Jalil był ślepy, ale najwyraźniej wiedział, gdzie siedzi każdy z gości, bo zwracając głowę w stronę Mohameda, powiedział:
– Bóg jest litościwy. Sura pięćdziesiąta trzecia, werset trzydziesty drugi mówi:
Tych, którzy unikają wielkich grzechów i szpetnych czynów, z wyjątkiem lekkich występków – zaprawdę, twój Pan jest wszechogarniający w Swoim przebaczeniu! On znał was najlepiej, kiedy stworzył was z gliny i kiedy byliście embrionami w łonach waszych matek. Przeto nie uważajcie samych siebie za oczyszczonych. On zna najlepiej tych, którzy są bogobojni!
* Wszystkie cytaty z Koranu w przekładzie J. Bielawskiego, 1986, źródło: Internet.
– Czuję się pokrzepiony na duszy, słuchając Szlachetnego Koranu – powiedział z uniesieniem jeden z młodszych uczestników spotkania. – Nawet wiedząc, że Bóg wszystko widzi i wszystko wie, zawsze mogę wspomnieć jego litościwość i liczyć na przebaczenie wszystkich przewinień, jakich mogę się dopuścić.
– Tak, ale nie chodzi o to, by robić, co niegodne – zauważył Jalil – licząc na bożą litość. Allach oczekuje od nas czegoś więcej.
Młody człowiek spuścił głowę zawstydzony, że dał się ponieść entuzjazmowi, był jednak pewien, że boże miłosierdzie ogarnia wszystko, cokolwiek zrobi w życiu.
Mohamed odchrząknął, zanim zdecydował się odezwać. Ci starcy znali Szlachetny Koran lepiej od niego, ale przecież podczas pobytu w Pakistanie, w medresie, do której wysłał go Hasan, spędził wiele godzin na studiowaniu świętej księgi – wystarczająco dużo, by wiedzieć, że Jalil i jego znajomy cytują fragmenty Koranu wybiórczo, interpretując je po swojemu, na własny, niezbyt ortodoksyjny sposób. Postanowił zaryzykować i pochwalić się znajomością Koranu.
– A ten, kto nie wierzy w Boga i Jego Posłańca – My, zaprawdę, przygotowaliśmy dla niewiernych ogień płonący! – wyrecytował, przymykając oczy. – Do Boga należy królestwo niebios i ziemi. On przebacza temu, komu chce; i On karze tego, kogo chce. Bóg jest przebaczający, litościwy!
– No właśnie, sam przypomniałeś, że Bóg jest przebaczający i litościwy – odpowiedział Jalil. – Sura czwarta, werset czterdziesty mówi: Zaprawdę, Bóg nie wyrządzi niesprawiedliwości nawet na ciężar jednego pyłku. A jeśli to będzie czyn dobry, to On go podwoi i da, ze Swojej strony, nagrodę ogromną. Taki właśnie jest Bóg, tak przedstawia go nam Szlachetny Koran. Wszechmocny może nas ukarać, kiedy zechce i jak zechce, zarówno nas, jak i niewiernych, wszystkie ziemskie istoty, a jednak Koran nie przestaje przypominać nam o boskim przebaczeniu i litości wobec nas, nieszczęsnych grzeszników. Cieszę się, że tak dobrze znasz Koran, Mohamedzie, teraz tylko musisz nauczyć się odpowiednio go interpretować i poczuć przebaczenie i litość, jakimi Bóg obdarza człowieka.
– A więc według pana Szlachetny Koran sprowadza się do boskiego przebaczenia i litości? – prychnął Mohamed.
Jalil zamilkł na krótką chwilę, po czym wbił w gości niewidzące źrenice i odpowiedział:
– Umiejętność przebaczenia naszym bliźnim i okazania im litości to ogromne wyzwanie dla nas, biednych śmiertelników. Ileż razy wpadamy w złość i dręczymy słowem lub czynem naszych bliskich! Wszystko dlatego, że nie potrafimy przebaczyć ich potknięć, a tym bardziej okazać im litości. Wejrzyj w swe serce i zapytaj siebie, ile razy potraktowałeś litościwie swego bliźniego. Odpowiedź na pewno nie przypadnie ci do gustu; ja czuję to samo, gdy zadaję sobie to pytanie.
– A kto uczyni zło łub wyrządzi krzywdę swojej duszy, a potem prosi Boga o przebaczenie, ten znajdzie Boga przebaczającym, litościwym! - wyrecytował głośno inny starzec.
