Ciągle obmyślał szczegóły trzech przygotowywanych zamachów. Przerzut ludzi poszukiwanych przez policję całego cywilizowanego świata mógł nastręczyć wiele trudności, choć trzeba przyznać, że coraz łatwiej było im poruszać się po Europie: miliony ich braci mieszkały pośród tych głupkowatych, pełnych dobrych chęci Europejczyków, którzy wierzyli w naiwne hasła o pokoju i sojuszu cywilizacji.
Tak czy inaczej, muszą jak najszybciej przystąpić do akcji, korzystając z tego, że Centrum do Walki z Terroryzmem jeszcze niczego nie zwietrzyło.
Kobieta obiecała zadzwonić, gdyby nastąpiła jakaś zmiana. Wiedział, że spełni obietnicę, że dla niego zrobi wszystko. Uśmiechnął się do myśli, która przymknęła mu nagle przez głowę: znalazł wyjście z sytuacji – wyśle ją jako żywą bombę na jeden z celów. Byłby to piękny sposób zakończenia ich związku i pozbycia się problemu. Nie będzie zresztą pierwszą zachodnią kobietą gotową umrzeć dla islamu. Wymyślił właśnie, jak upiec dwie pieczenie na jednym ogniu – nic, tylko pogratulować sobie pomysłowości.
A tymczasem spotka się z granadyjską komórką. Omar zatroszczył się, by zorganizowano w Granadzie cykl konferencji na temat trzech religii monoteistycznych. Salim został oczywiście zaproszony. Jego obecność na tego typu imprezach była oczywista, dlatego nikogo nie zdziwi jego wyjazd do Granady. Do tego czasu zdąży podjąć ostateczną decyzję.
Od Omara wiedział, że Mohamed, Ali i Hakim są już na północy Hiszpanii, w Santo Toribio, że wtopili się w tłum pielgrzymów odwiedzających sanktuarium w nadziei uzyskania odpustu z okazji roku jubileuszowego.
A co do zamachu w Rzymie… Tak, z przyjemnością zamieni swoją kochankę w żywą bombę. Oczami wyobraźni widział, jak z głową owiniętą hidżabem krzyczy, że ginie dla Allacha. Uśmiechnął się na myśl o tej makabrycznej wizji – ta kobieta była mu beznadziejnie oddana.
Wzdrygnął się na odgłos telefonu. Po odłożeniu słuchawki znów się zaśmiał, tym razem na głos: Wydział Nauk Politycznych Uniwersytetu Harvarda chciał, by wygłosił wykład na temat możliwego sojuszu między światem zachodnim i muzułmanami. Zgodził się bardzo chętnie. Obiecano mu sowite wynagrodzenie, a i jego prestiż akademicki miał na tym zyskać. W końcu będą go słuchali ni mniej, ni więcej tylko przyszli światowi przywódcy, kształcący się właśnie na Harvardzie… Powie im to, co chcą usłyszeć, bo czego innego by nie zrozumieli. Amerykańskie i europejskie elity polityczne nie chcą nawet słyszeć, że nie można zatrzeć różnic poprzez dialog i ustępstwa. Ci tchórze boją się kłopotów i aby ich uniknąć, są gotowi na każde poświęcenie. Zachowują się jak dzieci.
Raymond głaskał Kroniką brata Juliana, jakby chciał, by natchnęła go ona siłą do tego, co miał zrobić. Po chwili odłożył książkę na stół i wyszedł z hotelowego apartamentu, zerkając na zegarek – była druga po południu. Miał nadzieję, że o tej porze nie spotka nikogo na korytarzu. Obawiał się, że pokojówka lub ktoś z gości zauważy, jak wślizguje się do cudzego pokoju.
Na spotkanie z Ileną wybrał hotel Crillon. Aby wytłumaczyć pobyt w hotelu, mimo posiadania własnego apartamentu w Paryżu, hrabia zlecił malowanie i zmianę wystroju łazienek w swoim mieszkaniu. Łącznik zawsze podkreślał, że nie należy zaniedbać nawet najdrobniejszego szczegółu. Wybór hotelu był sporym problemem, ostatecznie postanowił jednak nie poświęcać własnej wygody dla przelotnego spotkania. Z rana Łącznik zadzwonił do niego, podając mu tylko jeden numer – numer pokoju Ileny.
Zdumiał się na jej widok. Zbyt wysoka, zbyt jasnowłosa, zbyt niebieskooka – jednym słowem zbyt rzucająca się w oczy, by wykonać misję, do której był potrzebny ktoś, kto mógł uciec niezauważony, nie zwracając na siebie uwagi.
Wyglądała na dwadzieścia trzy, dwadzieścia pięć lat, na jej twarzy zakrzepł gniew.
– Ma pan wskazówki? – zapytała zaraz po powitaniu.
