– W czym Ali ci zawinił?
– Zadaje się z najgorszymi przedstawicielami naszej wspólnoty, z ludźmi, którzy zioną nienawiścią. Manipulują nim jak lalką, z tobą będą chcieli zrobić to samo. Powiedzą ci, że jesteś mudżahedinem, że masz do wypełnienia świętą misję, ale to kłamstwo, oni tylko chcą, żebyś poświęcił dla nich życie.
– Każda inna matka byłaby dumna z syna męczennika.
– Mnie, Mohamedzie, wystarczy, żebyś żył. O nic więcej nie proszę.
– Nie mówisz jak bogobojna muzułmanka! Czyżbyś nie widziała, co się dzieje na świecie?
– Owszem, widzę ludzi, którzy chcą za wszelką cenę zgładzić innych ludzi, ale zamiast stanąć na pierwszej linii frontu, posyłają do walki was, naszych synów. Mamią was słowami, które zapadają wam w serce, ale wierz mi, synku, naprawdę nie wiem, za co umieracie.
Mohamed zerwał się z krzesła i wybiegł wściekły z jadalni. Nie chciał kłócić się z matką. Co ona może wiedzieć! Jest tylko prostą kobietą, ledwie umie czytać i pisać. Nic z tego, co mówi, nie ma sensu, bo nie wie, co się dzieje na świecie. Jest zwykłą poczciwiną i tyle.
16
Rankiem, gdy Laila wychodziła z domu, ku swemu zdziwieniu wpadła na progu na Alego, który miał właśnie zadzwonić do drzwi.
– Dzień dobry.
– Zastałem twojego brata?
– Tak, ale nie wiem, czy już wstał, zaczekaj, zawołam mamę. Laila weszła pospiesznie do domu i skierowała się do kuchni.
– Mamo, przyszedł Ali. Pyta o Mohameda.
– Tak wcześnie?
– Tak, zawołaj Mohameda.
– Nie podoba mi się…
– Mnie też się nie podoba, mamo, ale nic nie możemy na to poradzić. Mohamed jest mężczyzną, sam musi decydować o swoim losie.
– Nie, nie jest mężczyzną, to jeszcze dziecko.
Kobieta spojrzała na córkę strapiona i wyszła z kuchni, by zawołać syna. Ból ściskał jej serce.
Ali czekał na Mohameda w salonie. Był zdenerwowany ociąganiem się przyjaciela. Wskazówki Omara brzmiały jasno – nie ma mowy o spóźnieniu. Gdy Mohamed w końcu się zjawił, Ali bez słowa wyjaśnienia powiedział, żeby się pospieszył.
– Kazałeś mi na siebie czekać – zganił go.
– Gdy przyszedłeś, jeszcze spałem. Spieszyłem się, jak tylko mogłem, pod prysznicem byłem tylko minutkę i nawet nie wypiłem kawy.
Szli szybko wąskimi uliczkami Albaicin. Ali milczał jak zaklęty, mimo nalegań przyjaciela pytającego raz za razem, dokąd go prowadzi.
Gdy doszli do centrum miasta, Ali ruszył brzegiem rzeki, nie przestając ani na chwilę zerkać za siebie.
– Na co się oglądasz? – zapytał Mohamed poirytowany. Nie doczekał się odpowiedzi, bo w tej samej chwili zatrzymał się tuż przy nich samochód terenowy i Ali wepchnął przyjaciela na tylne siedzenie. Za kierownicą siedział mężczyzna w średnim wieku o czarnych włosach i przystrzyżonych wąsikach. Nawet ich nie pozdrowił. Zresztą Ali również sienie odezwał, więc Mohamed postanowił wziąć z niego przykład.
Wyjechali z miasta i skierowali się na autostradę łączącą Granadę z wybrzeżem. Nieznajomy prowadził szybko i pewnie. Po niecałych dwóch godzinach zatrzymali się przed bramą, która rozsunęła się przed nimi. Zobaczyli ubitą drogę, a na jej końcu olbrzymią willę zbudowaną zgodnie z kanonami nowoczesnej architektury.
Do samochodu podeszli dwaj mężczyźni i zaczekali, aż wysiądą. Jeden z nich uścisnął serdecznie Alego, po czym zaprowadził ich do willi.
Pokój, do którego weszli, był przestronny, na środku stał niski stół otoczony trzema kanapami i licznymi krzesłami.
– Zaczekajcie tutaj – usłyszeli.
Ali i Mohamed nie odważyli się usiąść.
– To tu mieszka Omar? – zapytał Mohamed ledwie słyszalnym szeptem.
– Tak, to mój dom.
Mohamed wzdrygnął się. Nie zauważył mężczyzny, który odpowiedział na jego pytanie, nie rozumiał nawet, jakim cudem ten go usłyszał.
– Witaj, Mohamedzie, niech Allach ma cię w opiece.
– Dziękuję – odpowiedział Mohamed zmieszany.
– Spóźniłeś się, Ali – warknął Omar.
Ali nawet nie próbował się usprawiedliwiać, spuścił tylko oczy zawstydzony.
– Zakładam, że coś was zatrzymało. Dobra, siadajcie, nie mam dużo czasu.
Dwaj przyjaciele wykonali polecenie tego mężczyzny w nieokreślonym wieku – równie dobrze mógł mieć czterdzieści, co trzydzieści lat – wysokiego, o wielkopańskim wyglądzie, czarnych włosach przyprószonych siwizną i oczach czarniejszych od najciemniejszej nocy.
