nią poznać domniemanego świętego męża.
Kilka minut później usłyszał liczne kobiece głosy mówiące po arabsku. Chętnie przysłuchałby się uważniej tym rozmowom, ale Paula i Carmen nie przestawały zasypywać go pytaniami i wychwalać pod niebiosa Lailę.
– To świetna prawniczka – szczebiotała Paula. – Większość naszych klientek chce, by właśnie Laila prowadziła ich sprawy, twoja siostra wygrała już kilka procesów, więc klientki polecają ją sobie wzajemnie.
– Dzisiaj znów dostaliśmy z sądu zawiadomienie o kolejnej sprawie wygranej przez Lailę – wtrąciła Carmen. – Potworna historia, przemoc w rodzinie… Mąż znęcał się nad żoną na oczach dzieci. Aż strach pomyśleć, co te biedactwa wycierpiały, patrząc na bitą i płaczącą matkę. Ten bydlak wszystkiemu zaprzeczał, ale twoja siostra jest skrupulatna jak mróweczka; udało jej się wykazać, że ich dom był prawdziwym piekłem.
Nareszcie otworzyły się drzwi gabinetu Carmen i weszła Laila. Spojrzała na brata osłupiała, nie wiedząc, co powiedzieć ani co zrobić. Mohamed wstał z fotela i zdobył się na uśmiech, bardziej z przymusu niż z własnej woli.
– Wpadłem po ciebie. Wczoraj powiedziałaś, że chcesz mi kogoś przedstawić, może masz teraz chwilę…
– Tak… pewnie… skończyłam właśnie zajęcia z moimi uczennicami i jestem wolna. Zamierzałam trochę popracować przed powrotem do domu, ale mogę to odłożyć na później.
– W takim razie chodźmy – rzucił Mohamed szorstko. Pożegnawszy się z Carmen i Paulą, wyszli w milczeniu, czując się nieswojo w swoim towarzystwie. Mohamed poszukał wzrokiem znajomego stojącego przedtem na chodniku, ale już go tam nie było. Poczuł ulgę, choć sam nie wiedział dlaczego.
– Kim jest ten święty mąż? – dopytywał się Mohamed.
– Znasz go, choć być może go nie pamiętasz.
– Kto to taki? – powtórzył pytanie Mohamed.
– Jalil al-Basari.
– Nie kojarzę.
– Pochodzi z Fezu, choć od wielu lat mieszka w Granadzie. Gdy byliśmy mali, ojciec zapraszał go czasami do nas, gdy przejeżdżał w odwiedziny do córki, która wyszła za Hiszpana. Po śmierci żony opuścił Fez i zamieszkał u córki.
– I ty chcesz, żebym bratał się z osobami tego pokroju!
– To dobrzy ludzie. Jalil jest nauczycielem, dawał lekcje w medresie. To alim szanowany i tutaj, i w Maroku. Mówi o pokoju, o pojednaniu między ludźmi, wzywa do szacunku wśród narodów i religii, broni praw kobiet.
– Chyba nie warto, byś przedstawiała mi tego całego Jalila. Jeśli myśli to, co mówisz, nie jest jednym z nas.
– Nie osądzaj go przedwcześnie, jeszcze go nie poznałeś. Zaufaj mi, zobaczysz, że jego słowa pokrzepią cię na duchu i jeszcze bardziej zbliżą do miłosiernego Allacha.
– Gdzie ten Jalil mieszka?
– Niedaleko stąd, w centrum.
– Dlaczego nie w Albaicin?
– Przecież ci mówiłam, że mieszka u córki. Salima jest nauczycielką w szkole publicznej, do której uczęszcza wiele marokańskich dzieci. Uczy je hiszpańskiego i zapoznaje z tutejszymi zwyczajami, budując pomost między dwoma kulturami. To bardzo serdeczna kobieta, zawsze ma dobry humor.
– A co robi jej mąż?
– Prowadzi sklep z kawą, herbatą i przyprawami. Poczciwy z niego człowiek, bardzo szanuje swoją żonę. Mają trójkę małych dzieci, będziesz miał okazję je poznać.
Mohamed doszedł z Lailą aż do domu, w którym znajdował się sklep zięcia Jalila – przestronny, jasny lokal, gdzie na niezliczonych półkach porozstawiano najprzeróżniejsze rodzaje kawy, herbaty, konfitur, miodu i przypraw.
