– Może, ale… No nic, pójdę już do siebie.
– Zaczekaj, nie wychodź. Patrz, właśnie przysłano mi e-mailem zapis rozmowy tego al-Bashira z majordomusem hrabiego…
Przez dłuższą chwilę studiowali dokument. Przezornie woleli zachować dla siebie swoje opinie. Pociągnęli za nitkę w postaci Karakoza i natknęli się na zupełnie nieoczekiwanych bohaterów spisku.
Hans Wein uznał, że Lorenzo powinien natychmiast skontaktować się z Watykanem. Skoro w przeszłości Kościół badał ezoteryczną działalność jednego z hrabiów d’Amis, może mieć jakieś przydatne informacje, a przynajmniej uzupełnić ich wiedzę na temat tego arystokratycznego rodu.
Lorenzo Panetta udał się do swego gabinetu, by stamtąd zadzwonić do watykańskiego Departamentu Analizy Polityki Zagranicznej, choć było już po trzeciej i nie sądził, że jeszcze tam kogoś zastanie. Zdziwił się, usłyszawszy w słuchawce głos ojca Ovidia.
Przedstawił mu pokrótce sytuację i zobowiązał się przesłać e-mailem szczegółowy raport. Ojciec Ovidio obiecał porozmawiać z biskupem Pelizzolim i skontaktować się z centrum, jeśli znajdzie w archiwum cokolwiek na temat hrabiego d’Amisa.
– Coś na pewno tam będzie, bo z dokumentów francuskiej policji wynika, że przed laty Watykan zwrócił się do nich o pomoc i dyskretną informację na temat tego rodu – przekonywał Panetta.
– Zadzwonię do pana zaraz po rozmowie z biskupem. Ale proszę mi powiedzieć, co to wszystko ma wspólnego z zamachem we Frankfurcie?
– Nie wiem, może nic, ale to nasz jedyny trop. Zaczęliśmy badać Karakoza i oto, co odkopaliśmy.
– Hrabiego, który przewodzi fundacji poświęconej katarom… – mruknął Ovidio.
– To znowu nie takie dziwne, w końcu katarzy stali się lokalną atrakcją turystyczną.
– Zadzwonię do pana, gdy tylko skontaktuję się z biskupem. Ovidio zamyślił się, nie wiedząc, co robić. Musi zadzwonić do biskupa Pelizzolego, ale o tej porze Jego Ekscelencja był akurat na lunchu w ambasadzie hiszpańskiej. Ovidio wahał się, czy skontaktować się z nim natychmiast, czy zaczekać.
Nie wiedząc, jak wybrnąć z sytuacji, wybrał numer komórki Domenica, który pół godziny wcześniej wyszedł na lunch.
– Jesteś daleko od biura? – zapytał dominikanina.- Nie wyszedłem jeszcze z Watykanu. Dlaczego pytasz?
– Mam wiadomości od naszych znajomych z Brukseli, bardzo osobliwe wiadomości.
– Będę u ciebie za niecałe pięć minut.
Biskup Pelizzoli czytał uważnie raport, który podsunął mu Ovidio. Wrócił właśnie z lunchu z hiszpańskim ambasadorem przy Stolicy Apostolskiej i zastał Ovidia i Domenica zatroskanych i spiętych z powodu wiadomości napływających z unijnego Centrum do Walki z Terroryzmem. Skończywszy czytać dokumenty, westchnął i sięgnął po telefon.
– Połącz mnie z ojcem Aguirre – poprosił swojego sekretarza. Dziesięć minut później usłyszał w słuchawce energiczny głos Ignacia Aguirre. Biskup nie tracił czasu na uprzejmości.
– Ignacio, przyjeżdżaj natychmiast. Podczas śledztwa w sprawie zamachu we Frankfurcie Centrum do Walki z Terroryzmem natknęło się na Raymonda de la Pallisiere, hrabiego d’Amisa.
W słuchawce zaległa cisza. Biskup Pelizzoli wiedział, że wiadomość zrobiła wrażenie na jego leciwym mentorze. Ignacio Aguirre stanął nagle twarzą w twarz z przeszłością, która – jezuita wiedział o tym dobrze – nigdy nie zostanie do końca pogrzebana.
– Nie, nie chodzi o to, że hrabia jest zamieszany w zamach, po prostu śledzono jakiegoś handlarza bronią, którego telefon był na podsłuchu i… cóż, trudno to wytłumaczyć, zwłaszcza przez telefon… Mógłbyś przyjechać jak najszybciej? Tak, Ovidio nadal zajmuje się tą sprawą… Dziękuję, mój sekretarz dopilnuje, żeby na lotnisku czekał na ciebie bilet. Wyślę po ciebie samochód na Fiumicino. Zjemy dziś razem kolację, choć obawiam się, że będę cię musiał podjąć w moim biurze.
