Выбрать главу

Zaprosił ją na spacer i na przekąskę. Przystała chętnie, bo chciała być blisko niego.

Opuściła hotel pierwsza i zgodnie z poleceniem Salima ruszyła w kierunku placu Hiszpańskiego, Salim dołączył tam do niej po dziesięciu minutach i udali się do restauracji L’Antica Enoteca na Via de la Croce. Zamówili po lampce białego wina oraz półmisek serów i wędlin – było za późno na obiad, a za wcześnie na kolację.

– Co słychać w centrum? – zapytał, gładząc ją po ręce.

– Wszystko po staremu. Szefostwo nadal ma obsesję na punkcie Karakoza, wierzy, że doprowadzi ich do Stowarzyszenia.

– A odkryto coś nowego?

– Nie, raczej nie. Już ci mówiłam, że założono podsłuch telefoniczny i zdobyto numery niektórych ludzi z organizacji, ale na tym się skończyło.

– A co się mówi w centrum o wydarzeniach we Frankfurcie?

– Nadal obsesyjnie próbuje się połączyć w sensowną całość słowa ze spalonych dokumentów, ale z marnym skutkiem. Już w Paryżu mówiłam ci, że zwrócono się o pomoc do Watykanu, ale klechy również nie wiedzą, co z tym fantem zrobić.

– Nie dziwili się, że wyjeżdżasz?

– Coś mi się zdaje, że cały dział wziął sobie wolne. Przecież wiesz, że my, urzędnicy, wolimy spędzać weekendy jak najdalej od Brukseli.

– To dobrze. Nie chciałbym, żebyś miała przeze mnie kłopoty.

– Niewiele by mnie to obeszło – odpowiedziała, spoglądając na niego namiętnie.

– Ale mnie by obeszło, potrzebuję cię.

– Nigdy dotąd mi tego nie mówiłeś…

– Przecież wiesz, że cię kocham. – Uśmiechnął się do niej.

– Tak przypuszczałam…

– Chodźmy na spacer. Jest ładna pogoda, chciałbym pokazać ci pewne wyjątkowe miejsce.

Szli dość długo, Salim nie chciał zdradzić, dokąd ją prowadzi. Za każdym razem, gdy o to pytała, ściskał ją za rękę i całował. Wreszcie zatrzymali się przed jednym z rzymskich kościołów.

– Chodź, zajrzymy do środka – zaproponował i pociągnął ją za sobą.

– Do kościoła? Oszalałeś? Niby po co?

– Wiesz, jak się nazywa ta bazylika? – ciągnął Salim, nie zwracając uwagi na zdziwienie malujące się na jej twarzy.

– To bazylika?- Tak, bazylika Świętego Krzyża Jerozolimskiego. Polecił ją zbudować cesarz Konstantyn, by jego matka, święta Helena, miała gdzie złożyć relikwie przywiezione z Jerozolimy.

– Nie wygląda na aż tak starą…

– Przebudowywano ją kilkakrotnie, najpierw w średniowieczu, potem w osiemnastym wieku. Sama zobaczysz, że stare kolumny przeplatają się z barokowymi.

– Skąd wiesz tyle o tym miejscu? – zdziwiła się. Uśmiechnął się, wziął ją za rękę i zaprowadził do środka. Szepnęła, że to rzeczywiście wspaniałe miejsce, a on oprowadzał ją po kościele jak po własnym domu.

– A relikwie? Gdzie są relikwie? – dopytywała się.

– Zaraz je zobaczysz. Zostały złożone w kaplicy zbudowanej w tysiąc dziewięćset trzydziestym roku. Idzie się tam tymi schodami, na lewo od chóru.

Zeszli w milczeniu po schodach i Salim zaczął jej pokazywać przechowywane tam skarby.

– Oto trzy kawałki Chrystusowego krzyża, a to dwa ciernie z jego korony i kawałek gąbki, którą go pojono. Aha, a to fragment titulus erucis, tabliczki z winą Jezusa…

Zaśmiała się pod nosem i ścisnęła mu rękę, by wyrwać go z zamyślenia.

– Jesteś niesamowity! Chyba nie wierzysz, że wszystko to jest prawdziwe! Jakim cudem trafiłyby tu ciernie z korony Jezusa Chrystusa?

– Milcz i patrz. Oto jeden ze srebrników, które dostał Judasz za zdradzenie Chrystusa, a to palec świętego Tomasza, którym dotykał ran proroka. Pod posadzką złożono ziemię z Golgoty.