Noc spowiła już Granadę, gdy Jalil zakończył zebranie. Mohamed ze zdziwieniem stwierdził, że dochodzi dziesiąta. Matka i Fatima na pewno się o nich niepokoją. Powiedział, że idzie tylko po Lailę, a przecież od tamtej pory upłynęło już prawie pięć godzin.
Laila pożegnała się serdecznie z członkami tej różnorodnej grupy wyznawców Allacha. Mohamed miał okazję się przekonać, że wszyscy bardzo ją cenią.
Wyszli z domu w milczeniu i również w milczeniu skierowali się ku dzielnicy Albaicin.
Mohamedem targały sprzeczne uczucia. Z jednej strony dobrze się czuł w towarzystwie tych ludzi, z drugiej – miał ich za naiwniaków z uporem maniaka doszukujących się przebaczenia w każdym wersecie Koranu. Pomijali wszystko, co nie odpowiadało ich pragnieniu przebaczenia i litości.
Matka i Fatima czekały na nich w salonie wyraźnie zaniepokojone. Matka rzuciła się ku Laili i odetchnęła z ulga, przekonawszy się, że córka jest cała i zdrowa, potem uśmiechnęła się do syna i zaprosiła oboje do stołu.
Laila wymówiła się od kolacji, tłumacząc się zmęczeniem i tym, że nazajutrz musi wcześnie wstać, bo o ósmej zaczyna lekcje. Mohamed, nie oglądając się na siostrę, ruszył do jadalni, gdzie Fatima podawała kolację.
Zjadł w ciszy, sam jeden, a żona obsługiwała go z pochyloną głową.
Mohamed spoglądał na nią spod oka, myśląc, że nadal go nie pociąga, mimo że poszedł z nią już parę razy do łóżka tylko po to, by nie poskarżyła się krewnym, że z nią nie obcuje. Hasan by mu tego nie wybaczył.
Burnus skrywał jej kształty, ale Mohamed wiedział, że jej ciało jest wyzbyte powabu, a włosy ukryte pod hidżabem mają nijaki ciemnokasztanowy kolor i są szorstkie w dotyku.
Tak, znów będzie musiał pójść do łóżka z Fatimą. Na szczęście schował w szufladzie tabakierkę z haszyszem – tylko z głową pełną narkotycznych oparów uda mu się zbliżyć do żony. Miał nadzieję, że Fatima zajdzie w ciążę i będzie mógł się wykręcić od współżycia z nią, na razie jednak nic w jej zachowaniu nie wskazywało, by była przy nadziei.
Gdy kończył jeść owoc granatu, do jadalni weszła matka Mohameda i usiadła naprzeciwko niego.
– Był tu Ali, pytał o ciebie.
– Co mówił?
– Że przyjdzie jutro. Synku, nie podoba mi się ten chłopak.
– Z tego, co wiem, przyjaźnisz się z jego matką, w każdym razie przyjaźniłaś się, gdy chodziłem z Alim do szkoły.
– Jego matka wyjechała niestety z Granady. Ale rodzina Alego mnie nie obchodzi, obchodzisz mnie ty i nie chcę, żebyś napytał sobie biedy. Jeśli będziesz się zadawał z Alim, źle skończysz.
– A to dlaczego?
– Ali trzyma z niebezpiecznymi ludźmi, ludźmi innymi niż my.
– A jacy my jesteśmy?
– Zmieniłeś się. Nie wiem, co z tobą zrobili w tym Frankfurcie czy Pakistanie, ale cię nie poznaję.
– Stałem się mężczyzną, matko.
– Tak, mężczyzną, który, obawiam się, pozwala sobą manipulować jak dziecko.
– Manipulować? Ja pozwalam sobą manipulować? – Mohamed podniósł głos, a w jego oczach zabłysła hamowana wściekłość. – Jestem mężczyzną, matko, mężczyzną, który ma rodzinę i pragnie naprawić świat, byśmy my, muzułmanie, nie byli już obywatelami drugiej kategorii, by nas szanowano. Najwyższy czas ukarać niewiernych i tak właśnie zrobimy. Bóg nas za to wynagrodzi.
– A kto powiedział, że musimy kogokolwiek karać? Dlaczego nie możemy żyć w pokoju? Ziemia należy do wszystkich, znajdzie się na niej miejsce i dla niewiernych. Niech każdy czci Boga tak, jak go nauczono w dzieciństwie.
– Matko, jak możesz tak mówić!
– Mówię tak, bo przeżyłam swoje i napatrzyłam się już na ludzkie cierpienie.
– Nikt cię nie skrzywdzi, zaufaj mi.
– Nie boję się o siebie, tylko o ciebie. Trzymaj się lepiej z daleka od Alego.