Wydawszy sekretarzowi stosowne polecenia, biskup poprosił, by wezwał ojca Ovidia i ojca Domenica. Ci weszli do gabinetu z marsem na czole. Biskup od razu przeszedł do rzeczy.
– Ojciec Ignacio Aguirre przylatuje dziś wieczorem do Rzymu, by objąć dowodzenie nad śledztwem. Od tej pory będziecie pracowali pod jego rozkazami.
Osłupienie malowało się na twarzy obu księży. Ovidio zdobył się na odwagę i zapytał, co sprowadza jego nauczyciela do Watykanu.
– Ojciec Aguirre zna hrabiego d’Amisa. Wybryki ojca Raymonda de la Pallisiere zaniepokoiły przed laty Kościół. Poprzedni hrabia poszukiwał świętego Graala i skarbu katarów. To były trudne czasy, które zbiegły się z końcem drugiej wojny światowej. Ponoć sam Himmler był zamieszany w tę historię. Ojciec Aguirre jest wybitnym specjalistą od historii katarów, poza tym nikt nie wie tyle co on o rodzinie d’Amis, tym bardziej że Ignacio miał okazję dobrze ją poznać. W tej chwili dzwonię do Lorenza Panetty do Brukseli. Chyba będziemy mogli im pomóc, choć jeszcze nie bardzo wiem jak.
Gdy Lorenzo Panetta wkroczył do gabinetu Hansa Weina, ten zrozumiał, że wydarzyło się coś ważnego.
– Hans, nie uwierzysz! W Watykanie wiedzą, i to sporo, o hrabim d’Amisie. Pewien stary jezuita zna go nawet osobiście i kilkakrotnie odwiedzał jego zamek. Pelizzoli powiedział, że hrabia to typowy fanatyk. Biskup obiecał zadzwonić, gdy tylko ów jezuita, niejaki ojciec Aguirre, zjawi się w Watykanie. Zaproponował nawet, że w razie potrzeby może go nam podesłać do Brukseli.
– Kiedy będziesz mógł porozmawiać z tym jezuitą?
– Ponoć mieszka w Hiszpanii, konkretnie w Bilbao, ale jest już w drodze do Rzymu. Myślę, że dziś późnym wieczorem będzie już dostępny.
– Jeśli okaże się, że rzeczywiście wie coś ważnego, poproś, żeby do nas przyjechał.
– Tak, oczywiście. Do licha, ale się to wszystko pogmatwało!
– Nie podniecaj się tak, Lorenzo, być może to nas do niczego nie doprowadzi. Według raportów Salim al-Bashir cieszy się nieposzlakowaną opinią, zresztą to obywatel brytyjski.
– Od jakiegoś czasu wczytuję się w wypowiedzi i wykłady tego profesorka i wiesz, co mnie w nich najbardziej dziwi? Ten al-Bashir nigdy nie potępił żadnego zamachu islamskich terrorystów. Wiecznie ubolewa, że nie istnieje porozumienie między muzułmanami i obywatelami Zachodu i że świat zachodni jest niewrażliwy na potrzeby wyznawców islamu. Prosi, by budować mosty łączące nasze społeczeństwo, bo tylko w ten sposób uda się uniknąć tragedii, i dorzuca do tego jeszcze kilka napuszonych zdanek, ale ani razu nie potępił żadnego zamachu Stowarzyszenia. Ogranicza się tylko do analizowania ich przyczyn. Nie podoba mi się ten al-Bashir. Jeszcze dobrze nie wiem dlaczego, ale mi się nie podoba.- Lepiej nie mów tego głośno, bo ten człowiek uchodzi za kluczową postać w dialogu między Europejczykami i muzułmanami i jest uważany za umiarkowanego w swych opiniach.
– Poprosiłem Rzym, by obserwowali go dyskretnie podczas jego wizyty w Wiecznym Mieście, później zwrócimy się z tą sama prośbą do Londynu…
– Odwołaj tę prośbę! Nie możemy śledzić al-Bashira, nie zrobił nic złego, nie jest o nic podejrzany. Co innego hrabia d’Amis, który zadaje się z Jugolem… Niczym się nam nie naraził profesor specjalizujący się w historii wypraw krzyżowych, nie ma niczego zdrożnego w jego znajomości z hrabią, zwłaszcza że ten przewodzi fundacji poświęconej katarom.
– Ale…
– Lorenzo, na miłość boską! Nie możemy wziąć pod lupę wszystkich znajomych hrabiego! A przynajmniej nie możemy tego zrobić, dopóki nie mamy pewności, czy jesteśmy na dobrym tropie.
– Jesteśmy na dobrym tropie, wierz mi.
– Możliwe, nie mówię, że nie, nie chcę jednak, by uznano nas za arabożerców. Zanim cokolwiek zrobimy, muszę porozmawiać z naszym człowiekiem w Londynie, niech oni decydują.