Выбрать главу

– Dlaczego sądzisz, że mowa o muzułmanach? – rzuciła Salima. – Racz przyjąć do wiadomości, że oboje są Hiszpanami z Granady, a do tego chrześcijanami.

– Tak czy owak, uważam, że nikt nie powinien się wtrącać do ich spraw. Skoro mąż bije żonę, pewnie ma powody.

– A ty to pochwalasz?

– Oczywiście! Czyżbyśmy mieli kwestionować naszą świętą księgę?

– Pytałem, czy pochwalasz przemoc między ludźmi, mniejsza o powody… – nalegał starzec.

– Koran uczy…

– Mohamedzie, proszę, zostaw Koran w spokoju! Ludzie zawsze dokonywali straszliwych czynów w imię Koranu lub Biblii! Zasłaniamy się świętymi tekstami, próbując usprawiedliwić to, czego usprawiedliwić się nie da.

Głos Jalila al-Basariego był pełen energii, ale również ciepła. Starzec pozwolił sobie nawet na kpiący uśmiech, co wyjątkowo zirytowało Mohameda.

– Moja siostra mówiła, że jest pan świętym mężem, poważanym ałim, a ja widzę tylko starca kwestionującego Szlachetny Koran.

– Uważasz, że kwestionuję Szlachetny Koran? Powiedz, proszę, dlaczego tak sądzisz.

– Nie przyszedłem tu dyskutować. Dziękuję za gościnę, ale musimy już iść – stwierdził Mohamed, spoglądając na siostrę.

– Przed czym uciekasz? – zapytał znów sędziwy Jalil.

– Uciekam? Ja wcale nie uciekam! – W tonie głosu Mohameda pobrzmiewały histeria i strach.

– W takim razie nie spiesz się tak, dopij herbatę i nie próbuj wymigać się od rozmowy ze starcem.

Mohamed spuścił z rezygnacją głowę. Jalil go peszył. Mohamed pomyślał, że to szczwany lis, który ugryzie go przy najmniejszej chwili nieuwagi

– Zostawmy w spokoju Koran i pomówmy o dobru i o złu. Nie uważam, by ktokolwiek miał prawo poniżać lub torturować bliźniego albo wyrządzać mu krzywdę. Niestety, zbyt często jesteśmy drugiemu człowiekowi wilkiem tylko dlatego, że myśli inaczej niż my, wierzy w innego Boga, modli się w inny sposób lub wcale się nie modli, pragnie żyć inaczej niż według nas żyć powinien… Tak, wiele jest spraw, które drażnią nas u innych i nas od nich dzielą, jednak żadna nie usprawiedliwia czynienia zła. Załóżmy, że zabijasz, by pomścić zniewagę, znęcasz się nad żoną, bo nie wywiązała się ze swoich obowiązków, lub kłamiesz, by ratować twarz przed swymi braćmi. Każda z tych rzeczy jest z gruntu zła. Musimy więc zapanować nad złem, które nosimy w sobie, walczyć z nim przez całe życie, starając się poskromić demona i nie pozwolić mu sobą kierować. Nie, Mohamedzie, nic nie usprawiedliwia znęcania się nad żoną, dzieckiem, psem ani nawet nad kwiatem. Myślisz, że Allach raduje się, gdy bijesz żonę? Nie, raczej lituje się nad jej cierpieniem i z gniewem patrzy na twój gniew.

Jalil al-Basari pogrążył się w milczeniu, dopijając herbatę. Salima obserwowała z ukosa Mohameda i Lailę. W oczach przyjaciółki wyczytała rozpacz.

– Lada chwila wpadną do nas znajomi na popołudniowe modły. Zostaniecie? – zapytała, by przerwać ciszę, która zapanowała nagle na sklepowym zapleczu.

– Mam do załatwienia kilka spraw – próbował się wykręcić Mohamed.

– A ja zostanę – rzuciła Laila.

– O nie! Idziesz ze mną.

– Nie, zostanę, lubię słuchać Jalila, zawsze uczę się od niego czegoś nowego.

– Nie martw się. Jeśli się zasiedzimy, mój mąż i ja odprowadzimy Lailę do domu.

– Moja siostra wychodzi ze mną.

– Nie, zostanę.

Twarz Mohameda znów spurpurowiała z gniewu. Czuł wzbierającą wściekłość, nie chciał jednak wybuchnąć przed obcymi.

– Lailo, musisz mnie słuchać, lepiej wracajmy już teraz, jeśli się zasiedzisz, będziemy musieli czekać na ciebie z kolacją.Tłumaczenie to wydało się żałosne nawet jemu, nie przyszła mu jednak do głowy żadna inna wymówka, by skłonić siostrę do wyjścia. Wiedział tylko jedno – Laila pozna na własnej skórze siłę jego pasa za to, że wpakowała go w ten bigos. Gdy tylko wrócą do domu, spuści jej lanie, a jego sumienie, zaśmiał się w duchu, nie ucierpi z powodu siostrzanych łez i bólu.