– Bzdury, bajeczki dla głupiutkich dzieci. Nikt przy zdrowych zmysłach nie uwierzy, że którakolwiek z tych rzeczy jest prawdziwa. Chyba nie muszę ci opowiadać, jak świetnie kwitł przez wieki handel relikwiami. Przeszliśmy taki szmat drogi, by oglądać te dziwactwa? Nie rozumiem cię! Chyba nie myślisz, że obchodzą mnie relikwie, przecież wiesz, że jestem ateistką.

– Nie mów tak! – Salim przyłożył palec do jej warg, jakby w ten sposób chciał ją uciszyć.

– No, nie taką zupełną ateistką – zaczęła się tłumaczyć. – Po prostu już wiele lat temu dałam sobie spokój z religią.

Wrócili do części głównej świątyni. Nie miała odwagi przerwać milczenia Salima. Gdy wyszli z bazyliki, zaczynało zmierzchać.

Zaniepokoiła się na widok pochmurnej miny Salima, który puścił jej rękę i odpowiadał półsłówkami na jej pytania.

Gdy szli w kierunku centrum, zdjął ją paniczny lęk. Nie rozumiała, co się dzieje, nie potrafiła sobie wytłumaczyć przygnębienia Salima, czuła tylko, że wizyta w bazylice oddaliła ich od siebie, nie miała jednak pojęcia dlaczego.

Gdy byli już blisko hotelu, Salim poprosił ją, by weszła pierwsza.

– Zaraz do ciebie przyjdę – powiedziała.

– Nie, jeśli nie masz nic przeciwko, wolałbym zostać sam. Zobaczymy się rano.

– Ale dlaczego?! Co się dzieje? Co złego zrobiłam? No, powiedz, co?!

– Uspokój się, a przede wszystkim nie krzycz, bo zwracasz na siebie uwagę. Chcę pobyć trochę sam, tylko tyle.

– I po to ściągnąłeś mnie do Rzymu? Proszę, powiedz, o co ci chodzi?

– Musisz uszanować moje potrzeby, nie możesz mi się narzucać. Już ci tłumaczyłem, że chcę pobyć trochę sam, porozmawiamy jutro.

Złapała go za ramię, ale wyrwał się jej gwałtownie i ruszył w stronę hotelu, zostawiając ją na środku ulicy z oczami pełnymi łez.

Poszedł do swojego pokoju pewien, że go nie usłucha i wcześniej czy później zjawi się, błagając, by ją wpuścił. Znał ją dobrze, wiedział, że nie może bez niego żyć i zrobi wszystko, co jej każe, ale jeśli chce, by popełniła dla niego samobójstwo, musi postępować rozważnie i wcześniej ją urobić.

Dwie godziny później rozległo się nieśmiałe pukanie do drzwi. Poszedł otworzyć, wiedząc, że to ona.

Miała zaczerwienione oczy, a na jej twarzy malowała się bezbrzeżna rozpacz. Wydawała się słaba, zagubiona, zdruzgotana.

Nie odezwał się, ale i nie zamknął jej drzwi przed nosem, po prostu patrzył na nią obojętnie.

– Proszę, pozwól mi wejść – jęknęła.

– Nie potrafisz zrozumieć, że nie mam teraz ochoty na twoje towarzystwo? – mruknął.

Ukryła twarz w dłoniach i wybuchła płaczem.

– Chcesz, żeby wszyscy nas zobaczyli? O to ci chodzi? – zapytał z irytacją.

– Proszę, pozwól mi wejść! Muszę zrozumieć…Salim odwrócił się na pięcie, zostawiając ją na progu, nie zamknął jednak drzwi. Weszła jak zbity pies, zamykając cicho drzwi, i podreptała za nim w głąb pokoju.

– Błagam, powiedz, czym cię tak rozgniewałam!

Salim usiadł na brzegu łóżka i spojrzał na nią zimno, co jeszcze bardziej zmroziło jej duszę.

– Proszę, kochany! – osunęła się przed nim na kolana, próbując objąć go za nogi, ale się odsunął.

Zaczęła spazmatycznie szlochać, ale on nawet nie drgnął, napawał się tylko jej rozpaczą, widząc, że jest zdruzgotana, z każdą chwilą bardziej upokorzona, pozbawiona woli.

Jeszcze przez dwie godziny znęcał się nad nią, poniżając ją i demonstrując jej swoją pogardę, zanim udał, że się nad nią lituje.

– Chcesz wiedzieć, o co mi chodzi? Dobrze, powiem ci. Spojrzała na niego z wdzięcznością. Kochała go bezgranicznie, nie wyobrażała sobie życia bez niego.

– W nic nie wierzysz, jesteś jak te kobiety, które idą do łóżka z pierwszym napotkanym mężczyzną, wyłącznie dla przyjemności.