Widać było, że jest przyzwyczajony do rozkazywania i nie znosi sprzeciwu. Sędziwa kobieta w burnusie i z głową obwiązaną hidżabem weszła do sałonu z tacą, na której stały trzy filiżanki kawy i półmisek ze słodyczami.
Omar zaczekał, aż staruszka wyjdzie, i dopiero wtedy podjął:
– Chcę, żebyście weszli w skład oddziału, który zada ostateczny cios niewiernym. Potem będą mogli już tylko błagać o litość, bo władza nad światem znajdzie się raz na zawsze w rękach wyznawców Allacha. Misję tę miał wykonać twój kuzyn Jusuf. Napomknął ci coś na ten temat?
– Nie – przyznał Mohamed. – Jusuf był bardzo skryty, choć domyślałem się, że coś zaprząta jego myśli. Całymi dniami wertował jakieś papiery, od czasu do czasu prowadził tajemnicze rozmowy przez telefon. Znikał, nie mówiąc nikomu, dokąd jedzie, ale… nie, nigdy nie wspomniał o żadnej misji ani mnie, ani pozostałym członkom naszej komórki.
– Hasan i ja całkowicie ufaliśmy Jusufowi. Teraz wy przejmiecie jego zadanie. Nie jest ono łatwe, jeśli zostaniecie zatrzymani, będziecie musieli odebrać sobie życie, by niewierni o niczym się nie dowiedzieli. Pozostali uczestnicy akcji już się do tego zobowiązali.
Ali i Mohamed przyrzekli Omarowi, że poświęcą życie dla sprawy i że nic nie uszczęśliwi ich tak bardzo, jak rychłe spotkanie z Allachem w raju.
– Jeśli wpadniecie w ręce niewiernych, lepiej odbierzcie sobie życie własnoręcznie, w przeciwnym wypadku my wam w tym pomożemy, ale wtedy chwała ominie was i wasze rodziny. Nie rozstawajcie się nigdy z kapsułką.
– Z kapsułką? – zdziwił się Mohamed.
– Tak, z kapsułką, z waszą ostatnią deską ratunku, gdybyście nie mogli zginąć w walce jak prawdziwi wojownicy Allacha.
– We Frankfurcie obwiązywaliśmy się pasami z materiałami wybuchowymi, by wysadzić się w powietrze w razie ewentualnego aresztowania. Tak właśnie postąpił Jusuf oraz reszta moich towarzyszy, a i ja zrobiłbym to samo, gdyby mój kuzyn nie zlecił mi zniszczenia dokumentów…
– Przestań się zadręczać tym, że ocalałeś z frankfurckiej obławy. Najwyraźniej Allach tak chciał. Może dane ci będzie zginąć w tej nowej misji, może nie. Pasy z materiałami wybuchowymi to nasz ulubiony sposób działania, jednak tym razem mówimy o zadaniu specjalnym. Przyjdzie wam działać jawnie, w niektórych niebezpiecznych momentach nie będziecie mogli mieć przy sobie materiałów wybuchowych. Wiem, śmierć przez otrucie może się wam wydać niegodna bohatera, ale tym razem nie mamy innego wyjścia, nie możemy ryzykować.
Mohamed i Ali skinęli głowami, nie kryjąc zawodu. Prawdziwi wojownicy, pomyśleli, nie połykają kapsułki z trucizną. Nie mogli jednak sprzeciwiać się Omarowi, który wiedział więcej od nich.
– Teraz przedstawię wam szczegóły misji. Słuchajcie uważnie. Przez dwie bite godziny Omar tłumaczył, czego od nich oczekuje. Mohamed i Ali słuchali go oczarowani.
– Uderzymy w ich najczulsze miejsce: w trzy najświętsze sanktuaria chrześcijaństwa. Postanowiliśmy zniszczyć ich najświętszą relikwię: drzewo, na którym według nich ukrzyżowano Jezusa Chrystusa. Zachowały się setki fragmentów krzyża, ale my uderzymy w sanktuarium, gdzie znajduje się największy z nich – w klasztor Santo Toribio w Kantabrii, jedno z niewielu miejsc, gdzie chrześcijanie obchodzą rok jubileuszowy, czyli Ano Santo. Poza Santo Toribio tylko Jerozolima, Rzym i galisyjskie Santiago de Compostela mogą się pochwalić takim przywilejem. Mamy szczęście, bo właśnie w tym roku przypada w Santo Toribio Ano Santo, zjadą się więc tam tysiące pielgrzymów z całego świata, by czcić ten kawałek drewna. Zniszczymy również relikwie krzyża przechowywane w bazylice Świętego Krzyża Jerozolimskiego w Rzymie oraz Święty Grób w Jerozolimie. Chrześcijanie nie będą mogli spuścić głów wobec takiego upokorzenia. Gdy tylko gazety oraz stacje radiowe i telewizyjne przekażą światu wiadomość o naszym czynie, zbudzi się w nich uśpiona świadomość. Nawet ci, którzy odżegnują się od religii, mieniąc się agnostykami lub ateistami, nie będą mogli przełknąć takiej zniewagi. Sęk w tym, że nie będą wiedzieli, co robić, więc dla pewności nie zrobią nic. Natychmiast podniosą się głosy nawołujące do spokoju, do pojednania między muzułmanami i chrześcijanami, oznajmią, że zamachy są dziełem szaleńców i fanatyków… Krótko mówiąc, spuszczą tylko głowę i nie odważą się wystąpić przeciwko nam, bo się nas boją, i to bardzo.