– Chciałbym, żebyście zostali oboje – odezwał się Jalil. – Chłopcze, myślę, że z przyjemnością z nami porozmawiasz i pomodlisz się. Na pewno ci to nie zaszkodzi.

– No, dobrze… – Mohamed nie znalazł nowej wymówki.

– W takim razie postanowione, zostajecie. Nasi znajomi będą tu lada moment.

Kilka minut później Carlos, mąż Salimy, wszedł na zaplecze, zawiadamiając o przybyciu wiernych.

Z wyczuciem oraz troskliwością Salima i Laila pomogły Jalilowi wstać i wprowadziły go po schodach do mieszkania na piętrze.

Mohamed ze zdziwieniem stwierdził, że jego siostra dobrze zna wszystkich przybyłych. Zgorszyła go swoboda – jego zdaniem bezwstydna i wyuzdana – z jaką odnosili się do siebie mężczyźni i kobiety. Miał ochotę zganić niektóre z kobiet, że chodzą z odkrytą głową, a z ubioru bardziej przypominają chrześcijanki niż muzułmanki, wolał jednak siedzieć cicho – czuł się nieswojo w tym towarzystwie.

Usiedli na poduszkach porozkładanych na podłodze wokół Jalila, który siedział na taborecie. Po jego prawej stronie usiadły kobiety, po lewej – mężczyźni.

– Proponuję, żebyśmy porozmawiali dzisiaj o przemocy – odezwał się Jalil.

Szmer akceptacji wywołał uśmiech na twarzy starca.

– Przed waszym przyjściem rozmawialiśmy o prawie męża do wymierzania kar cielesnych żonie. Nasz przyjaciel Mohamed uważa, że Szlachetny Koran daje nam takie prawo.

Starszy mężczyzna, na oko rówieśnik Jalila, podniósł rękę.

– Nie ma wątpliwości, że nasz przyjaciel Mohamed dobrze zna Koran. Sura czwarta, werset trzydziesty czwarty uczy na przykład:

Mężczyźni stoją nad kobietami ze względu na to, że Bóg dał wyższość jednym nad drugimi, i ze względu na to, że oni rozdają ze swojego majątku. Przeto cnotliwe kobiety są pokorne i zachowują w sbytości to, co zachował Bóg. I napominajcie te, któiych nieposłuszeństwa się boicie, pozostawiajcie je w łożach i bijcie je! A jeśli są wam posłuszne, to starajcie się nie stosować do nich przymusu. Zaprawdę, Bóg jest wzniosły, wielki!…

Mohamed z wdzięcznością popatrzył na mężczyznę, któiy wyrecytował właśnie z pamięci fragment Koranu przedstawiający czarno na białym prawa mężczyzny do karania żony. Z ulgą przekonał się, że wśród tych dziwnych ludzi nie wszyscy zachowują się jak niewierni.

– Chrześcijanie i żydzi dawno już przestali interpretować Biblię dosłownie, uważają ją za księgę napisaną pod natchnieniem bożym, wiedzą jednak, że Bóg, dyktując Pismo Święte, brał pod uwagę ówczesne realia. Dlatego właśnie chrześcijanie i żydzi biorą pod uwagę ducha biblijnych słów, nie traktują ich jednak dosłownie, bynajmniej nie dlatego, że są małej wiary, ale ponieważ uważają, że Bóg chciał, by świat zmieniał się dzień za dniem, rok za rokiem, wiek za wiekiem. Liczy się wiara w Boga, a nie to, czy prorok Eliasz rzeczywiście wstąpił do nieba na wozie ognistym.

Wyjaśnienie Carlosa, męża Salimy, poraziło Mohameda. To były słowa niewiernego.

– Czy to znaczy, że nie powinniśmy postępować wedle nauki Szlachetnego Koranu? – zapytał.

– To znaczy, że powinniśmy iść za jego duchem, nie słowem. W surze czterdziestej dziewiątej, wersecie szesnastym czytamy: Czyż będziecie pouczać Boga o waszej religii, skoro Bóg wie, co jest w niebiosach i co jest na ziemi? I Bóg o każdej rzeczy jest wszechwiedzący?! A nieco dalej: Bóg zna to, co sbyte w niebiosach i na ziemi! I Bóg widzi jasno to, co wy czynicie!

Zebrani słuchali uważnie mówiącego. Nikt mu nie przerywał, tego popołudnia wszystko kręciło się wokół nowego gościa – Mohameda.