Wszedłszy do sklepu, Laila pozdrowiła radośnie Carlosa, zięcia Jalila. Sklepikarz uścisnął dłoń Mohameda i zaprosił gości na zaplecze, gdzie jego żona, Salima, parzyła właśnie herbatę dla ojca.
Gospodyni uściskała serdecznie Lailę, przyglądając się z ciekawością Mohamedowi.
– Opowiadałam wam o moim bracie, bardzo mi zależało, żebyście go poznali.
Oczy Jalila wpatrzone były w pustkę, ale starzec zwracał głowę ku Laili. Mohameda zadziwił elegancki wygląd ślepca – starzec miał na sobie nieskazitelny burnus z cienkiej wełny, tak biały jak kolor jego włosów. Zwrócił również uwagę na jego dłonie o długich palcach i dobrotliwy uśmiech.
– A więc to ty, Mohamedzie – powitał go Jalil. – Laila dużo nam o tobie opowiadała.
Mohamed milczał zafascynowany tym skromnie, lecz elegancko ubranym starcem.
– To zaszczyt pana poznać – wybąkał tylko.
Ślepiec się uśmiechnął. Wyczuwał zmieszanie młodego gościa.
– Chodź, usiądź przy mnie. Napijecie się z nami herbaty. Salimo, córeczko, możesz nalać herbaty naszym gościom?
– Tak, ojcze, już wyjmuję filiżanki. Macie ochotę na ciasteczka? Sama piekłam.
– Czym się zajmujesz, Mohamedzie? – zapytał Jalil, wiedząc, że młody człowiek nie spodziewał się tak bezpośredniego pytania.
– Cóż, teraz mam akurat wakacje, ale skończyłem studia na wydziale turystyki, pracowałem w Niemczech.
– Na długo przyjechałeś?
– To zależy… może będę musiał wyjechać, jeszcze nie wiem.
– Rozumiem – mruknął starzec, z lubością popijając herbatę. Laila wyczuwała skrępowanie brata, postanowiła jednak nie przychodzić mu w sukurs. Domyślała się, że czuje się niepewnie przy Jalilu i jest zdziwiony wyglądem Salimy ubranej na zachodnią modłę – w spodnie i bez chusty na głowie.
– Jutro odwiedzi cię przysłana przeze mnie kobieta – powiedziała gospodyni do Laili. – To matka moich dwóch uczennic, udało mi sieją przekonać, że nie może dłużej znosić w milczeniu razów męża.
Salima zerknęła kątem oka na Mohameda, który wiercił się niespokojnie na krześle. Mimo to postanowiła mówić dalej:
– To młoda dziewczyna, nie ma nawet trzydziestu lat. Dzień w dzień zjawia się w szkole z sińcami na twarzy, a wczoraj przyszła nie tylko z podbitym okiem, ale również ze złamaną ręką. Jej córeczki są przerażone, widząc, jak ojciec znęca się nad ich mamą. Boję się, że pewnego dnia dojdzie do tragedii. Może będziesz mogła pomóc tej biedaczce.
– Przecież wiesz, że wszystko zależy od niej, musi się zgłosić na policję – tłumaczyła Laila. – Dopiero wtedy będziemy mogli postarać się dla niej o tymczasowe schronienie w ośrodku dla ofiar przemocy domowej, gdzie zostanie, dopóki nie wyjaśni się jej sytuacja prawna. Ja nie mogę nic zrobić, jeśli sama nie poprosi o pomoc.
– Tak, wiem… Ale przynajmniej jej wysłuchaj. Niełatwo jest podjąć taką decyzję, przecież to straszne musieć donieść na własnego męża. Tak trudno mi patrzeć, jak cierpi, wiedząc, że być może już na zawsze skazana jest na to piekło…
– Zrobię, co w mojej mocy.
Jalil i Mohamed przysłuchiwali się rozmowie w milczeniu.Mohamed oburzał się w duchu, że starzec nie interweniuje i nie próbuje odwieść Salimy i Laili od tego, co zamierzają zrobić.
– A co ty sądzisz o mężu podnoszącym rękę na żonę? – zapytał go niespodziewanie Jalil.
– Uważam, że nikt nie powinien wtrącać się do cudzego życia małżeńskiego, a tym bardziej namawiać kobietę, by doniosła na własnego męża. Koran uczy, jak należy karać nieposłuszną żonę. Oczywiście kara musi być proporcjonalna do przewinienia. Nie chcę, by moja siostra wtrącała się do prywatnych spraw przykładnej muzułmańskiej rodziny.