– Tylko część, mogę wejść i usiąść?
Wyczuł, że jest spięta, speszona, że chce jak najszybciej się go pozbyć.
– Proszę się rozluźnić. Tu nikt nas nie widzi ani nie słyszy, a pośpiech jest złym doradcą, zwłaszcza w przypadku czekającej nas rozmowy.
Wskazała mu krzesło i usiadła naprzeciwko niego. Rozdzielał ich okrągły stolik.
– Za kilka dni wręczę pani cztery bilety lotnicze, dla pani i pani towarzyszy, ale najpierw potrzebuję waszych zdjęć do wyrobienia paszportów.
– Mam je przy sobie, ale zaszła pewna zmiana: w akcji wezmą udział mój brat, mój kuzyn i kuzynka.
– Skąd ta zmiana? – zapytał Raymond zaniepokojony.
– Moja kuzynka wycierpiała tyle samo co ja – odparła, wpatrując się w niego gniewnie.
– A pani drugi brat?
– Zostaje, by opiekować się naszą matką. Z siedmioroga rodzeństwa zostało nas tylko troje. Resztę zabito na wojnie, podobnie jak naszego ojca. Ktoś z nas musi żyć, tak postanowiliśmy.
– Ile lat ma pani kuzynka?
– Jest starsza ode mnie.
– Pytałem, ile ma lat.
– Czterdzieści. Na wojnie straciła męża i najmłodszą córkę. – Ilena westchnęła niecierpliwie. – Nadal nie przedstawił mi pan szczegółów misji.
– Co pani już wie?
– Że nareszcie będę mogła zemścić się na muzułmanach. Nikt, zupełnie nikt, nie przejął się tym, co zrobili nam Serbowie.
– Zemsta nie dosięgnie pani prześladowców.
– Wiem, ale chcę, by im podobni płakali tak, jak ja płakałam.
– To nie będzie proste, ale nam się uda. Zadamy muzułmanom cios, po którym nie zdołają się podnieść: zniszczymy relikwie Mahometa.
– Relikwie? To muzułmanie mają relikwie? – zapytała z niedowierzaniem Ilena.
– Tak, w pałacu sułtańskim w Stambule, znanym jako pałac Topkapi, jeden z sułtanów polecił wybudować salę, nazwaną Salą Błogosławionego Płaszcza, gdzie przechowywany jest płaszcz Mahometa, jego pieczęć, miecze, kilka włosów z brody, a także jego chorągiew z czarnej wełny. Chrześcijanie walczyli z muzułmanami, niosąc do bitwy drzewo krzyża, na którym umarł Jezus Chrystus, natomiast Turcy w dramatycznych momentach swej historii obnosili w procesji po stambulskich ulicach chorągiew Proroka.
– A jak zniszczymy te relikwie? – zapytała Ilena.
– Wysadzimy je w powietrze, ma się rozumieć. Pani brat, kuzyn i kuzynka pojadą do Stambułu jako zwykli turyści, a jeśli chodzi o panią… Pani za bardzo zwraca na siebie uwagę, lepiej, by udała się tam pani tuż przed zamachem. Tylko niech pani ubierze się skromnie i próbuje nie rzucać się w oczy. Nie pchajcie się do Topkapi wszyscy razem, lepiej niech każdy dotrze tam na własną rękę. Tylko niech pani nie idzie tam sama, bo to na pewno zwróci uwagę.
– Jakie obywatelstwo będzie widnieć w moim paszporcie?- Bośniackie. Będziecie uchodzili za Bośniaków z Sarajewa, to najlepsze rozwiązanie.
– Jestem Serbobośniaczką i dobrze znam Sarajewo.
– Cały sekret polega na zmianie tylko kilku danych, nie wszystkich. Gdyby wystąpiła pani jako Angielka lub Szwedka, pani wygląd nikogo by nie zdziwił, ale kłamstwo wydałoby się, gdy tylko otworzyłaby pani usta. A więc jest pani Bośniaczką przebywającą na wakacjach w Stambule, po prostu.
– A bomba?
– Bomba zostanie ukryta w wózku inwalidzkim. Będzie pani udawała niepełnosprawną. Tylko w ten sposób okpimy ochronę, z tym że musi pani wiedzieć, że zamach będzie prawdopodobnie kosztował panią życie.
– Gdzie umieścimy resztę materiałów wybuchowych?
– Również w wózku. Ponoć pani bracia i kuzyn znają się na rzeczy, bo walczyli na wojnie
– To prawda.
– Doskonale, a więc ukryjecie materiały wybuchowe w wózku: w siedzeniu lub w poręczy, gdzie będzie wam wygodniej. Zrobicie to na miejscu, w Stambule, bo głupotą byłoby ryzykować i pchać się przez granice z wózkiem inwalidzkim nafaszerowanym materiałami wybuchowymi.